Strony

środa, 26 lutego 2020

Przerwane tony - fragment

Dziś fragment powieści Przerwane tony Gai Kołodziej, którą objęłam patronatem medialnym.

Kroki w korytarzu sprawiają, że odruchowo spo­glądam w tamtą stronę.
– Lili. – Witek podchodzi do nas. – Czekają na ciebie.
– Na mnie? – Spoglądam na niego, zdezoriento­wana. – Dlaczego?
W milczeniu obejmuje mnie ramieniem i odciąga od mamy.
– A co z nią? – dopytuję spanikowana. – Nie opuszczę jej!
– Musisz jechać.
– Nie ma mowy! – Wyrywam się z uścisku i wra­cam do mamy.
Wielokrotnie dumałam, co by się stało, gdybym choć raz opuściła dom na dłużej. Podejrzewałam, że rozłąka może wywołać u niej epizod depresyjny, ale nie spodziewałam się takiej reakcji. Przeraża mnie.
– To nie podlega dyskusji. – Witek ujmuje mnie za łokieć.
– Muszę zadzwonić po pomoc! – Drżenie w moim głosie przeradza się w panikę.
– Już to zrobiłem. – Ciągnie mnie ku schodom. – Idź.
Wyrywam rękę z uścisku i obracam ku niemu.
– Bez mamy nigdzie nie jadę! – oświadczam ostro i aż podskakuję, słysząc:– W tej chwili!
Witek nigdy dotąd nie podniósł na mnie głosu. Potrafił spojrzeniem wyrazić niezadowolenie, czym szybko ustawiał mnie do pionu. Jego krzyk uświada­mia mi, jak poważna jest sytuacja, i choć w dalszym ciągu nie rozumiem, skąd ten pośpiech, jestem go­towa bez protestu wypełnić polecenie. Po raz ostat­ni patrzę na mamę, która w świetle wpadającym do pokoju przez okno przypomina owoc mniszka po­spolitego. Półprzezroczysta, otoczona puchem kie­lichowym – jedno chuchnięcie i rozpadnie się na kawałki.
– Zajmę się nią – dodaje ochroniarz łagodniej­szym tonem.
Spoglądam na niego w napięciu.
– Obiecujesz?
Przez moment patrzymy sobie prosto w oczy.
– Masz moje słowo.
Raptem na korytarzu pojawia się Patryk. Przez ramię przerzucony ma mój turkusowy plecak z przytroczoną do niego matą do jogi. Przywołuje mnie gestem, napięcie żłobiące mu twarz dodatko­wo mnie pospiesza. Zbiegam za nim po schodach.
Mężczyźni w garniturach stoją przy głównym wej­ściu. Nie marnują ani chwili – natychmiast otwierają drzwi i wychodzą na zewnątrz, gdzie czekają na nas dwa identyczne samochody. Patryk dosłownie wpy­cha mnie na tylne siedzenie jednego z nich.
* * * * *
– Czemu zawdzięczam ten przywilej? – pytam, opanowawszy wreszcie ucisk w krtani.
Mój głos brzmi sztywno i oficjalnie; ojciec uśmie­cha się do mnie, jakby bawiło go, że od razu przecho­dzę do sedna.
– Nastąpiły pewne wydarzenia, które wymagają natychmiastowego wzmocnienia kontroli nad twoim bezpieczeństwem.
Wypowiadając te słowa, nawet nie mruga. Ja rów­nież, choć taka odpowiedź jest daleka od satysfakcjo­nującej. Jego ton jest chłodny, rzeczowy, pozbawio­ny sentymentu. Niewątpliwie sytuacja jest poważna, skoro postanowił wyrwać mnie z korzeniami i prze­sadzić kilkaset kilometrów dalej. Jeszcze przed chwi­lą miałam nikłą nadzieję, że sprowadził mnie tutaj, bo choć trochę za mną tęsknił. Nadzieja ta szybko zga­sła, zastąpiona rozczarowaniem, bo w jego spojrzeniu ani w słowach nie ma miejsca na tęsknotę. Wpatruje się we mnie cierpliwie, szacująco, przez co czuję się bardziej jak nowo zatrudniony pracownik niż córka.
Unoszę brwi w oczekiwaniu na bardziej konkretne wytłumaczenie. Jest to taktyka, której nauczyłam się wiele lat temu od Witka. Działa skutecznie, bo ojciec spogląda na Henryka, a następnie ponownie na mnie.
– Mamy pewne podejrzenia – ostrożnie dobiera słowa.
– Nic nie jest jeszcze potwierdzone – dodaje po­spiesznie Henryk, przebierając w powietrzu pulchny­mi palcami.
Wyraźnie nie mają zamiaru kontynuować, więc motywuję ich słowami:
– Chyba należą mi się wyjaśnienia.
Mężczyźni wymieniają spojrzenia.
– Sprawa dotyczy Edmunda – oświadcza Henryk, a na dźwięk tego imienia na twarzy ojca wykwita na­pięcie. – Wszystko się zaraz wyjaśni.
Macha niefrasobliwie dłonią, jakby odpędzał cie­kawską muchę. Jakby odpędzał mnie.
– Wciąż nie rozumiem, dlaczego tu jestem.
Ojciec wzdycha i wreszcie wyjawia:
– Cztery godziny temu Edmund wymknął się ochronie.
Wpatruję się w niego w milczeniu, bo nie ro­zumiem, co szaleństwa mojego brata mogą mieć wspólnego ze mną.
– Możliwe, że został porwany.

Czy jesteście zaintrygowani?

4 komentarze:

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.