sobota, 28 grudnia 2019

O autorce cholernej książki


Autor: Magdalena Czmochowska
Tytuł: Cholerna książka
Wydawnictwo: Editio
Liczba stron: 580
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2019
ISBN: 978-83-283-5327-5



Miejsce wydarzeń: Łódź.
Czas wydarzeń: współcześnie, rok z bardzo upalnym latem.
Ona: Maria, czyli Maryśka, lat 38. Rozwódka. Matka. Niepewna swoich możliwości emocjonalna ameba cierpiąca na syndrom odrzucenia. Właścicielka galopującej wyobraźni, niepowtarzalnego uroku osobistego i specyficznego toku myślenia. Rozpaczliwa w swoich pragnieniach. Z pracą krucho. Tkwi w finansowym dołku. Eksperymentuje w kuchni. Lubi oglądać świat przez pryzmat Disneya. Ma pecha i wiele marzeń, wielkie serce i naiwność dziecka. Głupio wierzy w miłość. Pragnie dobrego, mądrego i odpowiedzialnego faceta. Wyflacza się w myślach. Co czwartek celebruje Dzień Sprzątania. Pisze cholerną książkę.
Stan posiadania: 2 rodziców, 0 męża; 2 synów Krzyśka i Jaśka; 3 przyjaciółki: makijażystka Mania, lekarka Agata z doczepką – studiującą córką Wiki, częściowo bezrobotna Ewelina; „przyjaciele”: Konrad, postrach osiedla Krystian wzrostu siedzącego psa; znajomi: Pancerny.
* * * * *
Na Dadźboga i Trygława! Oesu! Nie-wiary-kuźwa-godne! Urwa mać! Co też w tej Cholernej książce się działo! Co? Normalne życie się toczyło... Ale jak! Często był to rollercoaster, z rzadka koło młyńskie. Komplikacji nie brakuje, z każdej strony. Ot, życie! Samo życie…
– Mama… – zaczął nieśmiało Jasiek. – Czy to dzień, kiedy leci ci krew i mówisz nam, że mamy nie zwracać uwagi, kiedy będziesz płakać albo na nas krzyczeć? (s. 424)
Samotne wychowywanie nastoletnich synów do łatwych nie należy. Maria dba o swoje latorośle, ale czasem uważa się z nieodpowiedzialną i niedojrzałą matkę. Stosuje niewerbalny mobbing na dzieciach, trenuje na nich swoją dorosłość, a oni czasami traktują ją z pobłażaniem. Ich dom to istny dom wariatów, bo ciągle coś się w nim dzieje. Ale kto by nie chciał zjeść na śniadanie maminych naleśników z mlekiem i colą, cynamonem, serkiem waniliowym czy kakao? Bo Maria dla swoich dzieci zrobi niemalże wszystko. Kocha ich miłością nieustającą (z wzajemnością), bo to jedyni mężczyźni w jej życiu.
Który to już facet? Który to już raz? (s. 510)
Maryśka za bardzo chce męskiego ramienia (i nie tylko), a potem za szybko i za bardzo się angażuje. Portal randkowy Akuku spełnia swoje zadanie w nieco przewrotny sposób. Bohaterka wikła się w dziwne relacje z facetami, którzy chcą od niej tylko jednego. Przyciąga do siebie pewien typ mężczyzn, których nawet nie odstrasza jej dwudziestokilogramowy nadbagaż. Ponoć każda potwora… Współczesny świat skomplikowanych relacji damsko-męskich nie ułatwia jej znalezienia tego jedynego. Maria sama zadaje sobie pytanie: „Jak to jest z tymi facetami, że żyć się bez nich nie da, a zabić szkoda?” – ot, dylemat, nie tylko bohaterki. W powieści rozwija się miłość dojrzała w różnych odsłonach i w różnych relacjach: z dziećmi, rodzicami, przyjaciółmi, z mężczyznami, tworząc psychologiczny obraz polskiego społeczeństwa.
Chcę napisać tę cholerną książkę, bo pochwaliłam się znajomym na Facebooku, że zamierzam to zrobić… (s. 12)
Słowo się rzekło, kobyłka… nie chce podejść do płota. Początki pisania do łatwych nie należą. Z czasem zapala się żaróweczka, że jej „takie” życie jest dobrym tematem. Maryśka pisze, robi notatki i martwi się o zawartość cholernej książki. Wskakuje na główkę w świat swojego książkowego alter ego i dłubie w niej. Odniosłam wrażenie, że bohaterka do pewnego stopnia jest alter ego autorki. Obie łączy wiek, zawód, własny biznes, bycie mamą dwóch synów.
Ożeż ty pierogu w kropki! (s. 263)
Od humoru w tej książce aż kipi! Komizm rozmnaża się przez pączkowanie (chyba). Maryśka to mieszanka wybuchowa sama dla siebie i dla otoczenia, ściągająca na siebie wszelkie katastrofy. Jest nieźle zakręcona i to ona napędza akcję, a wtóruje jej grono przyjaciół i nowi znajomi. Sytuacje komiczne pojawiają się jedna po drugiej. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, kilka razy śmiałam się w głos i płakałam ze śmiechu! Bo Maryśka ma… ryśka na punkcie facetów, choć czasem obiera politykę „precz z facetami”. Gubi się w świecie współczesnych randek i ponosi tego zabawne konsekwencje, zwłaszcza dla czytelnika. Do tego jej zabawne listy wszelkiej maści.
Swobodny i lekki styl, komunikatywny język, w którym pojawiają się „żyletki” i insze wulgaryzmy, sarkazm i autoironia w użyciu, świetne dialogi, także w esemesach i komunikatorach, autokorekta w telefonach, specyfika języka kilku bohaterów. Rozbrajały mnie niektóre metafory („pluła żyletkami”) i porównania („myśli o Aleksie wyciągnęły mnie z objęć Morfeusza jak marchewkę z ziemi”). Powiedzonka Maryśki weszły już do mojego słownictwa oraz „grzebalnia”. Podziwiam talent onomastyczny autorki do tworzenia niebanalnych nazw własnych w połączeniu z zawodem i osobowością: Cieszmir Wykręt, Balbin Rącznik, Krystian Poppcuci. Sza-po-ba!

– Bowe, Kfyfiek, dajef go, kokfif! (s. 574)
Bawią też panowie niezależnie od wieku, a jest ich w powieści wielu. Stanowią paletę (nie)nasyconych barw. Piękny policjant i jego syn Marek z wadą wymowy, aptekarz mówiący z prędkością karabinu maszynowego, Krystian walczący z przerywnikami łacińskimi, osiłek Pancerny od podnoszenia żabki, malujący Konrad, łysy Tymon, namolny Julek, za młody Darek, mamiąco-pasożytujący Szymon, faszysta umysłowy Jerzy, małoletni dżentelmen Przemek, złotousty Remigiusz. Mężczyźni całkiem, całkiem (nie) do rzeczy. W którym Maryśka zakocha się bez pamięci?
Prawda, że pozory mylą. Że w fajnej okładce znowu nie kryła się żadna fabuła. (s. 416)
Mimo humorystycznego wydźwięku i lekkiego tonu, to powieść, w którą autorka wplotła niejedną mądrość życiową. Na kilku przykładach pokazała, jak bardzo pozory mylą, jak powierzchowne ocenianie ludzi krzywdzi ich i wystawia nam ocenę z człowieczeństwa. Obrywa się facetom za ich niestałość w uczuciach i latanie jak motylek z kwiatka na kwiatek. Za to podkreślona została przyjaźń – nieważne są różnice charakterów i systemy wartości, gdy można się znakomicie uzupełniać, pomagać sobie, razem spędzać czas, dzielić się radościami i smutkami nie tylko w cztery oczy, ale i dzięki esemesom i komunikatorowi. Czasami przyjaciel ma siusiaka i można to przeboleć. Codzienne literackie bolączki i problemy, sukcesy i porażki, nadzieje i marzenia to wszystko skłania do zadumy nad własnym życiem.  
Poznałam faceta, rozumiesz. Przez net, bo jakoś mi to klubowe towarzystwo nie podchodzi. (s. 64)
Cholerna książka wypełniona jest miękkimi emocjami, humorem, rodzinnym ciepłem, przyjaźnią i miłością, w której rzeczywistość jest naszą codziennością z problemami współczesnego społeczeństwa, a rodzina (patchworkowa) i przyjaciele stanowią jej główny ośrodek. Przypomina, aby być sobą, a nie tylko funkcjonować w rolach społecznych. Cholerna książka Magdaleny Czmochowskiej absolutnie nie jest cholerną książką! Jest życiowa i mądra, a Maryśka to polska Bridget. Obowiązkowa lektura dla każdej kobiety. Sięgnijcie po ten debiut literacki i spędźcie rok z Maryśką. Zacznijcie w Nowy Rok.

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
Książka bierze udział w wyzwaniu:

4 komentarze:

  1. Miejsca akcji oraz humor bardzo mocno mnie zachęcają do tej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z moi poczuciem humoru raczej krucho, dlatego obawiam się, czy Cholerna książka Magdaleny Czmochowskiej trafi w mój gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z gustami różnie, z poczuciem humoru też, ale Maryśka i jej przyjaciele bawią (momentami) do łez.

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.