Strony

wtorek, 24 listopada 2015

Pani prezes



Autor: Wioleta Strzelczyk
Tytuł: Charlotte
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 139
Oprawa: miękka
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-7942-574-7

Niepozorna książeczka Wiolety Strzelczyk Charlotte to jej debiut. Okładka kusi piękną kobietą z tajemniczą maską w ręku i francuskim kobiecym imieniem. Ale środek jest zupełnie inny.
Charlotte to 25-letnie główna bohaterka, już 3 lata po studiach osiągnęła wielki sukces – jest szefową dużej londyńskiej firmy na rynku nieruchomości. Ma wszystko – urodę, bogactwo, pozycję zawodową, uznanie i miłość Ryana. Lecz pewnego dnia okazuje się, że narzeczony ją zdradza. Młoda kobieta załamuje się, traci grunt pod nogami dosłownie i w przenośni. Alkohol, nocne spacery po niebezpiecznych dzielnicach Londynu, a nawet cięła nadgarstki. Niebezpieczne wydarzenie sprawia, że dziewczyna momentalnie trzeźwieje. Zwraca się z niemą prośbą do Boga. Wkrótce na jej drodze pojawiają się dobrzy mężczyźni. Tajemniczy wybawiciel, Nick, roznosiciel pizzy, elektryk, prosty chłopak pracujący na kilku etatach oraz ksiądz Daniel, który uświadamia bohaterce:
Nie pozwól, żeby ludzie mówili ci, kim jesteś. Sama o tym decyduj. W każdej chwili możesz zacząć żyć inaczej. (s. 85)
Życie Charlotte stopniowo zmienia się… I ona sama tez ulega wewnętrznej przemianie. Zaczyna pomagać innym ludziom, ale aby móc to robić właściwie, wpierw sama musi sobie pomóc. Bohaterka stopniowo odkrywa Boga, siebie, prawdziwą miłość i „dobry” system wartości.

Narracja prowadzona jest w 1 osobie w czasie teraźniejszym, ale jakoś tak nienaturalnie dla mnie, sztywno. Nie potrafiłam się zidentyfikować z bohaterką, nie czułam jej, nie ufałam jej. Coś mi zgrzytało. Tak jak i w całej książce. Jest i wszystko, i nic. Wiele wątków było szybko zakończonych, bez przedstawienia danej sytuacji w szerszym wymiarze, np. ledwo bohaterka weszła na urodziny siostry Nicka, przywitała się, poznała, wręczyła prezent i już po chwili jest po imprezie. Sama Charlotte wydaje się być nieco sztuczna. Jej wiek i osiągnięcia wydają się być na siłę naciągane, tym bardziej, że sama na studiach musiała się utrzymywać, bo rodzice się jej praktycznie wyrzekli. (Czy w Londynie studia kończy się w wieku 22 lat?).
Jakąś naiwność wyczuwam w tej książeczce. Niby kobieta cięła nadgarstki, była mowa o bliznach, a jakoś nikt ich nie zauważył w pracy czy poza nią. Londynu w ogóle nie czuć w opisach. Miejscem akcji mogłoby spokojnie być każde większe miasto na świecie. Przygarnia szczeniaka, a psina cały dzień jest sam w wielkim apartamencie, nikt jej nie wyprowadza, za to pani wieczorami bywa poza domem. Zakończenie też jakieś nijakie, zawieszone w próżni. W dodatku drażniło mnie kilka różnego typu literówek i błędów (po kropce mała litera).
Nie od dziś wiadomo, że pieniądze szczęścia nie dają, ale wiele mogą. Widać to na przykładzie działania Charlotte w trakcie jej przemiany. Można by rzec, że szasta pieniędzmi i jest wielką filantropką. Do tego wątek raptownego zapałania miłością do zwierząt, do bliźnich pokrzywdzonych przez los, nawrócenie się, wewnętrzna przemiana, miłość bogatej dziewczyny do biednego chłopaka, zazdrość byłego. Dużo tego, jak na tak niepozorną książkę. Za dużo. A i wykonanie amatorskie, według mnie wszystko po łebkach, język bardzo prosty, opisy ubogie.
Ale fakt niezaprzeczalny – koniec czegoś złego, może być początkiem czegoś dobrego.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

6 komentarzy:

  1. Szkoda, że język jest taki ubogi. Jakiś poziom musi być jednak zachowany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię, jak w książce jest zbyt wiele tematów, a niewielki format nie pozwala ich wszystkich rozsądnie zmieścić. :/
    A okładka faktycznie intrygująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby autorka bała się rozpisać... A okładka piękna, choć sobie a muzom...

      Usuń
  3. Szkoda, że książka taka niedopracowana. Może następnym razem będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żeby tak każdy Przechodził przez taką głęboką przemianę... :) Historia może i naiwna, ale pokazuje, że każdy nadmiar, jaki gromadzimy, trafia w końcu w cudze ręce, bo to życia potrzeba nam znacznie mniej, niż myślimy.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.