Strony

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Głęboka studzienka



Autor: Katarzyna Enerlich
Tytuł: Studnia bez dnia
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7779-080-9



Jaką tajemnicę skrywa trzynastowieczna studnia w rzeźbiarskiej pracowni w Toruniu? Co łączy powtórny pochówek Mikołaja Kopernika z zadziwiającym odkryciem Marceliny? Czy wszyscy jesteśmy skazani na nieuchronność i w jaki sposób zmienia ona nasze życie? Co stanie się, gdy bułhakowska Annuszka rozleje olej... tym razem w naszym życiu? Autorka, przędąc tę magiczną opowieść, zaprowadzi nas do istniejących miejsc, zapozna z ludźmi, których pierwowzory istnieją naprawdę. Pozwoli nam spacerować z jej bohaterami uliczkami Torunia, a podczas tego spaceru napotkamy wiele prawdziwych i fikcyjnych historii. Martinus Teschner, toruński kupiec, wręczał swoim kochankom drogocenne pierścienie. Jeden z nich, legendarny i wyjątkowy, bo ozdobionym rubinem wydobytym z Gór Izerskich, stał się pretekstem do tej opowieści. Studnia bez dnia nie tylko wzruszy, ale i będzie trzymać Czytelnika w napięciu.

Jak się dorwałam, to przepadłam! Przeczytałam powieść jednym tchem w sobotnie południe z przerwą na obiad. A nawet w przerwie co i rusz biegałam do pokoju, by trochę podczytać. Efekt – zbyt przysmażone krokiety! Winę zwalam na Katarzynę Enerlich, bowiem to jej powieść Studnia bez dnia ewidentnie się do tego przyczyniła! A z tą pisarką mogliście się zetknąć na moim blogu już kilka razy. Pisałam o spotkaniu autorskim (TUTAJ), przeprowadziłam z nią wywiad (TUTAJ), a nawet popełniłam limeryk (OTU).
Studnia bez dnia z daleka przyciąga piękną okładką – złoty pierścień z rubinem na tle nocnego Torunia, a właściwie Starówki. Zakochałam się w Toruniu w czasach studenckich, a dzięki tej powieści mogłam choć wspomnieniami przenieść się do tego pięknego i urokliwego miasta. I tytuł… dość niezwykły, może trochę przewrotny. Ktoś by pomyślał, że autorka się pomyliła, że do tytułu wkradła się literówka. Ale nie… powieściowa studnia, aczkolwiek trochę spłycona niż oryginalna, naprawdę była bez dnia. Odkryjecie to i zrozumiecie w trakcie czytania.
Niby to same pióro pani Kasi, a jednak nieco inne. To pierwszy kryminał autorki, w dodatku w wersji light! Mamy tu domieszkę obyczajówki i wspomnień o Mazurach sprzed lat oraz toruńskimi legendami i prawdziwymi historiami. A także z wieloma mądrościami życiowymi wplecionymi w akcję. Autorka w umiejętny sposób połączyła fakty z fikcją literacką.

Od początku porwała mnie akcja, która toczy się szybko. Sporo się tu dzieje! Kupiec Martinus i jego legendarny pierścień sprzed wieków stają się kanwą wydarzeń i wywołują lawinę zdarzeń w XXI wieku, a wszystko to w przepięknej scenerii toruńskiej starówki. Wprawdzie od czasu do czasu narrator nas niejako stopuje w najmniej spodziewanych momentach, byśmy bardziej nie mogli się doczekać kolejnych wydarzeń, i w tym czasie przenosi nas na spokojną mazurską prowincję. Kasia Enerlich przesiąknięta jest Prowincją i nawet w kryminale "miastowym" przywołuje ją co i rusz w najmniej spodziewanych momentach, żeby uspokoić bicie serca i obniżyć wcześniej podniesiony poziom adrenaliny. Tak już chyba musi być w książkach pani Kasi, że autorka oplątana Mazurami i zakochana w Prowincji zawsze znajdzie odpowiedni moment, zawsze znajdzie lukę, aby nawiązać do "swego podwórka". Te fragmenty wzruszą i poruszą serca ludzi z Mazur, szczególnie gdy będą czytać o babcinych zwyczajach prawdopodobnie znanych im z autopsji. Ja sama jako dziecko wkładałam mydło do szafek z ubraniami. Ale pruskiego zwyczaju otwierania okna dla ulatującej do nieba duszy zmarłego czy też zwyczaju wieszania jemioły zimą nie znałam.

W życiu głównej bohaterki, Marceliny K., zachodzą duże zmiany. Spada na nią kilka nieszczęść jednocześnie. Ale tak to już jest, iż jedno wydarzenie pociąga następne, skutek staje się przyczyną kolejnego zdarzenia. Taka jest nieuchronność losu. I tak oto Marcelina dowiaduje się o zdradzie męża, zaraz potem o jego wypadku, następnie o jego śmierci, później zaprzyjaźnia się z kochanką męża, znajduje pracę, przeprowadza się i… ma prawo do szczęścia. Więcej Wam nie zdradzę, a to dopiero początek.
Życie bohaterki, ale także nasze, wysyła czasem takie znaki, jakby ostrzegając przed popełnieniem głupstwa lub podjęciem nierozważnej decyzji. I wtedy albo posłucha się głosu serca, albo poddamy się rozumowi, który mówi: masz zrobić to i już, choć nasza intuicja ucieka od tego w popłochu[1].  Czasem robimy coś właśnie dla spokoju, nawet jeśli jest to wbrew naszej intuicji[2]. I czasem przez to wychodzimy jak Zabłocki na mydle. Jednak przychodzi w naszym życiu taki czas, że doceniamy nawet zło i mówimy, że było potrzebne[3]. Do takiego wniosku dochodzi bohaterka. W końcu człowiek powinien się uczyć także na popełnianych błędach.
Z kart powieści poznajemy kilku bohaterów. To ludzie z krwi i kości rzetelnie nakreśleni. Pochodzą z różnych warstw społecznych. Zwróćcie uwagę choćby na Tomasza Zawiejskiego, rzeźbiarza, który ma pracownię na ulicy Podmurnej. Ale również na meneli czy pana Janka, dr. muzykologii, który pogubił się trochę w życiu. I tu padają ważne słowa, aby nie osądzać ludzi po pozorach, nie myśleć stereotypowo.
W książce wiele się dzieje, niektórych wydarzeń można się nawet spodziewać, inne nas zaskakują. Ciekawa fabuła wciąga od pierwszej strony, intryga też, tym bardziej, że dotyczy zdarzeń sprzed wieków. Narrator trzecioosobowy jest wszechwiedzący – czasem daje znać, że coś jeszcze się wydarzy, o czym on już wie, a my jeszcze nie. To też wpływa na tempo czytania, bo chce się jak najszybciej poznać dalszy ciąg wydarzeń. Poza tym język powieści jest naturalny, ale zarazem poetycki, barwny i lekki. Wszystko wydaje się być tu bardzo naturalne, bez patosu czy koloryzacji. Aż chce się czytać! A na okrasę w trakcie czytania oglądamy czarno-białe zdjęcia przedstawiające różne miejsca Torunia opisane w powieści. Fotografie powodują, że wydaje nam się, iż razem z bohaterami przemierzamy Starówkę nie tyle w celach turystycznych, lecz by rozwiązać zagadkę pierścienia sprzed kilku wieków.
Dla mnie to najlepsza powieść pani Kasi, przynajmniej na chwilę obecną.

A jako bonus dorzucę coś dla kobiet:
Dbanie o siebie jest pacierzem ciała, które zgodnie z naturą chce przecież przetrwać jak najdłużej[4].

I coś dla mężczyzn:
W każdej kobiecie jest coś godnego uwagi. Z biegiem lat COŚ może ulec zniekształceniu, jednakże we wspomnieniach pozostaje niezmienna, nietknięta zębem czasu[5].


Książka przeczytana w ramach wyzwań: 

http://soy-como-el-viento.blogspot.com/2013/10/wyzwanie-polacy-nie-gesi-edycja-druga.htmlhttp://miqaisonfire.wordpress.com/wyzwanie-kryminalne/


http://mkczytuje.blogspot.com/p/wyzwanie-biblioteczne.htmlhttp://czytelnicza-dusza.blogspot.com/p/pod-hasem.html





[1] K. Enerlich, Studnia bez dnia, Warszawa 2012, s. 153.
[2] Ibidem, s. 159-160.
[3] Ibidem, s. 149.
[4] Ibidem, s. 44.
[5] Ibidem, s. 36.

8 komentarzy:

  1. Brzmi bardzo interesująco. Co prawda Toruń znam dość słabo, ale chętnie bym poczytała o jego tajemnicach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko brzmi, ale jest to interesująca książka! :)

      Usuń
  2. Zachęciłaś mnie. Myślę, że książka mogłaby mi się spodobać równie bardzo jak Tobie.

    P.S. Gratuluję, to już czwarta kryminalna recenzja, a to dopiero połowa stycznia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja uwielbiam książki, w których coś się dzieje - zagadka, sensacja, wartka akcja. To moje klimaty!

      Usuń
  3. Dziękuję Martusiu i miło mi bardzo.. Pochwaliłam się na swoim blogu http://prowincjapelnamarzen.blog.pl/2014/01/21/marcie-dziekuje/. Do zobaczenia.. Kasia Enerlich

    OdpowiedzUsuń
  4. wciągnęła mnie Twoja recka...nic nie czytałam tej autorki, ale to się zmieni;)

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.