Strony

czwartek, 5 listopada 2015

Testament mój



Autor: Joanna Szwechłowicz
Tytuł: Ostatnia wola
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 280
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-8069-004-2




Już niedługo Sylwester i kolejny Nowy Rok. Ale wpierw cofnijmy się w czasie. Jest koniec 1938 roku. 95-letnia baronowa Wirydianna Korzycka zaprasza swoich dalekich krewnych do siebie na Sylwestra. Z całej Polski zjeżdżają się dalecy krewni, a że baronowa miała 3 mężów, to i nic dziwnego, że do Zbąszynia zjeżdżają ludzie z różnych grup społecznych (m.in. lekarz, zakonnik, sekretarka, pisarka). Każdy z nich wcześniej otrzymał swoisty list, który był numerowany. Treść listu również była niecodzienna. Ciotka informowała, iż w Sylwestra 31 XII 1938 roku zamierza umrzeć, ale na własnych warunkach, bo rak wątroby jej nie zabije. O nie, na to staruszka pozwolić nie mogła, bała się bólu. Wyselekcjonowanych krewnych zaprasza na odczytanie testamentu. Lecz nie wszyscy stawiają się w komplecie.
Tym samym pociągiem zjeżdża się kilkanaście osób, aczkolwiek jedna z nich nie dojechała do celu podróży. Zenonowi zmarło się w jej trakcie. Po przyjeździe do pałacu, na kolacji bez kolacji baronowa tylko obrażała swoich krewnych, wyciągając brudy z ich życia i podsumowując ich dotychczasowe czyny, upokarzając ich w obecności innych. Rankiem okazuje się, że zamiast samobójstwa jest morderstwo, w dodatku podwójne. Ktoś spośród gości Wirydianny Korzyckiej zabił ją i Tadeusza. Pozostali przy życiu próbują rozwikłać zagadkę, bowiem na pomoc z zewnątrz nie mają co liczyć – pałac został odcięty od świata za sprawą szalejącej śnieżycy i braku prądu.
Ugrzęźliśmy w dziwnym pałacu, w którym każdy pokój urządzony jest w innym stylu. Nie możemy wyjść, bo zaspy mają ze dwa metry. I wciąż pada! Na piętrze leży dwoje nieboszczyków. A trzy kilometry stąd są Niemcy. Możecie udawać, że rozważania o aktorach coś zmieniają, ale istota rzeczy jest właśnie taka, znaleźliśmy się w dramatycznej sytuacji. (s. 133)
To prawda, sytuacja nie jest wesoła. To najgorszy sylwester w życiu, z najnudniejszymi ludźmi. Benedyktyn, ojciec Aleksander Herbst niejako przejmuje dowodzenie pałacem i śledztwem, choć każdy z gości ma swoje podejrzenia i typy mordercy.

Wszystkich podejrzewamy. O wszystko. Nie da się inaczej, skoro rzeczywiście jesteśmy tutaj tylko my. (s. 136)
Zakonnik bawi się w spekulacje umysłowe. W myślach powtarza sobie:
Mniej benedyktyństwa, więcej matematyki. (s. 153)
Kieruje się logiką, uważnie obserwuje, rozmawia i wyciąga wnioski
Wiem dokładnie tyle co inni. Rzecz jedynie w wyciąganych wnioskach. Jedni z panieńskiego rumieńca dedukują zakochanie, inni niezwykłą bystrość umysłu, Urszulo. (s. 241)
Wśród gości jest też dziecko. To 13-letnia Basia, córka pisarki romansideł, bystra i inteligentna dziewczynka. Nie każdy nadąża za jej tokiem rozumowania.
Na początku myliły mi się osoby, choć pochodziły z różnych warstw społecznych. Każda z nich ma ciekawy życiorys, ciekawą przeszłość oraz skrzętnie skrywane tajemnice i motyw, by się połasić na bogactwa ciotki. I każda z nich wydawała mi się postacią współczesną, a nie sprzed prawie 80 lat.
Powieść czyta się zaskakująco szybko, bo i cała fabuła jest przemyślana, a styl przyjemny. Akcja ma tempo. Narrator zaznacza upływający czas informując czytelnika o dacie i godzinie. W książce dominują dialogi pomiędzy poszczególnymi bohaterami. To w nich autorka wykorzystała ironię, swoisty czarny humor Może się wydawać, że nieco dużo moralizowania, ale w końcu każdy bohater chce się obronić przed piętnem mordercy. W zachowaniach postaci zabrakło mi emocji związanych z morderstwem i mordercą – strachu, przerażenia, niepewności, czy nawet smutku z powodu straty krewnych. Bo i kiedyś okazywanie uczuć było passe.
Jak na mój gust, mało historii. Wprawdzie w rozmowach z odrobiną stylizacji językowej czuć pierwsze obawy przed działaniem Niemców i przed wybuchem kolejnej wojny. Wspomniane są Wolne Miasto Gdańsk i Warszawa, w której ilość gwiazd i ich bliskość jest znacznie większa niż gdziekolwiek indziej. W stolicy na ulicy można spotkać Ćwiklińską, Junosza-Stępowskiego, Smosarską czy Żabczyńskiego. Trochę brak mi kolorytu epoki, gdyż pisarka skupiła się na śledztwie i osobie baronowej, która pokoje dla poszczególnych gości urządziła z… ironią. Ale ciekawość wzbudziła pisarka Urszula, wyzwolona kobieta, pisząca powieści dla kobiet, samotnie wychowująca córkę. Podobało mi się sformułowanie, iż kobiety są bardziej bystre i spostrzegawcze.
Kryminał retro bazuje na dedukcji, uważnej obserwacji zachowań ludzkich i wyciąganiu logicznych wniosków. I wszystko jest w tej powieści razem z dokładnym opisem. Nowe informacje, przemyślenia bohaterów, fałszywe tropy, podejrzenia to czytelnika przybliżają do rozwiązania zagadki, to oddalają. Dedukcja – to klucz do rozwiązania zagadki podwójnego morderstwa. I wy bądźcie detektywami. I Wy rozwiążcie zagadkę.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

8 komentarzy:

  1. Czytałam pierwszą książkę autorki i podobała mi się bardzo, ulubiony czas akcji, to jak mogłaby mi się nie podobać. Trochę mnie martwi to, co piszesz, że mało historii, ale i tak chętnie bym przeczytała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja lubię dużo historii, więc jest to moje subiektywne odczucie.

      Usuń
  2. Kryminał retro? Nie wiem czy chcę przeczytać.
    ps. Tytułem postu, przypomniałaś mi mój ulubiony wiersz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię kryminały retro z klimatem. Będę miała na uwadze tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest książka dla mnie :) Już od jakiegoś czasu jej szukam :))

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.