Strony

niedziela, 19 kwietnia 2015

W poszukiwaniu bliźniaka



Autor: Magdalena Witkiewicz
Tytuł: Pierwsza na liście
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 345
Oprawa: miękka
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-7988-330-1 




Historia przyjaźni, która po latach rodzi się na nowo, miłości, która wybucha gwałtownie i niespodziewanie… Opowieść o trudnych wyborach, które mogą podarować komuś życie, o przebaczeniu i zrozumieniu oraz o wielkiej nadziei i sile kobiet. Czy najbliższej przyjaciółce potrafiłabyś wybaczyć wszystko? Mimo tego, że zabrała Tobie to, co kochałaś najbardziej? A gdyby jej wybór okazał się błędem? A gdyby jej dni były policzone? Ina myślała, że przeszłość zostawiła daleko za sobą. Teraz jej życie przebiegało tak, jak sobie tego życzyła. Czasem zapraszała do niego mężczyzn, ale tylko na chwilę. Patrycja w każdej chwili mogła wszystko stracić. Los postawił przed nią najtrudniejsze z zadań. Jak w ciągu kilku tygodni nauczyć ukochane córki jak żyć? Karola musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Wyruszyła w podróż aby odnaleźć pierwszą na liście. Odnalazła. Ale wraz z nią wróciły bolesne wspomnienia. Mimo niezagojonych ran, dawnych zdrad, i upływającego czasu, przyjaźń powróciła. Powróciła z wielką mocą, która kruszy góry, sprawia, że niemożliwe staje się możliwe.  Kolejny raz Magdalena Witkiewicz ukazała wielką siłę zwyczajnych kobiet.  Bo ona jest w nas, musimy ją tylko w sobie odkryć i wszystko stanie się możliwe.

Pani Magdaleno, jak tak można?! Człek (czyt. Nocny Marek) musi wstać rano do pracy (czyt. bladym świtem), a Panine literki zmuszają oczęta do wytężonej pracy i blokują opadające powieki; można by rzec, że te ćwiczą podnoszenie ciężarów pod Pani czujnym trenerskim piórem. Summa summarum, Panine literki spać mi nie dały! I to do 1.00 w nocy! Ale to nie wszystko…
Potem kolejnych kilkadziesiąt minut potrzebował człek na przetrawienie treści, poddanie się procesowi refleksji, na zejście z karuzeli i ochłonięcie z emocji oraz otarcie łez. Człek potrzebował czasu, by się wyciszyć i po prostu usnąć, choć na kilka godzin. A rano na przemian zły i szczęśliwy udał się do pracy, by tam robić za neptyka alias zombie i kryć się po kątach (głównie w bibliotece na niskim parterze) przed ludźmi i światłem słonecznym. Dzięki Bogu za chmury! Ale nie za jarzeniówki. A wszystko to przez ostatnią powieść Magdaleny Witkiewicz Pierwsza na liście.

Ta książka ma budowę szkatułkową. To opowieść w opowieści. Pewnego letniego wieczoru gdzieś nad Brdą spotkało się kilka kobiet. Ot wydawałoby się, że taki babski wyjazd na ploteczki. Nic bardziej mylnego. To wyjazd na snucie swych opowieści, na opowiedzenie o swoim życiu. To wyjazd po to, by poznać prawdę i nowe życie.
Każda z kilku kobiet snuje swoją historię. Czasami jedna drugiej przerywa, aby uzupełnić opowieść. Kobiety uzupełniają się nawzajem, bo to tak naprawdę jedna historia z kilkoma bohaterkami. A są to: dziennikarka Karolina Rybińska, księgowa Patrycja Szafranek i jej córka Karolina, nauczycielka Grażyna, Róża z hospicjum. Oczywiście, są jeszcze inni bohaterowie drugoplanowi i epizodyczni, ale ich poznajemy z opowieści kobiet.  
Pierwsza na liście to historia kobiety chorej na białaczkę, samotnej matki dwójki dziewczynek, która potrzebuje nowego szpiku, która szuka dawcy. Jednak znalezienie swego bliźniaka genetycznego wcale nie jest takie proste. Z jednej strony jest Fundacja Urszuli Jaworskiej z listą potencjalnych dawców szpiku, a z drugiej uprzedzenia ludzkie, strach, zabobony. I właśnie ten ciemniejszy wątek transplantacji szpiku jak dla mnie był za słabo rozwinięty. Ja nie czułam tego strachu jednej z bohaterek przed przeszczepem szpiku, nie bałam się zabobonów.
Bardziej rozwinięty, choć w moim odczuciu również nie do końca, był wątek z Fundacją pani Urszuli Jaworskiej. Tu nadmienię, iż pani Ula to postać autentyczna, a jej fundacja naprawdę istnieje. Na końcu książki są podane podstawowe informacje i kontakt do niej. Karolina Szafranek, prawie dorosła córka chorej mogłaby więcej opowiedzieć o akcji w szkole, o zapisywaniu się na listę, o wstępnych badaniach i rejestracji. Ale znajdziemy dużo informacji o ogólnej zasadzie działania fundacji:
Przesłanie jest takie, aby pomagać, nie szkodząc i tego się trzymamy,
niezależnie od okoliczności i determinacji dawcy. (s. 267)
Powieść raczej skupia się na walce z czasem o życie różnymi metodami i na odnowieniu przyjaźni po latach milczenia z powodu jednego faceta (normalnie scyzoryk się w kieszeni otwiera mej, gdy czytam o nieodpowiedzialnych facetach, wiecznych chłopcach, którzy się czasami bawią w dorosłe życie). Walka o życie, na śmierć i życie jest trudna. Nie każdy ją wygrywa, niektórzy umierają na jej początku, inni pod koniec. Lecz są i zwycięzcy tych bitew. Jednak to ciężkie starcie dla każdego chorego na białaczkę, bowiem wpierw trzeba go prawie zabić, by później móc ożywić. Ale…
Póki jest nadzieja, trzeba walczyć. (s. 292)
Jak wspomniałam na wstępie, od książki nie mogłam się oderwać. Życiowa fabuła. Język zwykły w swej prostocie. Wciągająca akcja, która poruszyła mnie dogłębnie, choć tematyka była naprawdę trudna. Emocje przypominały sinusoidę – chusteczki pod ręką musiały być, ale i na mej twarzy pojawiał się uśmiech, zwłaszcza gdy czytałam o dwóch Karolinach. W obecnych czasach każdy w swym otoczeniu znał kogoś, kto umarł na raka; zna kogoś, kto choruje i walczy o życie, więc tym bardziej ta powieść porusza czułe struny w czytelniku, zmusza do zastanowienia się nad swoim człowieczeństwem. Porywa do działania w odruchu serca.
Nie wiem, czy to zrządzenie losu, czy zbieg okoliczności, ale kilka godzin po skończeniu tejże powieści po południu w sklepie spożywczym przy drzwiach spostrzegłam ulotkę Drużyny Szpiku. Nigdy jej wcześniej u siebie we wsi nie widziałam. Wzięłam. Przeczytałam. Wiem więcej, niż się dowiedziałam z powieści. Jakby ta ulotka była lekturą uzupełniającą Pierwszej na liście o konkrety odnośnie przeszczepu szpiku. I stety niestety tak jak przypuszczałam, nie mogę zostać dawcą, nawet gdybym chciała. Moje choróbsko wyklucza moją chęć stania się  czyimś genetycznym bliźniakiem… Cóż, życie… Ja nie mogę, ale Wy…?
Uważam, że ta powieść Magdaleny Witkiewicz powinna być w dzisiejszych czasach lekturą obowiązkową w szkołach pogimnazjalnych, gdzie uczniowie stają się dorośli i z dowodem w ręku mogą podejmować decyzje, trudne i życiowe, swoje pierwsze decyzje. A książkę polecam każdemu, żeby zobaczył, jak niewiele dla innych znaczy wiele.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

6 komentarzy:

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.