Strony

niedziela, 13 grudnia 2015

Miłość niejedno ma imię



Autor: Maria Nurowska
Tytuł: Miłość rano, miłość wieczorem
Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 254
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-280-0966-0

Na grudniowe spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki przeczytałam powieść Marii Nurowskiej Miłość rano, miłość wieczorem. Tytuł, okładka i blurb średnio mnie zaciekawiły. Początek skołował, a potem… potem przepadłam i przeczytałam powieść jednym tchem.
Żeby pokrótce przedstawić akcję, muszę ją ułożyć chronologicznie. W czasie powstania warszawskiego po trzech dniach znajomości Jerzy Ziarnicki poślubia Zofię. Po wojnie siedział w więzieniu, a gdy w końcu wyszedł i z ukochaną wyjechał na Mazury, to wkrótce musiał uciekać na Kaszuby. Tam wpadł przypadkiem, został poważnie postrzelony. Zofia jechała do niego z wiadomością, że będą mieli dziecko, a tymczasem dowiedziała się o postrzeleniu. Była pewna, że zmarł. Udało jej się uciec za granicę.
Jerzy i Zofia przypadkiem spotykają się po latach. Jest rok 1976, a w Teatrze Wielkim wystawiana jest Tosca w wykonaniu artystów berlińskich. Jerzy na scenie rozpoznaje żonę. Nawiązują kontakt ze sławną śpiewaczką operową... Evą Meier, bo tak się teraz Zofia nazywa. Jerzy dowiaduje się, że ma córkę Anię. Jednak córeczka ma dużo z tatusia. Chowana praktycznie bez matki wdała się w dziwne towarzystwo. Utrzymywała kontakty z terrorystyczną Frakcją Czerwonej Armii. Wpadła i trafiła do więzienia w Stammhein, w zachodnich Niemczech. Jerzy postanawia pomóc córce. Chce ją odbić wraz z powstańczymi kolegami i przy pomocy zasad konspiracji jak za wojny (ten wątek wydał się lekko nieprawdopodobny). Chce za wszelką cenę odbudować rodzinę, niejako stworzyć ją na nowo. Ale czasy komuny, powstańcza przeszłość, berliński mur, przestępstwo córki, żona nie-żona… to wszystko komplikuje sytuację. Nawet fakt, że Ania nie zna polskiego.

Jurek, Felek i Olo – to Trzej Muszkieterowie, koledzy, przyjaciele ze szkolnej ławki, z czasów wojny i powstania. Ich hasło: ‘jeden za wszystkich, wszyscy za jednego’ było aktualne mimo wieku i zawirowań historii.  Autorka pięknie przedstawiła siłę męskiej przyjaźni, jej trwałość, nierozłączność, poświęcenie i pomaganie sobie w trudnych chwilach niezależnie od odległości, bo czasami przyjaciół nosiło po całym świecie. Mężczyźni się nie cackają, wykładają kawę na ławę, przechodzą do konkretów, ale też mają uczucia, też im się w oku łza zakręci i to w tej książce jest chyba najpiękniejsze.
Prawda uczuć jest zupełnie inna niż ta, którą się powszechnie uważa za jedyny wykładnik. W uczuciach ktoś myśli, że nienawidzi, a naprawdę kocha, tylko nie chce się do tego przyznać nawet przed sobą. (s. 168)
Początek trochę wprowadza czytelnika w galimatias, kto jest kim i w jakim czasie rozgrywa się akcja. Wydarzenia z roku 1976 przeplatają się ze wspomnieniami z powstania warszawskiego, raptowne przeskoki w czasie dezorientowały mnie przez kilkanaście stron. Potem akcja się stała bardziej spójna chronologicznie. Wprawdzie dalej pojawiały się wspomnienia z wcześniejszych lat, ale z tekstu wyraźnie wynikało, że to one. Sama akcja rozgrywa się na przestrzeni lat 1976-2001, choć fabuła sięga czasów przedwojennych i wybiega kilka lat naprzód. To długo, dużo czasu, jednak autorce udało się tak przedstawić wydarzenia z życia bohaterów, że to one są najważniejsze i uczucia bohaterów, a nie czas kalendarzowy. Narrator, którym jest Jerzy, pod koniec powieści z kolei wybiega naprzód z wydarzeniami i z grubsza informuje czytelnika, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów. Trochę czułam niedosyt, bo chce się więcej wiedzieć i bardziej szczegółowo.
Co mnie tak zachwyciło i ujęło w tej książce? Sama tak do końca nie wiem. Chyba najbardziej zagmatwane losy bohaterów, ludzkie uczucia przedstawione na tle zawirowań historii, ważnych wydarzeń historycznych XX wieku w Polsce i na świecie, siła przyjaźni, nieprzewidywalna miłość, która przychodzi, kiedy chce i nie patrzy w metrykę.
Jako młody człowiek pokochałem dziewczynę, która została moją żoną, i inaczej pamiętam tamto uczucie niż to teraz. Możliwe, że miłość rano, jak to nazwała Zosia, różni się od miłości wieczorem. (s. 218)
Obcość bliskich sobie kiedyś ludzi, powstańczego małżeństwa rozdzielonego przez powojenną zawieruchę, skrzywdzonego przez historię. Ale miłość między kobietą a mężczyzną ma różne odcienie. Dwoje dorosłych ludzi odkrywa, że łączą ich bliskie więzy krwi. Miłość ojcowska jest niejako dana odgórnie, jest bezwarunkowa, lecz miłość córki do ojca już niekoniecznie. Ania ma bardzo trudne relacje z matką, która jest dla niej wrogiem numer jeden. Tak naprawdę w pewnym momencie tych relacji nie ma, a trudno je odbudować, gdy zabrakło miłości w dzieciństwie. Odbija się to echem na dorosłym życiu kobiety i ciągnie przez całe życie, odbija się na niej samej, rodzicach i jej rodzinie. Topór wojenny trudno zakopać, trudno się przełamać, gdyż…
…wobec uczuć jesteśmy bezradni. (s. 152)
Same wydarzenia w życiu wszystkich bohaterów nie byłyby tak dramatyczne i pełne zwrotów, gdyby nie zawirowania historii. To ona, historia tak naprawdę wyznacza koleje losu Zofii, Jurka, Ani, Feliksa i Ola, to ona ich zmusza do podejmowania takich a nie innych decyzji. W powieści najważniejsze wydarzenia XX wieku są wyraźnie zarysowane, przedstawione krótko i treściwie, by czytelnik mógł się zorientować w położeniu bohaterów i sytuacji w kraju czy na świecie. Rządy komunistyczne, inwigilowanie, namawianie do współpracy, zmiany ustrojowe, stan wojenny, okrągły stół, Porozumienie Centrum czy Wałęsa, wybory do senatu, bracia Kaczyńscy… Czasami jedno zdanie otwierało oczy, jak choćby to:
Bo historia nas uczy, że gdy polska inteligencja w coś się wtrąca, to wychodzi z tego wielka klapa. To jest rozgrywka między władzą ludową a klasą robotniczą, może prosty lud będzie miał więcej szczęścia i rozumu. (s. 163)
Jedna rzecz mnie totalnie zaskoczyła w tej powieści. Nigdzie wcześniej nie spotkałam się z takim postrzeganiem powstania warszawskiego i udziału w nim. Jerzy stwierdza, że zrobił krzywdę swojej ojczyźnie w 1944 roku:
Bo ja przegrałem swoją wojnę, wywołałem powstanie po to tylko, aby zniszczyć jedno z najpiękniejszych państw w Europie. Powinno się mnie skazać na ciężkie więzienie! (s. 193)
Trochę żałuję, że historia Jerzego, jego rodziny i bliskich została przedstawiona w dużym skrócie, jeśli weźmie się pod uwagę rozpiętość czasową akcji i ilość stron powieści. Wydarzenia rozwijały się zbyt szybko. Można by było rozwinąć wątki, rozbudować je dodając informacje, bardziej wgłębiając się w emocje bohaterów i ich pobudki. Szczególnie zabrakło mi tego pod koniec powieści, gdy czuć było skrótowość w przedstawieniu akcji – odnosiłam wrażenie, jakby autorka jak najszybciej chciała książkę skończyć.
Miłość rano, miłość wieczorem mimo zapętlonego początku czyta się szybko, jest lekka w odbiorze, choć tematyka już znacznie trudniejsza i poważniejsza. Każdy z bohaterów na swój sposób przyciąga uwagę czytelnika poprzez swoje życiowe perturbacje, odnajdywanie siebie, swojej tożsamości i korzeni w Polsce, Niemczech, Bułgarii, Południowej Afryce czy Australii.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

9 komentarzy:

  1. Nie przepadam za prozą tej autorki i raczej się nie skuszę na tą lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobała mi się ta powieść i zachęciła mnie po sięgnięcia do innych książek pani Nurowskiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Twórczość tej autorki nieszczególnie trafia w mój czytelniczy gust, dlatego jednak nie skuszę się na powyższą pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tematyka rzeczywiście dość trudna, ale chciałabym zmierzyć się z tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sparzyłam się na książkach o wilkach tej autorki i na razie mnie do niej nie ciągnie, choć pewnie kiedyś zrobię kolejne podejście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka napisała wiele powieści, więc jest w czym wybierać. A książki o wilkach nie kojarzę.

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.