Strony

czwartek, 16 lutego 2017

Zawierucha dziejowa



Autor: Krystyna Bartłomiejczyk  
Tytuł: Zawierucha w wielkim mieście
Wydawnictwo: Prozami
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-65223-40-1 




Nie idź przez życie na oślep. Ufaj ludziom, ale jeszcze bardziej sobie, swojemu sercu i swojemu rozumowi. Tam na pewno znajdziesz drogowskaz. (s. 73)
To jedna z rad ojca Emila udzielona jego młodszej latorośli, Oldze, głównej bohaterce powieści Krystyny Bartłomiejczyk Zawierucha w wielkim mieście.
To zadziwiające, jak niektóre nazwiska pasują do ich właścicieli. (s. 376)
W rzeczy samej. Olga w zupełności zasłużyła i solennie zapracowała na swoje nazwisko – Zawierucha. Wprawdzie ma tylko 26 lat, rude włosy, etat projektantki krajobrazu w rodzimych Gorajkach, ale to zupełnie wystarczy, by skomplikować sobie życie i innym. Olga nie zna się na ludziach i działa na opak. Bo jej życie nie zawsze układa się zgodnie z planami. W swoim krótkim życiu zaliczyła sporo głupstw, potknięć, upadków, a szczęścia nie zaznała, za to niefartu ma jak…woda w studni!
Jej ukochany Antek kocha nie tylko ją; uczynny kolega z pracy okazuje się być uczynny inaczej – jest oszustem; koleżanka z jednego pokoju w pracy, która dotąd była „niestrawna”, okazuje się być miłą osobą; a sympatyczna Lidka poznana przypadkiem – rywalką. Pech prześladuje bohaterkę. Niemalże jednocześnie traci chłopaka, pracę i poczucie własnej wartości. Szef Paluch wykrzykuje jej prosto w twarz:
Ty powinnaś nazywać się Nawałnica, nie Zawierucha! (s. 66)
Po zawieruchach w Polsce przychodzi czas na Kanadę, bowiem Olga postanawia skorzystać z zaproszenia i odwiedzić starszą siostrę Renę King w Mississaudze. Za oceanem Olga łapie dystans do ludzi i życia, by wkrótce znów zawirował wokół niej świat, do czego ewidentnie się sama przyczynia…
Każdy ma swoje radości i smutki. Sztuką jest widzieć i jedne, i drugie i reagować na nie jak trzeba. (s. 172)

W życiu młodej bohaterki, jej rodziny i znajomych radości przeplatują się ze smutkami, a wśród nich są ukryte tajemnice różnego kalibru, które przestają nimi być w najmniej oczekiwanych momentach.
W końcu tajemnice to bomby z opóźnionym zapłonem i nie powinno być ich wśród ludzi, którzy się kochają. (s. 198)
Olga to sympatyczna młoda kobieta, jednak nie bez wad. Wiecznie się spóźnia, nie przywiązuje uwagi do stroju, nie umie oceniać ludzi, mówi szybciej niż myśli, a języczek ma ostry jak brzytwa i nie przebiera w słowach. Z jednej strony da się lubić, z drugiej nie do końca, zwłaszcza kiedy ma focha na cały świat. Bardzo często odbierałam ją jako głupiutką, marudną nastolatkę, która dopiero poznaje dorosłe życie i nie wie, co w nim i z nim zrobić. Jej zachowanie sobie, a metryka sobie. Do tego nie ma szczęścia w miłości. Nawet w Montrealu, kiedy wydaje się, że Błękitnooki to ten, że to już…
Była naiwna, sądząc, że po przykrych doświadczeniach z mężczyznami jej serce nie będzie domagało się swoich praw. Nie wzięła pod uwagę, że to krnąbrny organ, niepodległy woli mózgu. (s. 311)
Zawierucha w wielkim mieście to powieść obyczajowa z wątkiem miłosnym w kilku odmianach. Olga wywoływała u mnie mieszane uczucia. Bohaterowie pozytywni czasem okazywali się nieco mniej pozytywni, ale były 2 postaci, który nie dało się lubić. Matt, były pilot, który popadł w alkoholizm. Jego czepialskie kwestie potrafiły dopiec do żywego. Niestety, jego wątek raptownie został urwany i nie wiadomo, jak potoczyły się jego dalsze losy. Druga postać to Justyna alias Justin alias Dżastin. Aktorka i kameleon w jednym. Jej manipulowanie ludźmi, podchody, gierki, miny niewiniątka itp. Jednym mydliły oczy, innym otwierały.
Ale jedna postać ubawiła mnie do łez. To pacjent szpitala, Czesio Maślanka. Jego historia trafienia do sali szpitalnej rozbawiła mnie do łez. Śmiałam się w głos przez kilka minut! Nie mogłam się opanować! A kropkę nad i postawiła jego uwaga:
Za całym szacunkiem, panie Antek… Kobiety nie mają wad, tylko hormony – wtrącił Czesio z miną doświadczonego kobietologa. (s. 57)
Rozbawiły mnie jeszcze 2 sceny na dyskotece i w ogrodzie Justin. Więcej nie zdradzę, ale śmiałam się do rozpuku. A i teksty Olgi wykrzywiały me usta w uśmiech, bo riposty to bohaterka umiała rzucać i się odgryzać.
Powieść jest trochę nierówna pod względem treści. Między wątkiem polskim a montrealskim jest wątek… spadku formy w życiu Olgi. Ma on miejsce jesienią i zimą w kraju oraz na przez większość pobytu w Kanadzie, w domu siostry. I z tego też powodu nie do końca pasuje mi tytuł do fabuły, skoro Montreal i Zawierucha to około jednej trzeciej książki. I taki raptowny przeskok między Polską a Kanadą, zupełnie obcymi ludźmi bez jakiegokolwiek uprzedzenia o zmianie miejsca wydarzeń. A i zakończenie zostało spłycone, zabrakło mi wyjaśnienia i opisu tego i owego.
Zawierucha w wielkim mieście na jakiś czas nieco zmieni pogodę w Waszym czytelniczym świecie – trochę zawieje, zamiecie, potrząśnie i wstrząśnie wybuchami śmiechu oraz zwiedzie pozorami.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że książka jest trochę nierówna. Ale nie mówię nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć książka ma pewne wady i niedociągnięcia, mogłabym się skusić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam tą książkę niecały rok temu, jednak mi nie przypadł do gustu styl autorki i humor w niej zawarty :)

    pozdrawiam
    ifeelonlyapathy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanowię się jeszcze, a na na razie mam co czytać.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.