poniedziałek, 31 lipca 2017

Gdy kot jest...



Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Tytuł: Wszystko wina kota!
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-8083-539-9 



Czasami ze złych rzeczy wychodzą dobre. (s. 123)
No właśnie… czasami. Ale dobre i to! Kiedy ma się kota, to i wina się znajdzie, wina też! I to w całkiem sporej ilości. W powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej Wszystko wina kota! win było wiele, ale to kot został głównym sprawcą… miłości. I wystarczył jeden!
Kot James czasami musiał mieć dość swej pani, która według niego chyba cierpi na rozdwojenie jaźni. Raz jest normalną kobietą Lidią Makowską, a raz Różą Mak, bestsellerową pisarką piszącą w zaciszu domowym i zapominającą o całym bożym świecie. O nim też. Nic dziwnego, że James swoimi tajnymi kocimi ścieżkami przemierza kilka długości kocich łap, by po chwili znaleźć się u sąsiada swej pani na jego poduszce.
Nie ma czegoś takiego jak brak weny. Jest po prostu śmierdzące lenistwo, którego się nie leczy. (s. 20)
Kiedy Róża pisze kolejną powieść o miłości, żyje tylko życiem swoich nowych zakochanych bohaterów. Rzadko je i pije, rzadko się myje, rzadko odbiera telefony, w ogóle nie wie, co się wokół niej dzieje, na szczęście wie, gdzie jest toaleta. Nawet jej agentka i przyjaciółka w jednym – Karolina ma problem z dodzwonieniem się do Róży, częstszy kontakt ma za to z Lidką. Róża żyje w swoim kokonie i nie interesuje ją życie na świeczniku. Ma wielu fanów, udziela wywiadów, ale ukrywa się pod pseudonimem i nie ma zamiaru upublicznić swego wizerunku. Tak jest jej dobrze. Lecz w końcu ugina się, zgadza się na telewizyjny wywiad, lecz stawia jeden warunek. Wywiad ma przeprowadzić inna osoba ukrywająca się pod pseudonimem.
Nie można wiecznie chodzić po kobiercu z róż. (s. 260)
Jednak jest ktoś, kto ją pisarkę denerwuje i kto już przy kończeniu pisania powieści przyprawia jej zmartwień. To czołowy, poczytny i opiniotwórczy bloger ukrywający się pod pseudonimem Jack Sparrow. Jest jednym z pierwszych czytelników kolejnej powieści Róży. Jego opinie są trafne, ale nieco ironiczne i zgryźliwe. Jack czepia się konkretów odnoszących się do świata realnego, punktuje wszelkie niedociągnięcia Róży Mak… No bo jak to się całować w łóżku zaraz po przebudzeniu, kiedy ma się oddech smoka? No jak???

niedziela, 30 lipca 2017

Julian Hardy Ci odpowie - konkurs



Witajcie!
Dziś startuję z nowym konkursem, w którym główną rolę odgrywa Julian Hardy i jego debiutancka powieść Jazda na rydwanie. Już w tym momencie serdecznie Was zapraszam do wzięcia udziału w konkursie, w którym i ja wezmę udział, ale już poza regulaminem. 
Po prostu muszę zadać autorowi jedno moje zasadnicze pytanie… Niektórzy wiedzą jakie. 
Wy za to będziecie mogli tych pytań zadać dwa, ale po kolei, czyli najpierw regulamin:



  1. Organizatorem konkursu jestem ja i blog W szponach literek.
  2. Konkurs trwa od 30 VII 2017 r. od godz. 12.00 (niedziela) do 8 VIII 2017 r. do godz. 23.59 (wtorek).
  3. Wywiad oraz wyniki konkursu zostaną opublikowane w niedzielę 13 VIII 2017 r. koło południa.
  4. Nagrody to 3 e-booki debiutanckiej powieści Juliana Hardy’ego – Jazda na rydwanie.
  5. Sponsorem nagród jest Julian Hardy.
  6. W konkursie może wziąć udział każdy. Anonimowi uczestnicy proszeni są o podpisanie się chociaż imieniem.
  7. W zgłoszeniu można podać e-mail.
  8. Każdy uczestnik może zadać autorowi max. 2 pytania. UWAGA! Julian Hardy zastrzegł, że nie odpowie na pytania natury osobistej (wiek, rodzina, zawód itp.) oraz na pytania związane z polityką krajową po 1989 r.
  9. Jurorem w konkursie jest Julian Hardy, który wybierze 3 najciekawsze pytania.
  10. Autorzy pytań będą mieli 4 dni na skontaktowanie się ze mną.

sobota, 29 lipca 2017

Czterolatek - wyniki konkursu



Witajcie!
Dziś dobre wieści dla trzech osób! Konkurs „Czterolatek” został zakończony. Poszczególne odsłony cieszyły się różnym stopniem zainteresowania, a i zadania literkowe nie były wcale takie proste, zwłaszcza drugie. Nieliczne osoby nie zrozumiały zadań oraz nie zapoznały się z regulaminem konkursu. Ale do rzeczy! Niniejszym ogłaszam, iż:







... usta karminem pomaluje... Monweg!









... trawę pokocha... Agnes C.!











…zaś lśnieniu księżyca przyjrzy się… lizzie!






SERDECZNIE GRATULUJĘ! Z CAŁEGO SERCA! ZE WSZYSTKICH LITEREK!

Laureatki proszone są o kontakt ze mną w celu podania adresu (numer telefonu pozwoli Wam śledzić przesyłkę z nagrodą). Czekam 5 dni od momentu ogłoszenia wyników.

A jutro ruszam z kolejnym konkursem! Zapraszam w południe i później.



piątek, 28 lipca 2017

W sztokholmskim metrze



Autor: Johanna Mo
Tytuł: Tak sobie wyobrażałam śmierć
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Wydawnictwo: Editio
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-283-2609-5 



Strach już opanował miasto, pod osłoną ciemności rozchodzi się po Sztokholmie jak zaraza. (s. 222)
Sztokholm to piękne miasto pełne kolorów i żywiołów. Ale ma też swoją ciemną stronę, bo i w stolicy Szwecji nie brakuje różnej maści przestępstw. A jedno z nich stało się głównym tematem powieści Johanny Mo Tak wyobrażałam sobie śmierć.
Po rocznej przerwie z powodu rodzinnej tragedii 44-letnia Helena Mobacke wraca do pracy w policji. Wcześniej była świetnym śledczym, szefem słynącym z twardej ręki, emanowała pewnością siebie i skutecznością. Gdy zanurzała się w sprawę, zapominała o całym świecie. I osiągała sukcesy. Wszystko się zmieniło, gdy morderca porwał jej syna Antona. Chłopiec zmarł, wkrótce odszedł od niej mąż, a Helena przestała istnieć dla świata. Po roku żałoby i rozpaczy wraca do policji, choć do końca nie jest pewna swej decyzji.
Nie zmieniła się tak bardzo, choć jej siły żywotne tak. (s. 59)
W komendzie Sztokholm Południe zostaje szefową grupy dochodzeniowej złożonej z czterech osób. Niemalże z marszu zaczyna pracę dochodzeniową, gdyż w metrze osiemnastolatek wpadł pod pociąg. Świadkowie twierdzą, że został wepchnięty, lecz ich opisy sprawcy bardzo się różnią. To jej pierwsze morderstwo po długiej przerwie, w dodatku z niewyraźnym sprawcą w tle. Helena mierzy się z trudną sprawą i jeszcze trudniejszymi myślami.
Ale ty jesteś pogruchotana. (s. 144)
Ano jest i trudno jej się dziwić. Strata dziecka to olbrzymi cios dla każdej matki. Osobista tragedia ma wpływ na śledztwo, ponieważ policjantka sama zmaga się z demonami przeszłości i współczuciem dla rodziców, którzy także stracili dziecko. A ofiar przybywa, gdyż ktoś wpycha pod pociąg kolejne osoby…

czwartek, 27 lipca 2017

Czerwony barwnik



Autor: Agnieszka Meyer
Tytuł: Karmin
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 288
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-7779-392-3

Większość książek jest i tak zbędna, przerośnięte ego autorów, przekonanie, że muszą pozostawić coś po sobie. Teraz to naprawdę łatwe. (s. 79)
Tak oto Agnieszka Meyer daje pstryczka w nos debiutującym autorom. Mało tego, ona sama debiutuje powieścią Karmin, w której zamieściła te słowa. Czy jej powieść jest zbędna? Czy ona sama musi zostawić coś po sobie z powodu przerośniętego ego? Ja znam odpowiedzi na te pytania, a Wy wkrótce je poznacie.
Bohaterowie powieści to głównie ludzie sztuki wykonanej własnymi rękoma, sztuki ginącej. Czytelnik poznaje Maxa, który odnawia meble i tworzy ich reprodukcje. Selina pracuje w najstarszej uczelni irlandzkiej, Trynity College jako konserwatorka sztuki o specjalizacji papier i skóra. An co dzień ratuje zabytkowe stare księgi.
Wśród pięciu milionów zgromadzonych tu woluminów czekał stary iluminowany rękopis, który miał być obiektem jej pracy. Podobnie jak najsłynniejszy egzemplarz zbiorów, iluminowaną Księgę z Kells. (s. 62)
Ten rzadki egzemplarz trafia w ręce Seliny i staje się jej pacjentem, który będzie poddawany zabiegom leczniczym. Młoda konserwatorka z Krakowa jest oczarowana starodrukami, zafascynowana nimi i w nich zakochana, dzięki czemu i czytelnik czuje ów zachwyt. Kilkaset lat temu manuskrypty były wręcz bezcenne, cenniejsze od życia wielu śmiertelników, dla niektórych stanowiły sens życia. Kobieta traktuje je z miłością, bardzo czule je dotyka, jakby je pieściła swoim delikatnym dotykiem.
Manuskrypty zawsze przypominały jej zatopione w bursztynie owady. Albo skamienieliny nieistniejących słów i znaczeń, oglądane przez współczesnych ludzi w muzeach. (s. 70)
Ową Księgę napisano z wielkim przepychem. Jej bogactwo, wspaniałość, nadzwyczajność jest zrozumiała dla nielicznych, którzy potrafią odczytać owe dzieło, głównie obrazy. Autorka częściowo ukazuje pracę konserwatora papierów. Odsłania przed czytelnikiem kilka tajemnic związanych z ich powstawaniem, zwłaszcza toksycznych pigmentów. Przedstawia historię poligrafii w pigułce.

środa, 26 lipca 2017

Wokół książek cz. 107



Dziś ciąg dalszy demitologizowania mitologii.
Znacie mit o Syzyfie? No to go przypomnę:


A w wersji współczesnej wygląda tak:

wtorek, 25 lipca 2017

Na jarmarku średniowiecznym - fotorelacja

Na zamek!
Dziś ruszamy na zamek krzyżacki w Kętrzynie, bowiem od zeszłego piątku do dzisiaj trwa na zamku krzyżackim w Kętrzynie Jarmark średniowieczny na św. Jakuba.


Dziś, w dniu imienin Jakuba, jarmark ma swój finał. Ale, ale… wczoraj i ja na chwilę przeniosłam się do średniowiecza wraz z rodzinką, a dziś i Wam umożliwię podróż w czasie. Zapraszam do obejrzenia krótkiej fotorelacji.
Na przedzamczu stały różne stragany i zapraszały do siebie, kusiły różnymi atrakcjami:


A na straży stał ten oto rycerz... krzyżacki!

poniedziałek, 24 lipca 2017

Świat oczami psa



Autor: W. Bruce Cameron
Tytuł: Był sobie pies
Tłumaczenie: Edyta Świerczyńska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron: 392
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-65506-98-6 



 Ludzie są stworzeniami o wiele bardziej skomplikowanymi od psów, zdolnymi odczuwać cały wachlarz emocji. (s. 122-123)
I tego się trzymajmy! W. Bruce Cameron napisał fenomenalną książkę Mój przyjaciel pies, która pochłonęła mnie bez reszty, by rozbić na milion kawałków. Do tej pory mam mętlik w głowie i brak mi słów, by oddać genialność tej książki. Z tego powodu dziś będzie nietypowa recenzja, którą zacznę od blurbu:

Bailey to uroczy kundel, który po serii niefortunnych zdarzeń odchodzi z tego świata. Ku swemu zdziwieniu odradza się ponownie jako złotowłosy szczeniaczek i trafia w ręce ośmioletniego Ethana. Wkrótce stają się nierozłącznymi przyjaciółmi a Bailey dożywa szczęśliwej starości u boku chłopca w poczuciu, że spełnił swoje powołanie. Jednak jego misja dopiero się zaczyna, bowiem... odradza się w kolejnym wcieleniu. I w dodatku pamięta wszystko z poprzedniego życia! Czy uda mu się odnaleźć drogę do najlepszego przyjaciela i całkowicie poznać swoje przeznaczenie?
Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie. (s. 46)
To zdanie Seniory od Zagrody, wielkiej miłośniczki psów. W książce autor słowami, a chyba raczej szczęknięciami narratora psa Bailey’a ukazuje różne relacje zachodzące między człowiekiem a psem, różne ich odcienie i te dobre, i te złe. Nie zdziwcie się, gdy Was serce zaboli w trakcie czytania o krzywdzie psa, innych psów… To też obraz odpowiedzialności za zwierzę, które się wzięło do domu pod opiekę. Powtarzający się motyw to sterylizacja.
Ludzkie motywy działania są niezrozumiałe dla psów. (s. 363)
Nic dziwnego. W końcu to dwa odrębne gatunki, choć mają wiele wspólnych mianowników. Bailey nie mógł zrozumieć wiele rzeczy, sytuacji, zachowań i bardzo się dziwił temu, jak ludzie postępują, zwłaszcza z nim. Bo dlaczego zamykają go w garażu? Dlaczego nie może spać w łóżku swego pana? Czemu Mamusia zamyka klapę od jego miski z wodą?
Koty są w domu ogólnie bezużyteczne. (s. 169)

piątek, 21 lipca 2017

Tropimy przygody z Nelą



Autor: Nela
Tytuł: Nela na tropie przygód
Wydawnictwo: Burda NG Polska
Seria: Nela mała reporterka
Liczba stron: 180
Oprawa: twarda
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-7596-620-6



Uwielbiam poznawać świat i przeżywać przygody. (s. 95)
Pod tym zdaniem Neli, małej podróżniczki podpisuję się obiema rękami. Ciągnie mnie tam, gdzie nie było, a tych miejsc jest jeszcze sporo. Tym razem udałam się w podróż po świecie z małą blondwłosą przewodniczką – z Nelą. Razem z nią przeżywałam przygody opisane w książce Nela na tropie przygód.

 
Na wklejce na mapie świata zobaczyłam zaznaczone miejsca, do których udam się z autorką i narratorką w jednym. Były to: Kostaryka, Etiopia, Mauritius, Tajlandia, Sri Lanka, Wietnam, Mjanma (dawniej Birma). Dosyć odległe od siebie miejsca i bardzo egzotyczne dla Polaka. Tytuły rozdziałów brzmią zachęcająco i skupiają się głównie na zwierzętach, choć są i nietypowe miejsca, jak Zatoka Ha Long (Zatoka Lądującego Smoka).
Nazywam się Nela i mam 10 lat, a to jest już moja czwarta książka. (s. 6)
Tak zaczyna się wstęp, czyli list autorki do młodego czytelnika. Zaznacza w nim, ile do tej pory wydała książek, a czytelnika nazywa „prawdziwym łowcą przygód”, skoro ma już jej czwartą książkę! Obiecuje czytelnikowi poznanie ciekawych miejsc i fantastycznych zwierząt oraz zapowiada mu niektóre przygody. 



czwartek, 20 lipca 2017

Wakacje w pałacyku



Autor: Agnieszka Tyszka
Tytuł: Z lajkomierza Fryderyki
Ilustracje: Aleksandra Kucarska-Cybuch
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 126+20
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-65345-54-7



Sztambuch! Ha! A to przecież coś na kształt fejsbukowych wynalazków! Proszę, ile tu znajomych, ile lajków! Czyli… Gdybym żyła wtedy, miałabym swój lajkomierz! (s. 65)
Lajkomierz… jakby nie było, to neologizm. I łatwo wytłumaczyć sobie jego znaczenie – ‘coś, co mierzy lajki’, a co to lajk, to już każdy w XXI wieku wie. Zaintrygowało mnie to słowo w tytule powieści młodzieżowej Agnieszki Tyszki Z lajkomierza Fryderyki.
Nie ma biblioteki, domu kultury, kina. Nie ma nic. Nawet koła gospodyń wiejskich. Autobus także tędy nie jeździ. Rok temu zlikwidowali ostatnią linię. (s. 40)
Główna bohaterka, nastolatka Fryderyka trafia wraz z rodziną na wieś. A wszystko przez ojca, który ponoć na fali zachwytu kupił ruinę „zwaną szumnie pałacykiem” w małej wsi Różana Góra. Pałacyk wymaga generalnego remontu, a ogród odchwaszczenia. Fika musi spędzić wakacje w towarzystwie macochy Elizy i zapracowanego ojca prawnika na odludziu, w którym „życie zamiera wczesnym popołudniem”. Od tej pory Fika nie lubi nawet wakacji, bo nie lubi wielu rzeczy.
A lajki to poważna sprawa. (s. 18)
Oj tak. Dla kogoś, kto prowadzi bloga na pewno. A Fika prowadzi blog o modzie, na którym zamieszcza różne stylizacje. Dochodzi do wniosku, że na tym odludziu ciężko jej będzie utrzymać poziom bloga, bo konkurencja nie śpi. Nawet walizka pełna ubrań nie pomoże, gdyż ilość stylizacji będzie ograniczona. Ale w ogrodzie będzie coś, a może ktoś, kto wprawdzie nieruchliwy, ale za modelkę może robić… I lajkomierz „będzie pęczniał z dumy”.

środa, 19 lipca 2017

Wokół książek cz. 106



Mitologia z humorem w wydaniu starożytnym wygląda tak:
Jak zdemitologizować mitologię?
Ano przenieść ją ze starożytności do czasów współczesnych.
Prometeusz i jego wątroba w dzisiejszym wydaniu:

wtorek, 18 lipca 2017

Życiowy rollercoaster



Autor: Julian Hardy
Tytuł: Jazda na rydwanie
Wydawca: Julian Hardy
Liczba stron: 550
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-947860-1-4



Macie ochotę na przejażdżkę? Ale nie samochodem. Nie motorem. Nie rowerem ani hulajnogą. Tylko… Zapraszam do rydwanu wraz z Julianem Hardym i jego debiutem literackim Jazda na rydwanie.
Najpierw rzuca się w oczy rozmiar książki. Powieść jest bardzo gruba i duża, liczy sobie 550 stron, czyli dla miłośników czytania w sam raz. Druk jest skomasowany, by zmniejszyć nieco objętość, nawet strona redakcyjna wygląda inaczej niż w innych książkach. A co za tym idzie książka dla mnie jest naprawdę ciężka. Niewygodnie się ją czyta ze względu na gabaryty, aczkolwiek ciekawa akcja oraz nietuzinkowy główny bohater to wynagradza. Moim zdaniem powieść należałoby wydać w 2-3 tomach, bardziej przyjaznych dla ręki i oka, by ułatwić zatopienie się w lekturze.
Potrafisz dziewczynę zbałamucić. (s. 19)
Centralną postacią fabuły jest… mężczyzna marzeń wielu kobiet, niejaki Robert Meissner z pokolenia Kolumbów. Dlaczego marzeń? Przystojny, wysportowany, silny fizycznie i psychicznie, błyskotliwy, inteligentny, pracowity, sprytny, kuty na cztery nogi, troskliwy, mający gust, obrotny, a do tego męski urok, który zniewolił niejedną kobietę. Bo Robert Meissner lubił kobiety. Lubił też seks.
Matka była bez wątpienia uboga. (s. 23)
Matka pozbawiona uczuć ciągle poniża syna, który jest nieślubnym dzieckiem. Sytuację pogarsza też fakt, że są biedni i Robert niedojada. Ratuje go sąsiadka Amelia, która traktuje go jak syna i karmi nie tylko obiadami, ale też matczyną miłością. Z kolei miłość duchową i fizyczną odkrywa z Wiktorią.
Miał zmartwienie. Chodziło o pieniądze. (s. 20)
I to na lekcji religii wpadł na pomysł, żeby okraść kościół, bo tam jest dużo złota, a złoto to pieniądze, których mu ciągle brakowało. Wkrótce Robert ma przeczucie – będzie wojna z Niemcami. I tak się stało. Chłopak trafia do wojska i bierze udział w walkach. Rana postrzałowa policzka jest ‘na szczęście’ – dzięki niej będzie miał powodzenie u kobiet. Prorocze słowa! Los nie szczędzi mu atrakcji. Wraz z wojskiem przemierza pół Europy, trafia do Anglii i nawet zaczyna studiować w Oxfordzie. Po powrocie na front wykazuje się odwagą i brawurą. Jeszcze w trakcie wojny bierze szybki ślub z niemiecką baronessą!