Strony

piątek, 28 marca 2014

Przenieść się na prowincję



Autor: Renata Kosin
Tytuł: Bluszcz prowincjonalny
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 404
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-76742-06-9




Anna traci męża, a wraz z nim poczucie stabilności i równowagi, w wyniku czego rozpoczyna desperackie poszukiwania czegoś lub kogoś, na kim mogłaby się ponownie wesprzeć. Jak bluszcz. To właśnie jej skłonność do „bluszczowatości” powoduje, że postanawia porzucić życie w Wielkim Mieście i wrócić do swojego rodzinnego miasteczka.  Na miejscu odkrywa, że mimo powierzchownych zmian miejsce jest nadal takie samo jak to sprzed dwudziestu lat - które zachowała w pamięci.

Dwa tygodnie książka z biblioteki leżała na komodzie w stosiku "Przeczytaj". Tak leżała i czekała, aż i ona dojrzeje do przeczytania, bo okładka jakoś mnie do siebie nie wołała. Ale w końcu sięgnęłam po powieść Renaty Kosin Bluszcz prowincjonalny. Nadmienię tylko, że autorka jest absolwentką mojej Alma Mater UWM w Olsztynie. Jej największa pasja to pisanie, ale w swych książkach łączy wszystkie swoje pasje – plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze i kilka innych. Pierwszą książką była powieść Mimo wszystko Wiktoria. Nie znam tej pozycji. Ja swoją przygodę z piórem pani Renaty zaczęłam od Bluszczu prowincjonalnego.
Przeczytawszy pierwsze zdanie książki, a właściwie pierwsze słowo „Szlag” – wiedziałam, że będzie dobrze. Czułam to nie tyle w kościach, co w szarych komórkach. I się nie pomyliłam! Tytułowy bluszcz prowincjonalny to Ania, która większość życia musiała mieć tyczkę, na której się opierała ona i jej życie. W ten sposób straciła swój kształt, autonomię, siebie samą. Odejście męża spowodowało przewrót w jej życiu z depresją na czele.

Bluszcz prowincjonalny to piękna historia o Ani, która wraz z dziećmi, Amelią i Frankiem, jedzie na wakacje na Podlasie do Bujan, do domu rodzinnego i tam zaczyna "wracać" do życia. Znajduje inne tyczki, na których się opiera i po których się wije, pnie. Ania, jako rodowita Podlasianka, pomaga innym jak tylko może – opiekuje się bezdomnymi zwierzętami, prowadzi kurs plastyczny dla dzieci w bibliotece, przyozdabia odnowione meble w warsztacie kolegi, wykonuje rysunki do albumu pamiątkowego bibliotekarki, pomaga koleżankom, a nawet asystuje przy porodzie źrebiąt. Zapomina przy tym o sobie. A powinna, musi żyć własnym życiem, bowiem człowiek nie powinien w całości poświęcać się potrzebom innych, zapominając o własnych. Dla własnego zdrowia psychicznego powinna zrobić coś, co będzie tylko i wyłącznie jej. Nie jest to łatwe dla Ani.
Jednakże nie jest ona pozostawiona tak do końca sama sobie – dobrze zrzeszona babska liga działa – przyjaciółki i koleżanki Ani oraz jej rodzina pomagają jej. Jej matka, Maria, otwiera jej oczy na wiele spraw: Ale świat nie kończy się na Bujanach. Świat jest wszędzie i trzeba nauczyć się robić tak, by to  "dobre" móc zabrać zawsze ze sobą. I mieć przy sobie, gdziekolwiek się jest[1]. Mało tego, robi to w sposób pośredni za pomocą swego bloga Majobajanie. Lecz to Ania sama musi wyrzygać wszystkie złe myśli i dojrzeć do podjęcia pewnych poważnych decyzji w swoim życiu po odejściu męża. Ano właśnie… dopiero pod koniec powieści wyjaśnia się wszystko odnośnie tej kwestii.
Renata Kosin odmalowała obraz gościnnego Podlasia (polska gościnność to tak naprawdę podlaska gościnność) i zwykłych ludzi, prawdziwych ludzi z ich zaletami i wadami oraz nałogami. Prawie każdy bohater ujmie nas za serce – z jednymi będziemy się cieszyć, a z innym smucić, innym zaś współczuć. Mnie szczególnie ujął prosty człowiek – pan Waldek, mówiący prostym językiem, czasami dosadnie i łopatologicznie tłumaczący innym różne rzeczy. Pokochałam go od razu za nieprzebieranie w słowach i prawdy życiowe mówione bez owijania w bawełnę. Jedna z nich brzmiała tak: A racja jest jak dupa i każdy ją ma, jak mawiał marszałek, tyle że po swojemu. I za te swoje racje sam przed sobą musi odpowiedzieć[2]. I druga: Czas nie płynie, pani Aniu. Czas za przeproszeniem, zapierdala, a człowiek leci za nim z wywieszonym ozorem, a jak nie zdąży, to pada na pysk. A potem podniesie się albo i nie[3].
Z kart powieści poznajemy urokliwe zakątki miejscowości podlaskich, zabytki, regionalne zwyczaje i przesądy, babcine sposoby na worki pod oczami, smakujemy kuchnię. Ale nie brak też współczesnego świata: pin-up, scrapbooking, skype, blog prowadzony nie tylko przez nastolatki. Tu przeszłość jest w teraźniejszości i zmierza ku przyszłości, by przysiąść na podlaskiej ławeczce. W opowieści o zwykłym życiu autorka przemyciła wiele prawd życiowych, wiele rad, wiele emocji.
Ale autorka porusza też trudne tematy, te brzydsze, te gorsze, te tabu, te po prostu niewygodne. Bowiem życie to nie tylko droga usłana różami. I tak poznajemy mieszkańców w pubie przy opijaniu wypłaty za mleko czy udajemy się razem do meliny w poszukiwaniu pewnego wdowca alkoholika. To jemu chcą zabrać czworo dzieci do domu dziecka. I nawet lepiej dla dzieci, że tam trafią, skoro babcia nie daje rady, a ojciec tylko chleje i obarcza weterynarkę Agnieszkę za śmierć swojej żony. A Agnieszka chodziła tylko po domach i namawiała kobiety na zrobienie bezpłatnej mammografii. Autorka nie miała też oporów, by opisać kobiecą comiesięczną wpadkę i zestaw awaryjny każdej kobiety zwany "wszelki wypadek".
Inna sprawa to problem alkoholizmu czy awantur domowych lub międzysąsiedzkich, niszczenie mienia. To także odkrycie choroby u kilkuletniego bohatera i dalsza walka o jego zdrowie. To także problem rodziców żyjących na odległość ze swymi dziećmi. A nawet problem adopcji. Traktowanie zwierząt nie tylko kotów i psów, ale i zwierząt domowych to kolejny trudny wątek. "Przystanek" – to właśnie przystanek dla znalezionych zwierząt w drodze do schroniska w Białymstoku lub nowych właścicieli. Gdyby nie sponsorowanie karmy, praca wolontariuszy, to te zwierzęta by nie przetrwały. Nawet na ich rzecz została zorganizowana akcja charytatywna. Sporo jest tych różnych problemów, ale autorka naprawdę bardzo umiejętnie i wiarygodnie wplotła je w treść akcji.
A prawdziwy rarytas znajduje się na końcu powieści, czyli dodatek – Podlasie od kuchni – przepisy na kartacze, chłodnik litewski, cytrusową  lemoniadę, sękacz, marcinek, mrówkowiec. Mamy możliwość samemu przyrządzić te potrawy i się przy nich narobić, a potem się w nich rozsmakować.
Barwny i plastyczny język sprawia, że jesteśmy na Podlasiu i czujemy to wszystko, co bohaterowie. Spójna akcja toczy się niby powoli i leniwie, ale ciągle coś się dzieje, czasami dzięki nagłym i nieprzewidzianym zwrotom akcji. Lecz akcji nie trzeba przyspieszać. Letni wakacyjny czas służy wszakże odpoczynkowi. Czytanie tej książki to zapadanie się w nią cała sobą, niekoniecznie by w głowie zabrakło miejsca na durne myśli. A ja nie mogłam się od książki oderwać, pochłonęłam ją w 2 dni, bo szybciej nie dało rady. Polecam!


Książka przeczytana w ramach wyzwań:

http://recenzjeami.blogspot.com/2014/02/wyzwanie-czytam-opase-tomiska_4.htmlhttp://soy-como-el-viento.blogspot.com/2013/10/wyzwanie-polacy-nie-gesi-edycja-druga.htmlhttp://mkczytuje.blogspot.com/p/wyzwanie-biblioteczne.html





[1] R. Kosin, Bluszcz prowincjonalny, Poznań 2012, s. 101.
[2] Ibidem,  s. 307.
[3] Ibidem, s. 267.

11 komentarzy:

  1. Cudowna okładka, cudowna recenzja:). Uwielbiam takie klimaty. Po lekturze takich ciepłych książek, gdzie akcja rozgrywa się właśnie na wsi, sama mam wtedy ochotę wziąć plecak do ręki, wsiąść do pociągu i uciec gdzieś na prowincję, z dala od tego miejskiego zgiełku. Książkę zapisuję na swoją listę obowiązkowych lektur:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasjonującej lektury życzę w pociągu na prowincję. Dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  2. Skoro nie mogłaś się wprost oderwać od tej książki to chyba muszę się za nią zabrać tym bardziej, że akurat mam ją u siebie w swojej domowej biblioteczce. Mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu równie mocno jak tobie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma jak mieszkać na prowincji. Ja tak mieszkam prawie zawsze z małymi przerwami i chwale sobie.
    A do książki świetnie zachęciłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkam na prowincji i dobrze mi z tym. Dziękuję za miłe słowa,

      Usuń
  4. Bardzo mile wspominam tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. mam ją w planach i na półce na pewno przeczytam i cieszę się że wciąga i pochłania!

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.