Strony

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Dobra karma



Autor: David Safier
Tytuł: Marna karma
Tłumaczenie: Inez Okulska
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 304
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-241-51913-2

KONKURS „KSIĄŻKA ZA LEPIEJA” – TUTAJ

Czy trzeba zostać mrówką, żeby nauczyć się być człowiekiem? Na to pytanie musi odpowiedzieć sobie sławna prezenterka telewizyjna, która po śmierci odradza się jako mrówka i w kolejnych wcieleniach zbiera dobrą karmę dobrymi uczynkami, po to, żeby odpokutować swoje winy i odnaleźć szczęście. „Dzień, w którym umarłam, nie bardzo był przyjemny. I to wcale nie z powodu śmierci. Jej udało się zająć dopiero szóste miejsce w rankingu najgorszych momentów całego dnia...” – zaczyna swoją opowieść Kim – trzydziestodwuletnia kobieta sukcesu. Najsławniejsza prezenterka telewizyjna, żona mężczyzny idealnego i matka cudownej  pięciolatki. Najgorszy moment numer jeden nastąpił po jej nagłej śmierci, kiedy to ogromna mrówka, która przedstawiła się jako Budda, poinformowała Kim, że ponieważ nie była dobra dla innych, odrodziła się jako mrówka. I teraz ma się postarać być lepsza. I dalej Kim opowiada, jak to w kolejnych wcieleniach zbierała dobrą karmę dobrymi uczynkami. Historia zabawna, absurdalna, galopująca przez coraz bardziej nieprzewidywalne zdarzenia i kolejne progi reinkarnacji. Przez różne kraje i światy podziemne. Mamy tu Casanovę w różnych wcieleniach i Buddę. Wielki świat i świat zwykłych ludzi. Zaskakujące światy owadów i czworonogów…  I wiele, wiele wielkich miłości…

Zanim zaczniecie czytać poniższą recenzję, zastanówcie się, czy jesteście dobrymi ludźmi i ile dobrych uczynków spełniliście… w tym życiu. To ważne. Dlaczego? Żebyście się nie przestraszyli konsekwencji na przyszłość, tak jak to było z główną bohaterką powieści Marna karma Davida Safiera.
Kim Lange jest wielką gwiazdą telewizji niemieckiej. Ma rodzinę, ale nie poświęca jej zbyt wiele czasu i uwagi, kariera jest dla niej ważniejsza, nawet bardziej niż urodziny córki. Kim właśnie otrzymała prestiżową nagrodę, spędziła upojną noc w ramionach przystojnego kolegi po fachu z konkurencyjnej stacji i wyszła na balkon hotelu... Niby nic takiego, ale kto by przewidział, że akurat tej nocy do atmosfery dostanie się stacja kosmiczna, której 2% nie ulegnie spaleniu? Kto by przewidział, że jedna z części centralnie trafi w dziennikarkę? I to jaka część?! Gwarantuję, że ze śmiechu spadniecie z krzesła! Tak absurdalną sytuację trudno sobie wyobrazić, a co dopiero przewidzieć!
Kiedy Kim doszła do siebie po zderzeniu z pewnym elementem stacji kosmicznej stwierdziła, iż ma ogromną głowę, okropny odwłok, 6 odnóży, 2 ekstremalnie długie czułki! Wypisz, wymaluj – mrówka! Tak, to była Kim w swym nowym zwierzęcym wcieleniu. Dlaczego mrówka? Bo nie zasłużyła na nic innego, bo była niedobra dla innych. Dołączyła do takich sław jak Dżyngis Chan, Giacomo Casanova,Einstein…

Przed obliczem mrówki Kim staje mrówka Budda, który jest odpowiedzialny także za dusze niewierzących. Budda zawsze przyjmuje taką formę, w której odradza się dana ludzka dusza. Jako mrówka Budda udziela rady mrówce Kim:
Postaraj się zatem zrobić wszystko, co w twojej mocy,
by nowe życie okazało się lepsze. (s. 41)
Ba! Nie jest to takie proste, skoro jest się charakterną egoistką z parciem na szkło. Ale życie weryfikuje nasze postawy. Reinkarnacja jednak istnieje, jak się przekonała na własnej skórze albo chitynie główna bohaterka. Zaczęła nowe życie w mrowisku od starcia ze swą przełożoną. Jej dziennikarska elokwencja i wyszczekanie co i rusz sprowadzało na nią kłopoty. Jak się łatwo domyśleć, jej życie nie trwało zbyt długo. Znów się ocknęła jako mrówka. I tak kilka razy. Trudno być dobrym, skoro przeważnie było się złym.
I tak od kilku wcieleń mrówki, poprzez świnkę morską, cielę, dżdżownicę, stonkę ziemniaczaną, wiewiórkę, psa beagle’a, aż do ludzkiego ciała:
Stwierdziłam nie tylko, że są to ludzkie ramiona, ale też że składają się prawie wyłącznie z wałków tłuszczu, które u zawodnika sumo mogłyby być powodem do prawdziwej dumy. Kiedy już udało mi się usiąść, ze smutkiem zobaczyłam, ze owe wałki mają całą rzeszę krewnych na brzuchu oraz nogach. I cała ta krągła rodzinka przelewa się swobodnie… (s. 207)
Narratorka niektórym swoim wcieleniom poświęca dużo uwagi i szczegółowo opisuje swe przeżycia i doświadczenia ze swadą i humorem, inne zaś traktuje po macoszemu. Trochę szkoda, bo traci na tym czytelnik – ma mniej powodów do płakania i pękania ze śmiechu. Kolejne zwierzęce wcielenie zależy od ilości zdobytej dobrej karmy, jednak musi być ona zdobyta nie z pobudek egoistycznych, by Kim mogła wrócić do swej rodziny i naprawić krzywdy, ale wynikać z odruchu serca, z dobroci serca. Tylko wpierw trzeba mieć serce… Kim go szuka, bowiem chce odzyskać męża, córeczkę, zaś przyjaciółkę w roli nowej narzeczonej ślubnego odstawić na boczny tor.
W trakcie jednego z wcieleń mrówki Kim odkrywa, iż nie jest jedynym człowiekiem po reinkarnacji w ciele owada. Współtowarzyszem niedoli staje się słynny kochanek – Giacomo Casanova. Ten to dopiero ma pod górkę! Ponad sto wcieleń i dalej jest mrówką. Trudno zmienić nawyki i naturę. Nawet królowej mrówek Casanowa nie odpuszcza! Ale dzięki Kim udaje mu się nazbierać dobra karmę i opuścić mrowisko:
Pani nawet nie wie, jak bardzo zachwyca mnie powrót do gromady ssaków! I wie pani, madame, na co się najmocniej raduję? Na uciechy cielesne. (s. 133)
Wyobraźcie sobie świnkę morską i uciechy cielesne! Casanowa nie przepuści żadnej samicy. Kwestie moralne zawsze przedstawia w wygodny dla siebie sposób.
Miłość nie jest przecież żadnym powodem do abstynencji. (s. 176)
Zazdrość bynajmniej nie jest przeszkodą dla miłości. (s. 187)
Nawet gdy go nie ma na scenie, to o poczynaniach kochanka wszech czasów dowiadujemy się z krótkich wpisów z jego pamiętnika. To małe perełki językowe, ukazujące kunszt wysławiania się w każdej sytuacji.  Jego wypowiedzi charakteryzuje wysoki styl, starodawne słownictwo, inna składnia, dobre maniery i szacunek okazywany rozmówcy z dozą kokieterii. 
Autorowi trzeba przyznać (tłumaczowi też), że świetnie włada językiem. Cięte riposty, trafne spostrzeżenia, niekonwencjonalny dobór słów oraz środki artystyczne powodują, że czytelnik śmieje się praktycznie cały czas, a to z obgryzionych paznokci i klęski głodu, a to z niedomogów intelektualnych, a to z prześladowczyń szybkich  niczym amerykańskie oddziały specjalne nafaszerowane amfetaminą. Lekki styl niemieckiego pisarza sprawia, że książka czyta się sama, w dodatku szybko i przyjemnie, zaś uśmiech nie znika z twarzy. Słowa nie są frazesami, niosą ze sobą wartość ponadczasową, bowiem komizm słowny i sytuacyjny to nie jedyna wartość książki.
Ważniejsze jest nasze doczesne życie, które autor ukazał w nieco absurdalny sposób. Poprzez kolejne zwierzęce wcielenia i zbieranie karmy autor skłania czytelnika do głębokiej zadumy nad własnym bytem i postępowaniem na co dzień. Książka jak żadna inna dociera do człowieka i jego pokładów człowieczeństwa, do przewartościowania swego życia i pójścia tą lepszą drogą, nawet gdy nie wierzy w reinkarnację. Życie po śmierci jest okropne, ale i ci, którzy żyją, nie mają lekko, dlatego:
Jedyny i wyłączny sposób zbierania dobrej karmy polega
na pomaganiu innym istotom. (s. 201)
Pomagajmy innym i zaczytujmy się Marną karmą, aby nazbierać jak najwięcej tej dobrej i przejść wewnętrzną metamorfozę. Gorąco polecam! Refleksje gwarantowane! Ubaw po pachi też ;)

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

4 komentarze:

  1. Tematycznie książka mnie nie zainteresowała, więc tym razem jednak dam sobie spokój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba ją traktować z lekkim przymrużeniem oka albo całkiem poważnie.

      Usuń
    2. Ja ostatnio coś mam jakiś dołek czytelniczy i ciężko mnie zadowolić :)

      Usuń
    3. Dołki trzeba przeczekać, a potem się wdrapać na wzgórza... :)

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.