Tytuł:
Jamnik z Kluskami
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 429
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-7961-009-9
KONKURS
URODZINOWY - TUTAJ
Kluski uwielbiam w każdej postaci, ale z rodzinką Klusków przedstawioną w książce Oli Trzeciak Jamnik z Kluskami nie chciałabym się spotkać ani jej poznać. Dlaczego? Brrr…! Aż mnie ciarki przeszły, gdy sobie przypomniałam heterę z piekła rodem Mamusię Klusek i jej mamisynka chirurga, wybrakowanej miniatury Supermena.
Akcja
zaczyna się pięknie. Tuż przed wigilią 2013 r. pod łóżkiem główna bohaterka
Anka, żona doktora Adama Kluska, znajduje pudełko przewiązane kokardką.
Otwiera. W środku piękna bielizna. Ale, ale… majteczki mają dodatkową dziurkę w
kształcie serca, biustonosz to dwa namioty, czyli zdecydowanie nie jej rozmiar,
a na dołączonym bileciku jest imię innej kobiety! To punkt zwrotny w nieudanym
małżeństwie Klusków. Prezent przeważa szalę i… Anka rozprawia się ze skórzanymi
hipopotamami stojącymi w salonie. Bardzo pomaga jej w tym mały ciałem, lecz
wielki duchem miniaturowy jamnik Zaworek.
I
po tej pięknej katastrofie akcja zostaje zatrzymana. Narrator cofa czytelnika w
wydarzeniach dwa lata wstecz do momentu poznania się Anny i Adama oraz
początków ich burzliwego związku, ślubu i małżeństwa… z rozsądku. Rozumiem, że
on, mamisynek w 100%, potulnie słucha się mamusi i spełnia jej prośby. Ale ona,
kobieta robiąca doktorat o czarownicach, patrzącej na świat z nieco innej
perspektywy niż zwykli ludzie, przyjmuje oświadczyny i na zimno decyduje się na
małżeństwo. Nic nie łączy tych dwojga, a tylko dzieli, no chyba że samotność.
Jednak i w związku można być samotnym, a małżeństwo może istnieć tylko na
papierze i na pokaz. Bowiem pozory w świecie Klusków są bardzo ważne.
Rozwój
akcji po zabiciu skórzanych hipopotamów zostaje wznowiony. Oj dzieje się,
dzieje w życiu tych dwojga, a mają w tym spory udział ukochana Mamusia oraz
przyjaciółka Anki – Magda. Autorka bardzo obrazowo nakreśliła tych czworo
bohaterów, epizodycznych też (sąsiedzi, pielęgniarki). Przyjaciółki znają się
jak łyse konie, wpadają sobie w słowo, żartują, żonglują słowami, są czasami
nieco szalone, ale dają się lubić. A Kluskowie… nie chciałabym mieć z nimi nic
wspólnego. No może z panem doktorem, ale tylko w szpitalu, bo poza nim ten przydepnięty paw w kostiumie homo sapiens
(s. 137) zostałby przeze mnie rozdeptany lub omijany szerokim łukiem. Anka cały
czas powtarza, że jest on bardzo niski jak na faceta. Ale bez przesady, 170 cm
to nie aż taka tragedia, nawet według mojej wysokiej miarki. Tu autorka według
mnie lekko przesadziła. Doktorek nie jest lotny intelektualnie, nie łapie
żartów słownych żony. Jej zdaniem musiał chyba kuć na pamięć na medycynie, bo
ma ubogie słownictwo i nie czyta książek. Zgroza!
Wędrowny
teatrzyk Klusków dostarcza czytelnikowi wiele rozrywki okraszonej różnymi
innymi emocjami. Najlepiej scharakteryzowana została teściowa Anki. Mamusia
Klusek to indywiduum, jakiego świat nie widział. Jej wygląd, jej dom, jej
potrawy przyprawiają o ciarki i obrzydzenie. W dodatku charakterek z piekła
rodem.
Już w pojedynkę
matka Adasia dysponowała mocą tarana i siłą śmiercionośnego tajfunu. (s. 250)
Perypetii
rodzinno-przyjacielsko-sąsiedzkich nie brak w książce. Są one dość dobrze
przedstawione, ale ja tylko raz wybuchnęłam głośnym śmiechem. Żywe i barwne
dialogi to atut tej powieści, wywoływały uśmiech na mej twarzy. Żonglerka
słowami iskrzyła humorem i ripostami, gdyż duet Anki i Magdy gwarantował
poprawę humoru.
Ale
mnie osobiście z czasem zaczęły denerwować wewnętrzne komentarze narratorki i
głównej bohaterki jednocześnie, czyli Anki. Dużo tego było, chyba trochę za
dużo. A w tych komentarzach znane cytaty (Houston,
mamy problem; Pomyślę o tym jutro), fragmenty wierszy (Alarm, Reduta Ordona), piosenki (Plon niesiemy, plon, dożynkowy wieniec…). A do tego łacina w
klasycznej postaci (Susrsum corda, mili
masoni, en avant, en avant, en avant! Finis coronat opus) i bez
tłumaczenia. To duży minus. Owszem autorka ma wiedzę humanistyczną i umiejętnie
wplotła ją w akcję, lecz co za dużo to niezdrowo, nawet mimo ich trafności i
zabawności.
Fabuła
niebanalna, a świat przedstawiony celowo zniekształcony przez satyrę i
groteskę, choć kto wie, ile takich mamisynków i teściowych jest na świecie, nie
wspominając o przyjaciółce, jej pracodawcy i sąsiadach. Akcja nieco zwariowana,
dużo się dzieje i dość szybko. Kolejne odsłony teatrzyku Klusków zaskakują
czytelnika i Ankę, lecz ona radzi sobie znakomicie w każdej sytuacji, gdyż ma
swój sposób na przetrwanie i do tego wiernego obrońcę Zworka. Język w powieści
dostosowany jest do sytuacji i bohaterów, od prostoty, języka potocznego do
wyszukanego słownictwa. Nieprzeciętni bohaterowie wzbudzają w czytelniku całą
gamę uczuć, z niechęcią włącznie.
Jamnik z
Kluskami
to satyra, słodko-gorzka opowieść o samotnej kobiecie, małżeństwie z rozsądku i
teściowej z piekła rodem oraz ukochanych sąsiadach i psach. Stosunki
międzyludzkie zostały tu pokazane w nieco groteskowy, satyryczny sposób, by
ukazać, do czego mogą doprowadzić człowieka podejmowane przez niego decyzje i
marzenia o idealnym facecie. Autorka humorystycznym okiem spojrzała na
pokolenie trzydziestolatków, ale bez krytycyzmu i moralizatorstwa. Na pewno
jest dobrą obserwatorką życia, bo wszystko u niej widać jak na dłoni… a raczej
u Klusków.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Nie znam tej książki, ale jej fabuła prezentuje się całkiem ciekawie i Twoja recenzja także zachęca, dlatego jak w wolnej chwili będę miała na uwadze tę pozycję.
OdpowiedzUsuńO tak, Kluskowie to arcyciekawa rodzinka! A miniaturowy jamnik Zaworek spisuje się na medal.
UsuńJamnik Zaworek hahaha, padłam :)
OdpowiedzUsuńBardzo bojowy i lojalny okaz psa obronnego :)
UsuńSkoro o psach, to jestem jak najbardziej na tak! Fabuła mnie bowiem ujęła.
OdpowiedzUsuńJa też psiara ;) Aczkolwiek wolę większe rasy niż miniaturowy jamnik.
Usuńjamniory są super
OdpowiedzUsuńSą :)
UsuńDziękuję i cieszę się.
OdpowiedzUsuń