Tytuł:
Od urodzenia
Tłumaczenie:
Aleksandra
Weksej
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron: 272
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2016
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-65542-02-4
Na tym właśnie
polega problem: nikt nas niczego nie uczy. (s. 139)
W
me ręce trafiła najnowsza powieść amerykańskiej pisarki Elisy Albert Od urodzenia. Książka jest między innymi
reklamowana jako „skuteczna pigułka antykoncepcyjna”. Czy rzeczywiście tak
jest?
Główną
bohaterką i narratorką jest Ari, doktorantka z niedokończonym doktoratem,
feministka, która nienawidzi kobiet, żona profesora starszego od niej o 15 lat
i matka rocznego synka Walkera. Kobieta zagubiona. Kobieta rozdarta. Kobieta
samotna. Kobieta walcząca sama ze sobą i z całym światem:
To świetny
chłopak, mały równiacha. Ale jednak dziecko, a od dzieci lepsi są nawet
opresyjni faszystowscy, łajdaccy, narcystyczni dyktatorzy. (s. 27)
Kobieta
się kompletnie pogubiła, a nikt jej nie pomaga i nie przygotował ją na zmiany w
życiu po urodzeniu dziecka. Ari nie radzi sobie z opieką nad synem, z nowym
rytmem dnia
Nie
może się pogodzić ze zmianami, które zaszły w jej psychice i ciele (cały czas
się katuje oglądaniem filmu z cesarki):
… nie jestem już
tak zgrabna, jak byłam zanim wyprodukowałam i chirurgicznie wyeksmitowałam nową
istotę ludzką. (s. 29)
Dziwne
może się wydawać to, że feministka nienawidzi kobiet, zamiast mężczyzn. Jej
punkt widzenia diametralnie zmienił się po porodzie. Nikt jej nie przygotował
na ‘traumatyczne’ wydarzenia, żadna z kobiet nie wyciągnęła do niej pomocnej
dłoni, a ona sama czuje, że traci głowę, że wariuje.
Problem polega
na tym, że dziecko otwiera kobietę. Nie da się tego obejść. (…) Jest to, co
przed, i to, co po. Życie we własnym ciele przed to jedna rzecz. Życie we
własnym ciele po to druga rzecz. Niektóre kobiety radzą sobie dzięki próbom
mikrozarządzania; niektóre wariują; inne od razu idą w cholerę. Albo wszystko
naraz. (s. 242)
Ari
ma pretensję do kobiet, bo:
… mnie nie
przygotowały. Bo mi nie pomogły. Bo zostawiły mnie z tym samą. Bo w większości
same wolały nie wiedzieć. Jak mogły pozwolić mi wpaść do tej króliczej nory?
Wiedziały, co się wydarzy. Każda kobieta na świecie powinna wiedzieć. (s. 183)
Normalność
do tej powieści i życia Ari wnoszą sąsiedzi – para gejów, Crispin i Jerry. To
oni są ostoją normalności w chwilach załamania bohaterki. Obecność dawno
zmarłej matki i rozmowy z nią w różnych wydarzeniach z Ari w roli głównej nie
przekonały mnie. Czasami gubiłam się w bohaterach, bo ci epizodyczni pojawiali
się na chwilę i ginęli w czeluściach stron.
Wydarzenia
rozgrywają się w ciągu trzech miesięcy: listopada grudnia i stycznia. Mają one dość
wolne tempo, ale bez nagłych zwrotów akcji. Za to chaosu tu nie brak. Co rusz
rzeczywistość poprzeplatana jest różnymi wspomnieniami Ari, z jej życia i jej
żydowskiej rodziny. Czasami się gubiłam, o kim jest mowa albo kiedy rozgrywa
się akcja. Do tego bohaterka analizuje swoje kontakty z koleżankami ze szkoły i
studiów, ukazuje swe myśli i obserwacje o macierzyństwie nie tylko swoim, ale
też spotkanych kobiet. Chaos i brak chronologii, po prostu zlepek różnych
sytuacji i wydarzeń.
Nie
podobał mi się język powieści – niby przystępny, zrozumiały, czasami bogaty w
nietypowe metafory i porównania, lecz… Najpierw zraziło mnie do książki
pierwsze zdanie:
W tym zasranym
mieście są genialne budynki. (s. 11)
A
potem były i wulgaryzmy, i obelgi, i przekleństwa. To mnie bardzo odrzucało.
Nie mogłam polubić chamskiej bohaterki, która nie potrafiła się do syna zwrócić
jego imieniem. Nawet jej depresja poporodowa nie była według mnie
usprawiedliwieniem. Tego wizerunku nie złagodziły nawet zdrobnienia i
spieszczenia, jakimi czasami zwracała się do syna. Nie podobały mi się jej
poglądy. Bohaterka zyskała w moich oczach w dwóch sytuacjach. Zrozumiała, że
ona musi pomagać innym kobietom w podobnej do swojej sytuacji, ale odniosłam
wrażenie, że robiła to mimowolnie, podświadomie. Okazuje się, iż Ari ma ludzkie
uczucia ukryte gdzieś głęboko w sobie. Pewnego dnia zaprzyjaźnia się z Miną. I
ta kobieca przyjaźń ma siłę przebicia. Ten wątek był najlepszy.
Od urodzenia, powieść o
macierzyństwie z depresją poporodową naszpikowana chaotycznie wspomnieniami, z
dużą ilością epizodycznych bohaterów, nie stanowi dla mnie pigułki antykoncepcyjnej.
Na mnie to nie działa tak, jak i obraz udręczonej „matki Polki” (w tym wypadku
Amerykanki). Do tej książki należy podchodzić z dystansem i ponoć lepiej mieć
czarny humor. Na pewno takiego ujęcia tematu macierzyństwa, trochę
wyolbrzymionego i przejaskrawionego, do tej pory w literaturze nie było, a
przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
A
na koniec zdanie, które poprawi humor kobietom:
Jeśli inne
dziewczyny cię nienawidzą, nie masz wyjścia, potraktuj to jako komplement:
musisz być świetną laską. (s. 229 )
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Szkoda, by mi było czasu na katowanie się takimi traumami.....
OdpowiedzUsuńNiemniej bohaterka to wytwór naszych czasów, w których feministki chcą doprowadzić do tego, by kobiety w ogóle nie rodziły...szkoda, że bocian i kapusta to bajki.
No tak, w takim przypadku szkoda, że bajek o kapuście i bocianach coraz mniej krąży.
UsuńTeż raczej nie przeczytam :) Twoja recenzja zadziałała jak skuteczna pigułka... anty-czytelnicza :D
OdpowiedzUsuńO matko! :)
UsuńCzytałam wiele negatywnych opinii na temat tej książki, dlatego mam bardzo mieszane uczucia. Na razie jednak spasuje.
OdpowiedzUsuńWidocznie ta książka jest bardziej pisana pod Amerykanki...
UsuńNajwiększym odrzuceniem od tej książki jest język, a właściwie wulgaryzmy, których naprawdę można było uniknąć i zrobić z tej książki coś dużo lepszego. Jeśli czytałaś już moją recenzję, to znasz moją opinię na jej temat ;)
OdpowiedzUsuńW tym jesteśmy zgodne! Jak to dobrze, że nie tylko mnie tak źle czytało się tę powieść...
UsuńChaos i brak chronologii również irytował mnie niezmiernie. Nie wspominając o głównej bohaterce nieustannie taplającej się we wspomnieniach... Nie wiem, co tak złego jest w cesarce, żeby ciągle rozpamiętywać ją przy każdej możliwej okazji.
OdpowiedzUsuńJa też nie wiem...
UsuńHmm depresja poporodowa to temat dla mnie niestety mało znany temat. Sama nie wiem, to chyba mocno kontrowersyjna książka.
OdpowiedzUsuńMocno. Jedni chwalą, inni ganią.
UsuńCiężki temat z depresją poporodową, którą między innymi spotykamy w Bezdomnej Katarzyny Michalak, więc będę polować na nią w bibliotece.
OdpowiedzUsuńTo i ja zapoluję, bo ostatnio dowiedziałam się, ze ta książka jest u mnie w bibliotece.
UsuńDla mnie to zmarnowany potencjał :/ Chaos, wulgaryzmy i denerwująca główna bohaterka... mnie nie kupiła
OdpowiedzUsuńMnie też nie.
UsuńKsiążka średnio przypadła mi do gustu. Widzę, że Tobie też przeszkadzały wulgaryzmy, których było na pęczki, tak, jakby bohaterce brakowało słów i musiała czymś na siłę wypełnić swoje wypowiedzi. Poza tym ja rozumiem depresję poporodową, ale mam wrażenie, że bohaterka miała tę depresję już w czasie porodu (bo dość negatywnie opisywała moment ujrzenia swojego dziecka, co większości matek cieszy). Być może na jej stan miała wpływ samotność. Być może inne oczekiwania bądź niedojrzałość. Książka nie jest zła, ale nieco przesadzona - według mnie.
OdpowiedzUsuńChyba ta powieść jest bardziej wpisana w amerykańską rzeczywistość niż naszą...
Usuń