Autor: Amy Harmon
Tytuł:
Biegając boso
Tłumaczenie:
Joanna Sugiero
Wydawnictwo: Editio
Liczba stron: 344
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-283-3778-7
Ostatnio
polubiłam książki Amy Harmon. Amerykanka jest pisarką, nauczycielką, mówcą
motywacyjnym, członkiem chóru, choć sama utrzymuje, że jest przede wszystkim żoną
i mamą. Wychowywała się na wsi, nie miała telewizora, za to miała książki. Pisanie
własnych historii było jej rozrywką, a dziś jest jej pracą. Biegając boso to jedna z jej pierwszych
książek. Zapraszam na mały maraton uczuciowy.
Hozho’o to
równowaga między ciałem, umysłem a duszą. (s. 108)
Nie bez powodu
Josie
Jo Jensen to nieśmiała trzynastolatka, która cztery lata wcześniej straciła
matkę. Dziewczynka musiała szybko dorosnąć i zająć się domem, tatą i starszymi
braćmi. Lubi czytać i grać, rozumie i kocha muzykę. Pewnego dnia w autobusie
szkolnym zmuszona była usiąść przy osiemnastolatku. To Samuel Yazzie, półkrwi Indianin
z plemienia Nawaho, mruk i odludek, mający pretensje do świata i odczuwający
złość w głębi serca. W trakcie wspólnej jazdy zaczęli rozmawiać, czytać książki
i dyskutować na ich temat, słuchali muzyki poważnej. Samuel zaczął odkrywać
piękniejsze strony życia. Opowiada Josie legendy Indian Nawaho, zaś ona mu o
swoich ulubionych kompozytorach. Odnalazły się bratnie dusze, stopniowo narodziła
się niezwykła przyjaźń, a nawet coś więcej. Coś, do czego żadna ze stron nie
chciała się przyznać, w końcu różnica pięciu lat była zbyt duża.
Po
szkole Sam wyjechał z Levah, by zrealizować swoje marzenia. Został żołnierzem
piechoty morskiej. Po latach wraca do miasteczka jako dojrzały mężczyzna. Dla niego
Josie niewiele się zmieniła, lecz teraz to ona potrzebuje wsparcia, akceptacji
i rozmowy; tego, co kiedyś sama mu ofiarowała. A uczucie między nimi przetrwało
i rozkwitło na nowo.
Niektórzy
powiedzą, że streściłam książkę, ale to wszystko znajduje się w blurbie. Najważniejsze
wydarzenia zostały zasygnalizowane, jednak w tej powieści oprócz uczuć ważne są
poruszane tematy.
„Jesteśmy
pępkiem Utah”, mawiają. (s. 5)
Levan
w stanie Utah to małe miasteczko, w którym wszyscy się znają i sobie pomagają. Sympatia
i życzliwość mieszkańców, ich chęć niesienia pomocy innym jest czymś naturalnym
jak oddychanie. Tu życie płynie spokojnie. Wiele opisów miejsc dokładnie odzwierciedla
rzeczywistość, a to za sprawa faktu, że przez jakiś czas autorka mieszkała w
tym „pięknym miasteczku, w którym żyją cudowni ludzie”.
Bo muzyka jest „tym,
czym żyję”. (s. 101)