Strony

środa, 12 listopada 2014

Czas zmian



Autor: Irene Hannon
Tytuł: Pewnego lata
Tłumaczenie: Piotr Kuś
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 391
Oprawa: miękka  
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7674-274-8




Choć Karen i Val są siostrami, nigdy nie były sobie dość bliskie. Kiedy Val jeszcze jako nastolatka wyjechała z rodzinnego miasteczka do Nowego Jorku i Chicago, robić karierę aktorską, na Karen spoczął obowiązek opieki nad matką. Teraz, po wielu latach, Val musi powrócić, by pomóc siostrze. Okazuje się, że Val miała znacznie więcej niż jeden powód, by stąd wyjechać. Wypadek samochodowy w przeciągu kilku chwil obraca w perzynę życie Scotta i jego plany na przyszłość. Mężczyzna jest przekonany, że nigdy już nie wróci do muzyki i stracił nadzieję na odzyskanie sprawności w lewej ręce. Za namową matki, niechętnie zgadza się objąć stanowisko prowadzącego chór kościelny. Nawet się nie spodziewa, jak wiele zmieni to w jego bezbarwnym życiu. David i jego mała córeczka Victoria właśnie przeprowadzili się do miasteczka z St. Louis. Dziewczynce bardzo brakuje tragicznie zmarłej matki, trudno jest jej się odnaleźć w nowym otoczeniu. Kiedy jednak David spotyka w gabinecie fizjoterapeutycznym córkę jednej ze swoich nowych pacjentek... Piękna opowieść o sile wiary i więzów międzyludzkich oraz zadziwiającym splocie wydarzeń, który – pewnego lata – zetknął ze sobą losy kilkorga ludzi...

Wprawdzie za oknem jesień, ale ja zatęskniłam za ciepłem i słońcem, dlatego sięgnęłam po książkę Pewnego lata Irene Hannon. I się nie zawiodłam. Było mi ciepło na ciele i na duszy, bowiem to bardzo ciepła książka.
Na początku narrator przedstawia głównych bohaterów w krótkich rozdziałach: Karen, zapracowana rozwódka, która ma pod opieką nastoletnią córkę z nogą po udo w gipsie oraz apodyktyczną matkę po zawale; Val, młodszą siostrę Karen, która pracuje w szkole średniej, czasami dorabia jako modelka, ale przede wszystkim trzyma się z daleka od domu rodzinnego; rehabilitanta Davida, który wraz z 5-letnią córką Victorią przeprowadzają się do Waszyngtonu; jazzmana Scotta, który tuż u progu sławy po udanym koncercie i podpisanym kontrakcie jako jedyny z zespołu przeżył wypadek samochodowy. Są jeszcze inni bohaterowie. Ważna jest postać Margaret, matki Karen i Val, której apodyktyczność, oschłość, manipulacja ludźmi doprowadziła do różnych nieszczęść. Jest też nastoletnia Kristen, która ma swoje humory i za wszelką cenę chce, aby rodzice się zeszli.

Val przyjeżdża na całe lato do Waszyngtonu, małego miasteczka koło St. Louis, aby odciążyć siostrę i zająć się matką. A zajmuje się rodzicielką na różnych frontach. Także zmienia jej dietę na zdrową (zabrakło mi przepisów). Wozi matkę na rehabilitację i tam poznaje Davida. W soboty przy okazji wspólnych zakupów spotyka się też z siostrą na kawie. Ich szczere rozmowy wyjaśniają wiele spraw z przeszłości, dzięki czemu teraźniejszość staje się o niebo lepsza. Siostry stają się przyjaciółkami. Z kolei Karen chodzi w środy na próby chóru kościelnego. Dotychczasowa dyrygentka przeprowadziła się i jej etat zaproponowano Scottowi, który na czas rekonwalescencji zamieszkał u matki. Losy bohaterów splatają się i przenikają, a oni sami wpływają na zmiany, które dzieją się w nich i w innych. Kompleksy, ból, żal, gorycz, poczucie winy, rozpacz przytłaczająca bohaterów od wielu lat, przyczyny oschłości i apodyktyczności tkwią w nich od lat, ponieważ w ich przeszłości miały miejsca tragiczne wydarzenia. Jednak i w ich życiu zachodzą pozytywne zmiany. Stopniowo do głosu dochodzą pozytywne emocje – pojawia się zrozumienie, wybaczenie, radość, a nawet miłość. Ale i łzy się pojawią, gdy przeczytacie List do nienarodzonego dziecka. Bardzo emocjonalny, wstrząsający do głębi, poruszający najczulsze struny w człowieku.
Ważną rolę w życiu mieszkańców odgrywa pastor, który jest swoistym terapeutą. Rozmowy wiernych z nim to jak seanse psychoterapeutyczne. Pastor jest mądry życiowo i doświadczony. Może dlatego, że późno przyjął święcenia i się ożenił, bo wcześniej pochłaniało go życie korporacyjne. W osobnym poście przytoczę Wam kiedyś jego historię o odciskach stóp. Tak mi się ona spodobała, że tę stronę sobie skserowałam.
Czego się obawiałam w trakcie czytania? Że przytłoczy mnie "religijność" w tej powieści. Na szczęście autorka umiejętnie wplotła wątek Boga i nie czuć przytłoczenia. Część bohaterów wierzy w Boga, uczęszcza regularnie na msze, angażuje się w działalność okołokościelną, zaś druga część pogubiła się, przestała wierzyć, odwróciła się od Boga i w Niego zwątpiła. To pastor swoimi szczerymi rozmowami zachęca ludzi do rozmowy z Bogiem, bowiem w modlitwach chodzi o szczerość, a nie o doskonałość techniczną. Dobra modlitwa jest jak rozmowa z najdroższym przyjacielem. Z wiarą i otwarciem eksponujemy w niej wszystko, co nam leży na sercu. Bo słuchanie Boga może przybierać różne formy, chociaż przede wszystkim wymaga wielkiej koncentracji. Jego głos często jest szeptem w naszej duszy[1]. A przy tym podkreśla, iż ludzie też mogą być źródłem wielkiego dobra. Czyniąc cuda, Bóg często posługuje się ludźmi[2]. Być może dzięki temu religijnemu wątkowi niektórzy czytelnicy odnajdą drogę do Boga, a wiara innych się wzmocni.
A książka… początkowo wydała mi się trochę nijaka, ale im bardziej się w nią wczytywałam, tym bardziej mnie ona wciągała. Nie ma tu dynamicznej akcji czy też nieplanowanych jej zwrotów. Życie w małym amerykańskim miasteczku w czasie lata toczy się normalnym, lekko leniwym rytmem, jednak problemy osobiste niektórych mieszkańców i ich przemiany zewnętrzne oraz wewnętrzne sprawiły, że powieść przeczytałam bardzo szybko. Każdy z nas może taką przemianę przejść, wystarczy chcieć, wystarczy posłuchać innych, wystarczy zdać sobie sprawę z własnych błędów.
Opisy wraz z przemyśleniami bohaterów są zrównoważone z dialogami. Sami bohaterowie to zwykli ludzie, którzy niczym nie wyróżniają się spośród innych, ale są bardzo naturalnie i realistycznie nakreśleni. Fabuła jest umiejętnie skonstruowana, dzięki czemu czytelnik nie gubi się w jej wielowątkowości. Tu wszystko jest spójne i logiczne. Niektórych rzeczy można się domyśleć, ale to nie jest jakimś minusem dla tej książki. Wielkim plusem jest mądrość życiowa przemycona w dialogach... niby niechcący. Pewnego lata to zwyczajnie niezwyczajna książka.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
GRUNT TO OKŁADKA


[1] I. Hannon, Pewnego lata, Zakrzewo 2013, s. 360.
[2] Ibidem, s. 264.

3 komentarze:

  1. Trochę szkoda, że nie ma dynamicznej akcji, no i ten nudny, nijaki początek. Zastanowię się jeszcze nad tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem ciekawie się zapowiada. Lubie takie książki, z których można zaczerpnąć mądrości życiowej.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.