poniedziałek, 9 maja 2016

Walka na śmierć i życie



Autor: Karina Bonowicz
Tytuł: I tu jest bies pogrzebany
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 288
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-7976-373-3

Jeśli myślisz, że śmierć to koniec życia, spójrz na mojego ojca. Mój ojciec żyje.  I ja też żyję. Żyjemy dzięki śmierci. I ze śmierci. Cudzej rzecz jasna. (s. 33)
Dziś zapraszam Was do zakładu pogrzebowego „Ryszard&Córki”, który w swej książce I tu jest bies pogrzebany stworzyła Karina Bonowicz.
Gdy tylko usłyszałam o tej powieści, wiedziałam, że nuda mi nie grozi. Tytuł to zabawa słowami. To on mi zapowiedział i po części zagwarantował dawkę śmiechu zabarwionego na czarno – w końcu w zakładzie pogrzebowym dominuje tenże kolor. A i okładka ma wymowę symboliczną.
Pięciu głównych bohaterów zmaga się z życiem i śmiercią, własnym i cudzą. Lecz tylko czworo z nich zabiera głos. Edward to życiowy nieudacznik i niespełniony pisarz, wprawdzie odniósł sukces jako autor romansów dla gospodyń domowych, ale nie o taki sukces mu chodzi. Pisze, a raczej udaje, że pisze, gdyż cierpi na brak weny. Pielęgnuje zawzięcie długo wypracowywany wizerunek idioty.
O Jezu. Muszę wstać. Muszę? Nie muszę. Muszę. Dzień sam z siebie nie zrobi się do dupy. (s. 208)
Jego żona Maria, bojąca się starości, lubiąca seks, wyprowadza się do rodzinnego domu na czas pisania powieści przez Edwarda. Na co dzień Maria wykłada Szekspira na uczelni, lecz po przyjeździe karawanem do pracy, zostaje wysłana przez rektora na dłuższy urlop. Maria nie chce się mieszać do rodzinnych interesów, ale nie ma wyjścia… A że ma cycki i głowę, to musi kombinować. Rodzinny interes to zakład pogrzebowy, który prowadzi jej ojciec i młodsza siostra Nina. Grabarz martwi się pogłębiającym kryzysem w branży funeralnej – codzienna poranna gazeta donosi o coraz mniejszej ilości zgonów, w końcu…
…każdy ma taką śmierć na jaką sobie zasłużył. (s. 20)
Grabarz Eugeniusz liczy na cud: że ktoś poświęci swe życie, by uratować jego upadający interes, tym bardziej, że konkurencja – Tłusty Albert – nie śpi. Z kolei Nina jest wiecznie (nie)miła, i wiecznie chora. Przejmuje od zmarłych ich choroby i codziennie z jakąś spieszy do swego lekarza Jakuba. Hipochondryczka i lekomanka w jednym z manią czytania dat ważności produktów leczy się u lekarza, który ma problemy ze snem, czy to samemu czy z kimś, ma też problemy z samym sobą i z kobietami (głownie Niną).
Zapamiętać: Poranek bez Niny jest gorszy niż poranek z Niną. (s. 74)
Ciekawi bohaterowie, nieprawdaż? A przedstawiłam ich tylko w ogólnym zarysie. Barwność postaci docenicie w trakcie czytania powieści, bowiem są one przerysowane do granic absurdu wraz ze swoimi obsesjami, a przy tym każda da się lubić na swój sposób. Poznacie ich szalone perypetie, zwariowane konfiguracje, nietuzinkowych bliższych i dalszych znajomych niezależnie od płci, wieku i zawodu oraz stopnia życia w ciele, a to wszystko… w czarnym kolorze – humoru i śmierci. Bowiem życie bohaterów kręci się wokół trumiennego biznesu
Powieść swą budową nieco przypomina sztukę teatralną, zwłaszcza gdy wypowiedzi bohaterów składają się z 2-7 wersów. To jakby głos na scenie zabierali czterej aktorzy: Edward, Maria, Nina, Jakub, a w ich wypowiedziach były przytaczane różne wydarzenia z udziałem ich samych i innych osób. Ale tak naprawdę spójną akcję tworzy zbiór dialogów i wewnętrznych monologów osób związanych z branżą funeralną. Bohaterowie dogłębnie analizują swoje sytuacje, ich skojarzenia i porównania zaskakują oryginalnością. Ja co i rusz byłam zaskakiwana. Bo kto by pomyślał, że jedyna chemia między lekarzem a pacjentką jest możliwa tylko dzięki… pigułce gwałtu! A i pomysł na fabułę osadzoną w zakładzie pogrzebowym jest innowacyjny. Czarny humor autorki jest obecny na każdej stronie powieści. Można zrywać boki ze śmiechu!
Z powieści dowiecie się: co trzeba wziąć na pierwszą randkę i jak się na nią przygotować, co pozwala usunąć alkohol, która część ciała jako pierwsza odrzuca uczucie, jak może wyglądać wyprawa po wodę mineralną do pobliskiego sklepu, kto potem zamienił wodę mineralną w lodówce na wino, w jakie 4 litery ktoś ma cię pocałować, kto jest szefem proboszcza i grabarza itd., itp. Jest wesoło i czarno :)
Styl generalnie jest komunikatywny i przystępny, lekki i zabawny nawet w odcieniu czerni. Aczkolwiek na początku byłam nieco przytłoczona ilością wtrąceń, i dopowiedzeń zamieszczonych w nawiasach tuż obok licznych skojarzeń i dygresji w monologach wewnętrznych bohaterów. Na szczęście potem te nawiasy występowały sporadycznie. Dużo też jest słów wyróżnionych wersalikami. Zapewne autorka chciała podkreślić ich wymowę, w ten sposób zwracając na nie uwagę czytelnika.
I tu jest bies pogrzebany to powieść obyczajowa, w której walka na śmierć i życie toczy się o… śmierć, a to wszystko pod czarnym płaszczem tematyki funeralnej podbitej absurdem i czarnym humorem. Średniowieczne danse macabre w wydaniu współczesnym!
Jeśli nie widzisz w porannej gazecie swojego nekrologu, to znak, że czas do pracy. 
(s. 158)
Do roboty, ludziska, do roboty!

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

16 komentarzy:

  1. Chyba mnie trochę zachęciłaś :D

    Buziaczki! ♥
    Zapraszam do nas :)
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepsza jest Nina z całej tej barwnej plejady;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bohaterowie przedstawiają się naprawdę ciekawie. Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem zainteresowana tą książka, właśnie ze względu na miejsce akcji połączone z czarnym humorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam opory, gdy o tej książce po raz pierwszy usłyszałam, ale gdy zaczęłam czytać... :)

      Usuń
  5. A ja mam na nią ochotę już od jakiegoś czasu. Mam nadzieję, że w końcu na nią trafię ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się podoba pomysł na fabułę osadzoną w zakładzie pogrzebowym i chętnie przeczytam książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest innowacyjny, a zakład pogrzebowy kojarzy nam się ze smutkiem i żałobą, a nie perypetiami rodzinno-biznesowymi.

      Usuń
  7. Mam ochotę na tę książkę, lubię czarny humor i o tej książce już wiele dobrego słyszałam.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.