wtorek, 11 marca 2014

Z piekła rodem



Autor: Dan Brown
Tytuł: Inferno
Tłumaczenie: Robert J. Szmidt
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 592
Oprawa: twarda
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7508-712-3



Architektura i sztuka jeszcze nigdy nie kryły w sobie tak przerażających zagadek. Robert Langdon musi je rozwiązać, zanim na Ziemi rozpęta się piekło… Robert Langdon, światowej sławy specjalista w dziedzinie symboli, budzi się w zupełnie obcym miejscu w szpitalnym łóżku. Nie pamięta, jak i dlaczego znalazł się w szpitalu, ani skąd się wziął tajemniczy przedmiot, który znajduje w swojej marynarce. Nie ma jednak czasu na rozmyślania. Ledwie odzyskuje przytomność, już ktoś usiłuje go zabić. Bohater w pośpiechu opuszcza szpital w towarzystwie młodej lekarki. Ścigany przez wrogów przemierza uliczki Florencji, próbując rozwikłać tajemniczą zagadkę. Podąża śladem wskazówek zawartych w słynnym poemacie Dantego... Czy wiedza o tajemnych sekretach, które skrywa historyczna fasada miasta wystarczy, by Langdon umknął przed nieznanymi oprawcami? Czy zdoła uratować świat przed śmiertelnym zagrożeniem?

Musiałam trochę poczekać, aż w me ręce wpadnie najnowsza powieść Dana Browna, czyli Inferno. Ale warto było uzbroić się w cierpliwość i dać się porwać literkom w sekretną podróż wraz z bohaterami, dać się zakodować i rozkodować, łamać sobie głowę nad zagadkami i czuć na plecach oddech…, a przy tym zgłębiać kunszt mistrzów malarstwa i architektury z renesansu oraz analizować jedno z epokowych dziel literatury włoskiej.
Inferno to kolejna książka Dana Browna, którą pochłonęłam! Mocny początek z niewiadomymi od razu wciąga czytelnika w wir czytania. Dochodzą kolejne niewiadome, tajemnice się mnożą i ciągle wiemy mniej niż więcej. Nie wiadomo, kto jest kim i po czyjej stronie, bowiem prawda jest skrzętnie ukrywana, a pozory mylą. Nie wiadomo, co jest prawdą, a co iluzją. Mało tego dwulicowość bohaterów wprowadza czytelnika w błąd przy próbie rozwiązania zagadki. Autor mami nas, bawi się w kotka i myszkę. Tu niczego nie można być pewnym.

Zaskakujące zwroty akcji, szybkie tempo (akcja rozgrywa się właściwie w ciągu 1 dnia, wcześniejsze wydarzenia poznajemy z retrospekcji), wiele niewiadomych, coraz to nowe zagadki do rozwiązania, bohaterowie z krwi i kości to wszystko sprawia, że chcemy się dowiedzieć, co jest tym śmiertelnym zagrożeniem stworzonym przez Bertranda Zobrista. Ten naukowiec zwrócił uwagę na problem przeludnienia Ziemi i ma plan, jak go rozwiązać. Pomaga mu w tym kilku gorących zwolenników, ale ostateczny kształt dziełu nadaje on sam. To ten naukowiec tworzy ideę transhumanizmu – człowiek ma moralny obowiązek uczestnictwa we własnym procesie ewolucyjnym, przez co rozumie się używanie technologii do udoskonalenia gatunku i wykreowania lepszego człowieka: zdrowszego, silniejszego i skuteczniej wykorzystującego pojemność mózgu[1].  Zobrist po prostu kochał ludzkość i poczynił drastyczne kroki, żeby uratować ją przed unicestwieniem. Czego się nie robi… z miłości!
Elizabeth Sinskey, dyrektor Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) może się tylko domyślać, co to za zagrożenie. Nauka rozwija się w takim tempie, że nikt już nie wie, co jest możliwe i dopuszczalne[2]. Takiej opcji "wynalazku" Zobrista nie przewidziała. Prawda ją zaskakuje. Tak samo jak Zarządcę z Konsorcjum znajdującego się na jachcie. I czytelnika.
Robert Langdon, specjalista od kodów, wraz z Sienną Brooks, lekarką, przemierzają ulice Florencji właściwie sami do końca nie wiedząc dlaczego. Ktoś do nich strzela, ktoś ich szuka, ktoś życzy im śmierci. Co ich ratuje z wielu opresji? Nieprzeciętna inteligencja Sienny i jej talent aktorski, ze strony Roberta znajomość Florencji i tajnych przejść w zabytkach tego miasta oraz wiedza o symbolach i kodach w sztuce, a poza tym spryt i łut szczęścia.
Czytelnik łapie oddech tylko w momentach opisu zabytków (szkoda, że nie ma zdjęć, aż się o nie prosi!) lub wywodów na temat Dantego i jego dzieła "Boskiej komedii". Dla niektórych te opisy mogą być nurzące, bo są bardzo szczegółowe, lecz dla miłośników zabytków i literatury dodają smaczku i dostarczają wiedzy. I tylko wtedy buzująca nam we krwi adrenalina może obniżyć swój poziom.
Miejsce, w którym dochodzi do finalnych wydarzeń, znam z autopsji. Byłam tam, widziałam to, czułam tę niezwykłą atmosferę… I powiem szczerze, że zupełnie inaczej się wtedy czyta książkę pełną szyfrów i niejasności, przynajmniej dwa razy intensywniej. Człowiek odnosi wrażenie, że nie tylko jest świadkiem wydarzeń patrzącym z boku, ale jest dodatkowym bohaterem powieści i ratuje świat z Robertem Langdonem, Sienną Brooks, Elizabeth Sinskey, zaś słowo "piekło" nabiera nowego znaczenia.
A co ciekawe – autor robi pokłon ku nowym technologiom! W usta Roberta Langdona: Muszę przestać wywyższać oprawne w skórę opasłe tomiszcza, pomyślał. Elektroniczne książki mają także wiele zalet[3].
Jedna rzecz mnie denerwowała – wypowiedzi po włosku nie zawsze były przetłumaczone, a z kontekstu nie zawsze można było wszystko dokładnie wywnioskować. To jedyna rzecz, którą zarzucam wydawcy! Bo ból ręki w trakcie czytania jest zrozumiały – twarda okładka i prawie 600 stron musi trochę ważyć. Powiedzmy, że Dan Brown dba również o bicepsy czytelnika. Dla miłośników Inferno dziś podpiszę się tak: MK2076

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

http://basiapelc.blogspot.com/p/czytam-literature-amerykanska.htmlhttp://miqaisonfire.wordpress.com/wyzwanie-kryminalne/

http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/p/pod-hasem.htmlhttp://mkczytuje.blogspot.com/p/wyzwanie-biblioteczne.htmlhttp://recenzjeami.blogspot.com/2014/02/wyzwanie-czytam-opase-tomiska_4.html



[1] D. Brown, Inferno, Warszawa 2013, s. 581.
[2] Ibidem, s. 580.
[3] Ibidem, s. 294.

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że wypowiedzi po włosku nie zawsze były przetłumaczone. Dla mnie to duże utrudnienie. Mimo to zastanowię się jeszcze nad tą książką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest ich tak wiele, ale czasem to mnie troszkę denerwowało. Mimo tego drobnego niedopatrzenia wydawcy książkę gorąco polecam!

      Usuń
  2. Jak można było tego nie przetłumaczyć z włoskiego - ale mnie zdziwiłaś!!!
    Powiem ci, ze bardzo chętnie bym ją łyknęła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łykaj, tylko się nie zakrztuś! Bo to duży kawałek!

      Usuń
  3. Nie przepadam za tym autorem, więc tym razem nie dam się namówić.
    P.S. Recenzja dodana do Kryminalnego Wyzwania,

    OdpowiedzUsuń
  4. Książkę czytałem i cóż... Niby wszystko jest tak jak powinno być u Browna i Langdona, ale jednak czułęm niedosyt. Przede wszystkim z powodu oparcia całej fabuły na dziele sztuki, które zostało w znaczący sposób zmodyfikowane przez Browna. W poprzednich częściach Langdon podążał śladem dzieł prawdziwych, w niezmienionej formie. Tutaj mi tego brakowało. Ale temat fabuły bardzo ważny i książka skłania do myślenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Najbardziej mi się podobały te mniej religijne czyli Cyfrowa twierdza i Zwodniczy punkt. Naprawdę były rewelacyjne. Anioły i demony też nienajgorsze.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.