Strony

wtorek, 19 września 2017

Porządki na Ukrainie - Wołyń 1943



Autor: Piotr Tymiński
Tytuł: Wołyń. Bez litości
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 488
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-8083-480-4




W latach ich dzieciństwa różnorodne kultury przenikały się na każdym kroku. Ukraińcy, zwani również Rusinami, żyli obok Polaków, Żydów, Niemców i Czechów. Często uczestniczono wzajemnie we świętach, sam czasem śpiewał dumki czy protestanckie pieśni, uczył innych polskich kolęd. Nie było dziwne wspólne zbieranie się w kościołach lub cerkwiach. (s. 25-26)
Tak wyglądało życie na Wołyniu przed rozpoczęciem II wojny światowej we wspomnienia Stacha, głównego bohatera powieści historycznej Wołyń. Bez litości Piotra Tymińskiego. A teraz… mołojce Ukrainę z Lachów oczyszczają.
Wszystko się zmieniło w Wielki Czwartek 22 kwietnia 1943 r. Rodzina Morowskich w czasie posiłku została zaatakowana przez grupę Ukraińców. Brutalność i bestialstwo mrożą krew w żyłach. Dostało się też… taboretowi! Tylko Stach uciekł, tylko on przeżył. Uciekł na bagna. Następnego dnia w Brzozowych Ostach zgromadzili się mieszkańcy, którzy przeżyli napaść i uniknęli spalenia w stodole, którzy przeżyli pogrom. Wśród nich był Stach. Pięć dni później przyłączył się do samoobrony, która zawiązała się w szkole w Konstantynówce.
Oj, „Czart”, jak cię tu nie ma, to same dobre wiadomości o tobie, a jak się zjawiasz, to z kłopotem. (s. 398)
Ten młody mężczyzna, absolwent lwowskiej szkoły kadetów, ukrywający się na początku pod pseudonimem „Len”, daje się poznać jako dobry, odważny żołnierz. Dąży do podporządkowania się legalnym władzom wojskowym. Szybko awansuje, dowodzi coraz większymi oddziałami, a jego brawurowe akcje przeciwko wrogom Polski przynoszą mu chwałę. Sam daje w walce bezpośredni przykład swym ludziom i nic dziwnego, iż żołnierze i ochotnicy chcą służyć pod jego dowództwem, chcą być czartakami, diabłami. W tym szale wojennym Stachu zachowuje człowieczeństwo – potrafi docenić piękno przyrody wołyńskiej, wspomina swoją żonę Helenę, ma sumienie i honor, uświadamia sobie, że życie nie jest mu obojętne...
My musimy żyć, by walczyć, cywile, a w szczególności dzieci, by budować wolną i niepodległą Polskę. (s. 151)
Zwykli ludzie, mężczyźni w różnym wieku, także nastolatkowie przystępowali do zgrupowań samoobrony, oddziałów partyzanckich, a potem do Armii Krajowej i Wojska Polskiego, aby móc walczyć w obronie swoich rodzin, sąsiadów, Polaków, w obronie swego kawałka ziemi. W obronie Polski. Dla nich najważniejsza była wolność i niepodległość Ojczyzny, spokojne życie. Zdawali sobie sprawę, że w każdej chwili mogą zginąć. Ale lepiej zginąć w walce z wrogiem, niż być zamordowanym przez mołojców w czasie napaści na wieś. Do oddziałów polskich przystępowali też Polacy siłą wciągnięci do niemieckiej policji czy bolszewickiej armii. Służyły w nich również kobiety i to nie tylko jako sanitariuszki. Ich odwaga i poświęcenie również zasługuje na uznanie. W każdej chwili gotowość bojowa oddziału musiała być zachowana.
To walka na śmierć i życie, oni nie będą mieli dla was litości, a tylko wy jesteście nadzieją dla tych rodzin. (s. 153)

Bo trzeba zachować społeczeństwo, choć Ukraińcy nie mieli litości dla Lachów. W ruch szły widły, siekiery, topory, kosy, noże i zdobyczna broń, a po stronie polskiej nawet szabla i cegła. Banderowcy nie mieli sumienia, gwałcili kobiety i dziewczęta, rabowali wszystko, zaś zabijanie traktowali jak dobrą zabawę – bezcześcili zwłoki traktując je czasami jak kukiełki. To, co wyprawiali z dziećmi, jest niewyobrażalnym okrucieństwem i czymś nie do pojęcia. Te opisy zapierały dech w piersi z emocji i niedowierzenia, z przerażenia, że ludzie mogą być tak okrutni wobec dzieci. Do tego banderowskie mordy ludności cywilnej. Autor na szczęście nie epatuje na każdej stronie brutalnością i zezwierzęceniem instynktów mołojców, opisuje życie Stacha i jego oddziału, a przez to działania wojenne na Wołyniu.
Bez litości. „Kusy”, dla nich czapa. (s. 298)
Okazanie litości na wojnie może się okazać śmiertelnym zagrożeniem, dlatego nie mają jej też polscy żołnierze dla swych wrogów. Różnica między nimi polegała na tym, że oni wiedzieli, co to honor i równa walka. Rozstrzelanie lub szubienica… wystarczały, gdyż darowanie życia mordercom po prostu nie wchodziło w grę. W walkach giną też przyjaciele leśnych, towarzysze broni, ale to żywych mają się oni bać, nie zaś zmarłych. Jeśli chcą przeżyć, muszą przygotować się na najgorsze. Muszą też prowadzić ostrożną politykę z Niemcami i sowietami, a czasem stawać się aktorami w teatrze wojny, wtedy przydawała im się znajomość języków obcych...
Blask ogni, przeraźliwe skowyty psów, przeciągłe ryki cierpiących zwierząt domowych i co jakiś czas rozbrzmiewająca krótka palba – to wszystko razem mroziło krew w żyłach nie tylko kobietom i dzieciom. (s. 177)
Do tego śmiertelny kwik koni, wrzaski rannych i przerażonych ludzi, kłębowiska ciał, huk wystrzałów. Tak wygląda wojna. Opisy akcji, napaści, zasadzek, potyczek, walk, bitew są tak sugestywne, tak oddziałują na zmysły czytelnika, że jego wyobraźnia mimowolnie się uruchamia. Obrazy te nie pozostają bez echa w czytelniku. Każda z nich pozostawia jakiś ślad i zmusza do refleksji. Człowiek się zastanawia, po co to wszystko było? Po co tyle przelanej krwi? W imię czego? Kiedy człowiek przekracza granicę człowieczeństwa? Co w nim wyzwala dzikie instynkty i bestialstwo?
 „Niech żyje Samostijna Ukraina! Niech żyje Taras Bulba!”. (s. 55)
Ukraińcy zwani mołojcami, banderowcami, striłcami, hajdamakami walczą o odzyskanie „swojej ziemi”. Swojej w ich mniemaniu, bowiem lud wołyński obejmował w 1943 roku Żydów, Rosjan, Czechów, Polaków i Ukraińców, a cierpieli wszyscy. Nazywani są oni zwyrodnialcami, bo po sobie pozostawiają piekło. Ich bestialstwo wstrząsa nawet żołnierzami zaprawionymi w boju, którym przyjdzie stanąć w śmiertelne szranki. To za nich wstydzą się nieliczni Ukraińcy…
Z kolei sowieccy partyzanci nie byli ani gorsi, ani lepsi od banderowców, na pewno byli dwulicowi. Nie mieli litości dla swych przeciwników. Z domów okolicznej ludności „rekwirowali” wszystko jak leci i pakowali na furmanki zaprzęgnięte w konie miejscowych chłopów – odzież, pościel, jedzenie, inwentarz żywy. Wynosili wszystko, co się dało. Opornych zabijali…
Ile już widzieliśmy takich stodół? Ta wojna to jakiś dopust Boży albo raczej szatański. Oto, do czego doprowadziliśmy my, naród Goethego i Wagnera. Przecież ci ludzie niedawno żyli w zgodzie ze swoimi sąsiadami. A to jeszcze nie koniec, mój Boże. (s. 30)
To słowa Otto Klugera, dowódcy Niemców, który „ruszył” na ratunek ocalałym mieszkańcom Brzozowych Ostów. Docenia on to, że w czasie Wielkanocy ugościli ich sympatyczni i otwarci ludzie, którzy nie uważali ich za swoich sojuszników. Prawo wojenne nakładało na Niemców zapewnienia bezpieczeństwa ludności cywilnej, lecz oni tylko swój interes widzieli. Wprawdzie Niemcy spełniają swój chrześcijański obowiązek i badają sprawę mordu, ale tak naprawdę mają oni własne cele. A w nich to bardziej Polacy im przeszkadzają niż bolszewicy. Żydów już się z Wołynia pozbyli…
Niech ludzie popatrzą trochę na sprawność oddziału. Także „Len”: trenujcie tylko to, co już chłopcy robią równo. (s. 116)
Sprawność oddziału i duch bojowy oraz wygrane walki z hajdamakami podnosiły morale mieszkańców polskich wsi. Patrzenie na „swoich” chłopców gotowych walczyć w ich obronie wyciskała łzy wzruszenia. W podzięce miejscowi dzielili się z nimi żywnością, dawali im schronienie, dostarczali informacji, po prostu pomagali jak mogli. I cieszyli się z tego! A zadaniem polskich żołnierzy była między innymi obrona bezbronnych. To oni szafowali swoim życiem. Wielu zostało rannych, wielu poległo. Obraz walczących Polaków ukazany przez autora według mnie jest nieco przerysowany, nieco wyidealizowany. W ciągu siedmiu miesięcy akcji opisanej na stronach książki Polacy od początku pokazani są jako ci sprytniejsi, odważniejsi, waleczniejsi, przewidujący, planujący, bardziej szaleni w swej walce i przygotowani na różne przeciwności losu. Ale to moje wrażenie.
Dziadku, ojczyzna wzywa! (s. 219)
Autor szczególnie podkreśla rolę patriotyzmu w powieści. Polacy chcą iść walczyć w obronie Polski, w obronie swojego skrawka ziemi i swoich bliskich. Wiedzą, że mogą zginąć, ale Ojczyzna jest dla nich cenniejsza od własnego życia. Nawet kilkunastoletni chłopcy garnęli się do wojska. Ich znajomość topografii terenu czy sąsiadów przydawała się żołnierzom. Od samoobrony przez partyzantkę i Armię Krajową do Wojska Polskiego. Każdy ochotnik, a ci nie tylko byli Polakami, składał przysięgę. Jako żołnierz każdy chciał mieć nie tylko broń, ale przede wszystkim biało-czerwoną opaskę i orzełka oraz mundur. To wzmacniało patriotyzm, podkreślało polskość i bardzo motywowało do walki. Do tego pieśni religijne śpiewane podczas modlitw czy apelów. Morale budował i wzmacniał dobry dowódca, a tym „Czart” był na pewno. Umiał zagrzać swoich chłopców do walki, umiał ich poprowadzić do boju, choć czasem jego plany były wręcz szalone.
Żelazna dyscyplina to podstawa przetrwania w lesie. […] Dotyczy to wszystkiego, zarówno walki, jak i odpoczynku. Nie możemy sobie pozwolić nawet na chwilę rozluźnienia, żeby przez jakieś głupstwo nie dać się namierzyć. (s. 199)
Rygor, dyscyplina, a nawet tresura w czasie dłuższego wypoczynku są najważniejsze. Rozkazy dowódcy służą czemuś, a podkomendny nie musi wiedzieć czemu. Podstawowym obowiązkiem partyzanta jest dbanie o higienę – kąpanie, pranie, strzyżenie, budowanie latryn. Oczywiście w miarę możliwości. Opisany został ciekawy sposób na pozbycie się wszy z ubrań w czasie pobytu w lesie. Warto zwrócić uwagę na oddział Stacha, w którym obowiązuje surowy dryl wojskowy – codzienna gimnastyka, modlitwa poranna i śpiewanie pieśni religijnej, apel. To wyróżnia jego oddział wśród innych. W dużym obozie inni biorą z niego przykład, uczą się, szkolą. W obozie dodatkowo każdy wypełnia swoje obowiązki obozowe, gdyż ten obóz funkcjonował jak małe miasteczko.
Pamięć ludzka jest zawodna, a w wolnej Polsce takie dokumenty będą świadectwem historii. (s. 83)
Nie jestem historykiem ani wielką pasjonatką historii, ale lubię czytać powieści historyczne. Piotr Tymiński właśnie taką powieść napisał. Książka Wołyń. Bez litości oparta jest na autentycznych wydarzeniach (o bestialstwie mołojców wiem z wiarygodnego źródła). Przytoczony w powieści został rozkaz nr 2 Komendanta Okręgu Wołyń AK z dnia 22 kwietnia 1943 roku. Walki na Wołyniu, składanie przysięgi, spisanie listy partyzantów ze ślubowania oddziału wraz z ich danymi osobowymi i pseudonimami to prawda historyczna, którą autor „dostosował” do potrzeb powieści. A może to raczej prawdopodobne losy Staszka Morowskiego osadzone zostały na tle historii.
Jesteśmy tylko ludźmi i aż ludźmi, Heniu. (s. 390)
Losy ludzi warunkuje wojna, a raczej ci, którzy nią dowodzą. Każdy z bohaterów kogoś stracił, każdy przeżył traumę. Przerażenie i żal mieszają się z litością i złością. Czytelnik widzi okrucieństwa, słyszy odgłosy wojny, czuje swąd spalenizny, dotyka rannych i zamordowanych. Przeżywa wszystko, jakby przeniósł się w czasie i brał udział w walkach lub tam żył. Dlatego ostrzegam, że to książka dla czytelników o mocnych nerwach i tych, którzy choć trochę wiedzą o akcjach UPA, o historii Wołynia, o okrucieństwach mołojców, z których obcinanie uszu było najłagodniejszą formą. Przyznam się, że łzy mi pociekły dwukrotnie…
Uważam, że każdy ma prawo żyć bez względu na to, jaki tu będzie kraj. (191)
Ukrainiec Wasyl Czupurnyk słusznie zauważył, że na Wołyniu wszyscy są od wieków i że nie wszystkich zaślepił nacjonalizm. Bo najważniejsze jest codzienne życie, przywiązanie do ziemi i tradycji, do rodziny. Przyroda jest dla ludu wołyńskiego bardzo ważna i nie zwraca uwagi na zawieruchę wojenną. Latem 1943 roku pszenica wybujała, ziemniaki obrodziły. Pory roku wyznaczają prace polowe i w obejściu. Pojawiają się bocianie gniazdo i kraczący kruk, a ich symbolika jest bardzo wymowna dla bohaterów. Tak samo wymowne jest zakończenie powieści, które mimo wszystko daje nadzieję na lepsze jutro. Trochę mam żal i czuję niedosyt, że autor zakończył powieść, gdy walki wciąż trwają, bo oczekiwałam bardziej konkretnego zakończenia. Opis kilku miesięcy walk na Wołyniu wzbudził mój czytelniczy apetyt, by poznać dalsze losy Stacha, jego oddziału oraz Polaków, a nie wiem, czy będzie kontynuacja.
Hurra! W pered. Byty Lachiw! (s. 162)
Mimo trudnego tematu i okropnych opisów książka napisana jest przystępnym językiem i dobrze się ją czyta. Jest dynamicznie, spójnie i płynnie, a przez to bardziej wiarygodnie, choć kilka poważnych błędów znalazłam. W powieści pojawiają się ukraińskie cytaty, lecz nie ma ich tłumaczeń, co będzie trudne dla czytelników, którzy nie znają choćby języka rosyjskiego. Jest też kilka obcych wyrazów, które mogą sprawić trudność (np.: lizjera, podwody, nagant), ale generalnie ich znaczenie da się wywnioskować z treści. Pomijam nazwy pistoletów, karabinów, stopni wojskowych czy typów oddziałów, bo tutaj to nie ma większego znaczenia dla treści. W powieści pada wiele nazw wsi, przysiółków, kolonii, jednak dla czytelnika są to tylko puste nazwy, gdyż nie wie on, gdzie one dokładnie leżą. Przydałaby się mapa Wołynia, by czytelnik mógł się dobrze zaaklimatyzować na wołyńskiej ziemi i poruszać się po niej w czasie walk o Polskę.
Bóg nas, Ukraińców, za ten grzech śmiertelny pokara, oj pokara. Wybaczcie, ludzie. (s. 17)
Wołyń. Bez litości to książka niezwykła – brutalna i dająca nadzieję, przerażająca i wzruszająca, opisująca walkę o przetrwanie Stanisława Morowskiego na tle historycznych wydarzeń, zagłady ludności polskiej na Wołyniu. Miesza ona w sobie brutalność z empatią, kreację świata przedstawionego z historycznością, prawdopodobieństwo z faktami historycznymi, piękno przyrody ze zgliszczami wsi i pomordowanymi mieszkańcami, planowanie akcji z podejmowaniem szybkich decyzji, leśną ciszę z odgłosami walki, walkę z ratowaniem życia i pogrzebem, życie ze śmiercią, wojskowy polski dryl z rozpasaniem sowieckim, wspomnienia o ukochanej z okrucieństwem mołojców. A w tym wszystkim, w tych nieludzkich czasach przyjaźń i miłość znajdują dla siebie miejsce... I chyba to jest najważniejsze.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

2 komentarze:

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.