Strony

piątek, 29 listopada 2013

Zapasy żywności


 
Autor: Fran Ray
Tytuł: Ryzykowna manipulacja
Tłumaczenie: Małgorzata Huber
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 520
Oprawa: miękka
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7508-395-8 


                                            
W pewnym paryskim laboratorium badawczym ma miejsce brutalne morderstwo naukowca, Jérôme’a Frosta. Profesor zajmował się badaniem tolerancji antybiotyków i żywności. Wykonywał doświadczenia na szczurach. W dniu morderstwa pracował laboratorium wraz ze swym pomocnikiem, Nikolasem. Nikolas, świadek tego potwornego wydarzenia, w panice ucieka przed mordercą, który depcze mu po piętach, zabijając kolejne osoby z jego otoczenia. Śledztwo prowadzi Irena Lejeune, lecz od początku porusza się zupełnie po omacku, nie mogąc odnaleźć żadnego logicznego tropu. Przestępcze machinacje, ciemne sprawki koncernów rolnych, pieniądze, władza, intrygi i nielegalne doświadczenia na ludziach i zwierzętach – prawdziwie zatrważający obraz globalizacji.

Pamiętacie reklamę o jajkach i GMO? Modyfikowana żywność to bardzo aktualny i nośny temat w naszych czasach i właśnie o tym jest powieść Ryzykowna manipulacja autorstwa Fran Ray. To pierwszy thriller autorki i według mnie bardzo udany. Długo go się czyta, bo książka liczy sobie ponad pięćset stron, ale za to jak wciąga!
Akcja rozgrywa się na kilku kontynentach, w kilku krajach. Razem z narratorem przemieszczamy się z Afryki do Europy czy też Ameryki Północnej. RPA, Uganda, Niemcy, Francja, Szwajcaria, Hiszpania, USA, Kanada – te kraje mają ze sobą wiele wspólnego właśnie dzięki modyfikowanej żywności i ludziom, którzy mają bądź mieli z nią styczność. Wielu z nich ginie w drastyczny sposób. Trup ściele się gęsto. Nie wiadomo, kto wykonuje egzekucje i zostawia dziwne napisy na ścianach…

czwartek, 28 listopada 2013

Studniowy konkurs


Wierzcie lub nie, ale marzenia się spełniają! Czasami wcześniej, czasami później... Na urodziny dostałam piękny prezent od losu, więc i komuś z Was chciałabym sprawić miłą niespodziankę. I tym oto sposobem przyszła pora na pierwszy konkurs na moim literkowym blogu. Po spotkaniu autorskim z panią Katarzyną Enerlich otrzymałam od Niej egzemplarz książki z autografem na nagrodę w moim konkursie. Jak sama autorka mówi, jest to  kryminał w wersji light.
Jako że mój blog jest literkowy, to zadanie również takie będzie, bo ja lubię zabawy słowami, żonglerkę słowną. Im ciekawiej, im weselej, tym lepiej! Liczę na Waszą kreatywność oraz poczucie z humorem!




Zadość formalnościom wszelakim, czyli regulamin konkursu:
  1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga W szponach literek, czyli ja. 
  2. Nagrodą jest książka Katarzyny Enerlich "Studnia bez dnia", którą ufundowała autorka.
  3. Konkurs trwa od 28.11 do 13.12.2013 r. do godz. 23.59, a ogłoszenie zwycięzcy nastąpi w oddzielnej notce w ciągu 3 dni od zakończenia konkursu. 
  4. W konkursie mogą wziąć udział osoby z adresem korespondencyjnym w Polsce, posiadające bloga oraz anonimowi uczestnicy. Warunkiem przystąpienia do konkursu jest odpowiedź na zadanie konkursowe, podpisanie się imieniem lub nickiem oraz podanie adresu e-mailowego. Komentarze bez e-maila nie będą brane pod uwagę. W konkursie można wziąć udział tylko raz.  
  5. Uczestnik może opublikować podlinkowany baner na swoim blogu, wówczas proszę o podanie adresu. Jeśli Uczestnikowi spodoba się na blogu Organizatora, może dołączyć do grona obserwowanych go osób. 
  6.  Wyboru zwycięzcy dokona Siła Wyższa, czyli ja. W razie wątpliwości pomogą Siły Niższe, czyli inne kobiety z mej rodziny. Decyzja jest jedyna, słuszna i nieodwołalna.
  7. Organizator skontaktuje się ze zwycięzcą drogą e-mailową, który będzie miał 5 dni na przesłanie adresu. Po tym terminie organizator wybierze nowego laureata.
  8. Organizator wysyła nagrodę listem poleconym w ciągu 2 dni roboczych i pokrywa koszty przesyłki.
  9. Wzięcie udziału w konkursie jest równoznaczne z akceptacją regulaminu. Wszelkie pytania kierować na adres: martucha180@gmail.com 
  10. Zadania konkursowe:  

a)    Ułóż zdanie z homonimem stu+dni, np.:  Od stu dni nie mam studni.
b)      Napisz jedno życzenie dotyczące książek i wrzuć je do studni życzeń.

Zapraszam do zabawy i życzę powodzenia! A tak oto wygląda nagroda:



wtorek, 26 listopada 2013

Wywiad z Katarzyną Enerlich



KATARZYNA ENERLICH – pisarka, poetka, dziennikarka, pracowała w wielu różnych miejscach: w mediach lokalnych i regionalnych, w szkole, domu kultury, punkcie informacji turystycznej, była opiekunką osób starszych, sprzedawała swoje obrazy w toruńskim antykwariacie, chodziła na warsztaty z akwaforty, kurs informatyczny oraz kosmetyczny. Obecnie pracuje w promocji miasta. W dzieciństwie zaplanowała, że zostanie dziennikarką, a potem napisze książkę. Zadebiutowała w wieku 12 lat artykułem o swoim rodzinnym Mrągowie, opublikowanym na łamach "Płomyka", za które otrzymała pierwsze autorskie honorarium. Marzenie o własnej książce realizuje po raz kolejny. Do tej pory ukazały się książki: Prowincja pełna marzeń, Czas w dom zaklęty, Kwiat Diabelskiej Góry, Prowincja pełna gwiazd, Oplątani Mazurami, Kiedyś przy Błękitnym Księżycu, Prowincja pełna słońca, Czarodziejka Jezior, Prowincja pełna smaków, Studnia bez dnia. Jest też współautorką 4 antologii poezji. Prowadzi blog www.prowincjapelnamarzen.blog.pl



Pierwsze kroki do… Prowincji! – wywiad z panią Katarzyną Enerlich.

Jako dziecko i nastolatka czytałam czasopisma, które Pani czytała i do których Pani pisywała ("Płomyk", "Płomyczek", "Świat Młodych"). Jak to się stało, że zadebiutowała Pani w "Płomyku"?
Chciałam sprawdzić, czy się to komuś spodoba. Czy ktoś mnie wydrukuje. Chciałam się przekonać, czy jestem coś warta. Bo pani od polskiego mówiła, że tak, ale mogła być nieobiektywna. Bo mnie lubiła i byłam gospodarzem klasy. Dopiero gdy zadebiutowałam, pomyślałam: ja tak chcę! Chcę pisać! I zaczęłam pisać na dobre.

Honorarium wyniosło 478 zł. Cała kupa kasy! Na co wydała Pani swoje pierwsze zarobione pieniądze?
Moje pierwsze pieniądze to spełnienie marzeń. Interesowałam się wówczas akwarystyką i marzyłam o własnej hodowli ryb akwariowych, bo Iza i Agnieszka już je miały. Moja rodzina nie była bogata i pieniędzy na takie fanaberie nie było. Gdy więc dostałam swoje własne, wiedziałam już na co je przeznaczę. Założyłam więc hodowlę, zapłaciłam roczną składkę członkowską w Polskim Związku Akwarystów Oddział w Suwałkach i wykupiłam roczną prenumeratę pisma branżowego "Akwarium". Mama nie musiała dokładać.

Czy Pani koledzy i koleżanki z klasy, ze szkoły wiedzieli o Pani debiucie? Jeśli tak, to jak zareagowali?
Moja pani od polskiego poleciła wszystkim, by kupiły gazetę i wkleiły wycinek prasowy do zeszytu, ozdabiając go ramką i podpisując, że autorką tekstu jest ich koleżanka z klasy. To była praca domowa. Na drugi dzień ją sprawdziła. Nie było wówczas ksero i każdy musiał kupić swój egzemplarz. Powiedzieli więc, że jeśli jeszcze raz coś napiszę i będą musieli znów wklejać, zrobią mi na biwaku „kocówę”. Bałam się tego bardzo, ale to mnie nie zniechęciło. Kiedy więc napisałam do "Świata Młodych" o hodowli racicznic, czyli niewielkich małży, znów musieli to wklejać…. Kocówy nie było, rozeszła się po kościach. Ale niektórzy do dziś mi wypominają…

Co wpłynęło na Pani decyzję o tym, że będzie Pani w życiu tylko pisać – satysfakcja, zobaczenie własnego nazwiska w czasopiśmie, pieniądze? A może zupełnie coś innego?
Właśnie to! I jeszcze ulga, że nie będę musiała dziedziczyć zawodów po rodzicach, jak niektórzy moi znajomi, którzy dziś są lekarzami lub prawnikami. Mój tata był mechanikiem i tokarzem, mama tokarzem i księgową. Nie nadawałam się to tego zupełnie.

Od dzieciństwa interesowała się Pani pisaniem. Czy Pani polonistka wiedziała o tym? Jeśli tak, to jak Panią wspierała, zachęcała do pisania?
Moja polonistka, pani Jasia Kieżun, była cudowną osobą i cieszę się, że los mnie z nią zetknął Mówiła mojej mamie, że mam swój styl. Ja nie wiedziałam wówczas, o co chodzi, ale skoro mówiła to tylko o mnie, to znaczyło, że to coś fajnego. Wspierała mnie potem i motywowała. To była i jest wspaniała osobowość.

Pierwszy artykuł był już za Panią, wybór drogi zawodowej został obrany. A jak polonistka oceniała Pani wypracowania – za co je chwaliła, za co krytykowała, nad czym kazała popracować?
Zawsze chwaliła. Czasem kazała czytać mi na głos przy całej klasie. Ona jedna wierzyła, że nie przepisywałam z książek i nie ściągałam…

Kto Panią dopingował w stawianiu pierwszych dziennikarskich kroków? Kto był mentorem?
Nie miałam nikogo takiego w swoim środowisku. Po prostu czytałam publikacje w ogólnopolskiej prasie i uczyłam się stopniowo dziennikarskiego fachu. Potem warsztaty, konferencje… Uczyłam się pilnie. Gdy znalazłam się na zaocznych studiach dziennikarskich po wielu latach pracy w zawodzie, utrwaliłam jedynie swoje wiadomości.

Jakich rad udzieliłaby Pani dzieciom, nastolatkom, którzy lubią pisać?
Mam tylko jedna radę. Czytać innych autorów. Nie ma lepszego sposobu na „rozpisanie się”.

Na zakończenie swego pierwszego artykułu napisała Pani tak: Mrągowo i jego okolice to piękny zakątek Polski. Jest to miasto przyjemne, zasługujące na szacunek, z piękną historią i – być może piękną przyszłością. Z perspektywy prawie 30 lat jak Pani ocenia rozwój Mrągowa?
Tak samo. Jestem ślepo wpatrzona w moje miasto. To miłość od pierwszego wejrzenia i moje najlepsze miejsce do życia. Ilekroć wyjeżdżam, wracam tu z radością. To jest moja ojczyzna. Najważniejsza. Najpierwsza.

Nie ma Pani czasami dość swej prowincji? Odcięcia od kultury, od dobrze zaopatrzonych sklepów, od rodziny i przyjaciół? Szczególnie, gdy śnieg zasypie drogi...
Jak mnie zasypie, to szufluję. W sumie przyznam, że bardzo to lubię. Mam 30 metrów podwórka i 100 metrów do drogi. Ciekawi mnie, ileż kalorii spala się podczas tej czynności… Póki co, wiem ile pięknych myśli się rodzi. Od kultury nie jestem nadmiernie odcięta, bo mam przyjaciół, dzięki którym jestem na bieżąco. A nie muszę mieszkać w centrum wielkiego miasta. Sklepy mnie nie rajcują, bo niespecjalnie lubię robić zakupy, a jeśli już muszę, minimalizuję ten czas do bezpiecznego minimum, zanim zacznie mnie boleć głowa. Rodzina i przyjaciele są ze mną w Mrągowie. Więc… Niczego nie tracę, a ileż zyskuję!

W takim razie za co Pani tak kocha swoją Prowincję?
Za to właśnie, że mam tu ciszę, oddech, że nie muszę żyć sprawami wielkiego świata. Że nie muszę zajmować się polityką, modą, słuchać hałaśliwych reklam i oglądać telewizji. Że mogę żyć jak chcę. I nie chcę inaczej…

Czytając Prowincję pełną marzeń oraz Prowincję pełną gwiazd miałam wrażenie, że główna bohaterka to Pani. Ile z Pani jest w Ludmile?
Trochę jest. Zwłaszcza w pierwszej książce. Moje bezrobocie, sieroctwo, przeprowadzka na wieś, fascynacja ziołami i gotowaniem. I Mrągowem, i okolicami. I Mazurami…

W swoich książkach o Prowincji przemyciła Pani wiele "zdrowych" przepisów, na swoim blogu propaguje Pani zdrowy styl życia. Ile czasu zajęło Pani przestawienie się na zdrową żywność? Ile trudu to Panią kosztowało?
Nie przestawiałam się na zdrową żywność. Nigdy nie jadłam źle. Wychowałam się na prostej kuchni mojej mamy. Potem sama zaczęłam gotować jako samouk. Oczywiście nie od razu z efektami, ale uczyłam się, czytałam, obserwowałam. A potem założyłam swój ogród i wówczas w ogóle doceniłam dobre jedzenie. Lubię bawić się gotowaniem. Przy tym jem niewiele, bo i tak naprawdę nie musimy wiele jeść. Tyle, co dwie złączone dłonie. Na jedną porcję. Chcę mówić o tym, że możemy pięknie żyć i pięknie jeść niemal za darmo, że to nie jest styl życia dla bogaczy. I że prostota jest najważniejsza i najbardziej przyjazna człowiekowi. Wszak jesteśmy częścią przyrody nie mniej niż drzewa i gwiazdy. A przyroda jest bardzo prosta….

Była już Prowincja pełna marzeń, gwiazd, słońca i smaków. O czym będzie kolejny tom? Czy może Pani uchylić rąbka tajemnicy swoim czytelnikom?
Teraz będą czary. Poczaruję, ale nie tak, jak można w pierwszej chwili pomyśleć. Czary zdarzają się wszak codziennie…

I ostatnie pytanie… Pani książki w trakcie czytania zmuszają mnie do wielu refleksji, do zatrzymania się i zastanowienia się nad czymś, a to dlatego, że zawierają wiele mądrości życiowych. Skąd je Pani bierze? Gdzie jest ich źródło?
Jeśli tak Pani myśli, to dziękuję. Gdy wszystko się zmienia, zmień wszystko. Zmieniłam swoje życie, bo zaczęłam szukać czegoś więcej niż otaczania się przedmiotami i inwestowania w kolejne przejawy dostatniego życia. Życie ma drugą warstwę, ważniejszą. Fascynuje mnie filozofia wschodu, ćwiczę jogę, medytuję. Prostota stała się moją ścieżką. Spełnianie swojej pasji, jaką jest pisanie i liczne podróże – na spotkania z Czytelnikami. Czy to może być źródło mądrości? Mądrość jest w każdym z nas…

Serdecznie dziękuję za wywiad! I czekam na kolejną Prowincję.

Debiut p. Katarzyny Enerlich na łamach "Płomyka".


A w czwartek ogłoszę konkurs, w którym nagrodą będzie książka p. Katarzyny Enerlich z autografem! 

Zdjęcia ze zbiorów własnych oraz p. Katarzyny Enerlich opublikowane za Jej zgodą.