Strony

wtorek, 18 sierpnia 2015

Zjazd rodzinny



Autor: Anna J. Szepielak
Tytuł: Młyn nad Czarnym Potokiem
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia  
Seria: Nad Czarnym Potokiem
Tom: 1
Liczba stron: 528
Oprawa: miękka
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-10-12417-3 



Małopolską trylogię rodzinną Nad Czarnym Potokiem autorstwa Anny J. Szepielak rozpoczyna powieść Młyn nad Czarnym Potokiem. Książka została nagrodzona przez Jury konkursu na Najlepszą Książkę na Jesień 2013 roku w kategorii książek obyczajowych. I wcale się nie dziwię! Ponad 500 stron pochłonęłam w niecałą dobę.
Akcja powieści rozgrywa się w 2012 r. początkowo w Warszawie, a potem gdzieś w Małopolsce nad Czarnym Potokiem. Główna bohaterka Marta ma dość codziennej monotonii, samotności i problemów: mąż naukowiec ciągle poza domem, chorowita córka, brak pracy i kłopoty finansowe. To wszystko zaczyna ją przerastać. Jest niezadowolona i sfrustrowana, złość i rozczarowanie towarzyszą jej co dnia. A jeszcze ma za zadanie zorganizować zjazd rodzinny, bo przybywają nieznane krewne z Ameryki.
Początkowo Marta nie jest zachwycona, lecz wkrótce zmienia zdanie. Wraca do rodzinnego miasteczka gdzieś w Małopolsce i zaczyna żyć. Przebywanie wśród bliższych i dalszych krewnych, spotkania z przyjaciółkami, wiosenne porządki przed Wielkanocą, odkrywanie rodzinnych tajemnic i przeglądanie pamiątek rodzinnych oraz wspólne gotowanie sprawiają, że kobieta kwitnie! Wprawdzie ma problem z mężem, infantylnym optymistą, który pochłonięty pracą w Anglii zapomina o przelewach czy kontaktach z 5-letnią córką Ulą, ale teraz ma na głowie organizację kilkudniowego pobytu krewnych z Ameryki – córki i wnuczki ciotki Kazimiery. Zastaw się a postaw się oraz polska gościnność w najlepszym wydaniu!
Smaczku dosłownie i w przenośni dodają przepisy kulinarne wplecione w akcję oraz domowe receptury rodem z młyna zamieszczone na końcu książki. Również na końcu znajduje się drzewo genealogiczne potomków Zofii. Zawiera ono tylko imiona i daty. Brak nazwisk nie tylko tutaj, także w całej powieści. Dzięki temu celowemu zabiegowi autorki każdy czytelnik może bardziej zidentyfikować się z bohaterami, wczuć się w rolę – problemy dnia codziennego Marty staną się jego, jej zwierzenia na blogu "Zapiski pani M." obnażą jej prawdziwe myśli i uczucia, a i sam czytelnik z ciekawości zacznie grzebać w historii swej rodziny, by odnaleźć przodków i odkryć rodzinne sekrety.

Kreacje bohaterów zasługują na szczególne uznanie, bowiem dość szybko stają się oni bardzo bliscy czytelnikowi mimo swoich wad. Są oni normalni, zwykli, codzienni, a przez to każdy z nich na swój sposób wyjątkowy. Część siebie odnalazłam w literackiej bohaterce. A rodzinka Marty jest niezwykle żywiołowa i boleśnie szczera, czasem upierdliwa, gdy miesza się do cudzego życia. Przoduje w tym wuj Ignacy. To on często ze swadą zaczyna opowiadać o przodkach, zwłaszcza o wyczynach pradziadka Mikołaja. Lecz nie dane jest mu dokończyć, bowiem jego siostra Helena, matka Marty, wtrąca się i każe mu przestać. I to zawsze w najciekawszym momencie dla głównej bohaterki ciekawej przeszłości i czytelnika.
Dla mnie ta powieść to nie tyle branie się za bary z codzienną monotonią, a potem zorganizowanie zjazdu rodzinnego, lecz przede wszystkim odkrywanie historii rodzinnej, odnajdywanie przodków, szukanie pamiątek rodzinnych, dociekanie, skąd jestem i kim jestem dzięki moim przodkom. A że czas biegnie nieubłaganie, to trzeba się spieszyć:
Problem w tym, że starsze pokolenie, które mogłoby opowiedzieć niejedną ciekawą historię, już odeszło. To bardzo deprymujące. (s. 423)
Jednak z drugiej strony są rzeczy, o których nie trzeba mówić ze względu na szacunek dla przelanych łez. Każda rodzina ma swoje tajemnice, także te mroczne i mało pochlebne. Mogą one wynikać z charakteru danej osoby, ale również być związane z wydarzeniami historycznymi np. wojną i prześladowaniami.
W powieści znajdziemy też kilka słów prawdy o polskiej gospodarce krajowej, o organizacji wielkiego zjazdu rodzinnego, o zmaganiu się z ekipą remontową, o szukaniu własnego szczęścia, o mężczyznach. Również ukazany został sposób patrzenia Amerykanów na świat i rzeczywistość. Od Samanthy i Kasi można się od nauczyć optymizmu życiowego:
One naprawdę patrzą na życie zupełnie inaczej niż my. Przykre wydarzenia, niepowodzenia, to dla nich tylko przeszłość, a nie temat do roztrząsania i powód do załamywania się. mówią, że trzeba iść do przodu. Za to przyszłość według nich kryje w sobie niespożyte pokłady szans, które trzeba wykorzystać. Co więcej, nie zakładają z góry, że na ich drodze pojawią się jakiekolwiek przeszkody. (s. 418)
Autorka napisała książkę z niezwykłą lekkością i finezją. Stworzyła taki domowy, ciepły klimat z uczuciami, smakami i zapachami, lecz nie sielski (chyba że momentami), gdyż kłopoty i problemy są wpisane w codzienną egzystencję człowieka. Odejściem od zwykłej narracji jest wprowadzenie wpisów z bloga bohaterki oraz listy jej babki. A istną perełką podaną w ratach jest opowieść babci Heleny o rodzinie w stylu bajki na dobranoc dla wnusi, jak to dawno, dawno temu… Nawet Marta z wielkim zainteresowaniem słucha tej bajki-niebajki.
Piękna polszczyzna zachwyca z każdej strony powieści, lecz mnie najbardziej ujęły wypowiedzi najmłodszej bohaterki Uli: Ciocia pomaga na smutność, oczywiście; Cześć ksiądzu; To gdzie się mogę kompnąć?; Dlatemu wolę dzisiaj być tutaj. I jutro też i pojutro. Oczywiście, to tylko próbka jej wypowiedzi. Autorka doskonale oddała sposób patrzenia dziecka na świat, jego język i naiwność połączoną z bezwzględną szczerością. Wiele razy śmiałam się w głos z poczynań Uli. Ta 5-latka zadziwia bystrością i inteligencją, wie dużo o legendach i zwyczajach polskich, gdyż jej ojciec takie bajki opowiadał jej na dobranoc (mała pyta się, kiedy będzie miała postrzyżyny). Jej wyimaginowana przyjaciółka Aniela udziela jej różnych rad, podpowiada, co trzeba robić, jak postępować…
Otwarte zakończenie daje przedsmak przyszłych wydarzeń, równie tajemniczych. Ja zostałam zawieszona w próżni, ale z drugiej strony zdopingowana do poszukiwań genealogicznych. I powiem Wam, że w niedzielę w nocy dokonałam kolejnego odkrycia. Przypadkiem.
Młyn nad Czarnym Potokiem wciąga od prologu i akcji zza wielkiej wody. Czytelnik szybko zatraca się w ciekawej fabule i niespiesznej akcji, łączącej w sobie wątek obyczajowy i historyczny okraszony tajemnicami i pamiątkami rodzinnymi. Odkrywa, co jest naprawdę w życiu ważne. Miłość i rodzina są ważne, lecz równie ważna jest realizacja siebie, nawet gdy wymaga to wielkich zmian. Klimatyczna, ciepła opowieść o… zjeździe rodzinnym z rodzinną historią w tle. Gorąco polecam!

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

12 komentarzy:

  1. Mam tę książkę na swojej liście już od dawna, ale zawsze przekładam ją "na potem". Musze w końcu po nią sięgnąć :)
    http://ksiazkomiloscimoja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zacznij czytać, bo niedługo wychodzi trzeci tom.

      Usuń
  2. Różnie czytałam o tej trylogii, ale mam na nią chęć....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od tego, co kto lubi, czego szuka w książkach.

      Usuń
  3. Będę chyba miała niedługo okazję poznać prozę tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To są zdecydowanie moje klimaty :) Z tego co wiem, dostępny jest chyba również drugi tom powieści. A niebawem na rynku pojawi się kolejna powieści autorki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi tom recenzowałam wcześniej (post "Stara fotografia"), bo nie wiedziałam, że to któryś tom serii. A na trzeci już się nie mogę doczekać!

      Usuń
  5. Rodzina z tajemnicami i kilkusetstronicowa obyczajówka? Piszę się na to! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz! I czytaj! A czcionka ułatwia szybkie czytanie! :)

      Usuń
  6. Bardzo się cieszę, że "Młyn..." się Pani podobał. Dziękuję za recenzję.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę z odwiedzin autorki. :) Recenzja "Wspomnień w kolorze sepii" już była, a na dniach "Dworek pod Lipami".
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.