czwartek, 5 marca 2020

W prawdziwych szponach


Jak czasem przypadkiem ciche marzenia się spełniają. Wystarczy wracać z biblioteki o właściwej porze, mieć dobry słuch, być ciekawym świata, a potem wytężać wzrok… sokoli! Tak było wczoraj. Ale po kolei.


Pani wójt sprowadziła do mej wsi sokolnika zza Kielc, aby straszyć w parku wrony, które były utrapieniem od lat. Drogę do biblioteki przez park nazywałam „strefą zrzutu”, krakanie wron dobijało, a od kilku dni cicho i pusto. Za to dziś coś się darło. Rozejrzałam się i zobaczyłam jednego ptaka drapieżnego siedzącego na jakimś słupku. Mocniej wytężyłam wzrok i dostrzegłam kolejne dwa. Z daleka zrobiłam zdjęcie:

Powoli podchodziłam bliżej do pierwszego, by zrobić jak najlepsze zdjęcia. Byłam tak przejęta, żeby nie spłoszyć ptaków, że nie zauważyłam kolorowej linki przywiązanej do ich nóg i słupka. Z odległości kilku metrów zrobiłam zdjęcia.
Jastrząb gołębiarz:



Młody sokół wędrowny:


Harris, czyli myszołowiec towarzyski z Meksyku: 


To on się tak darł niemiłosiernie. Okazało się, że jest głodny i domaga się posiłku pod dziób. Posłuchajcie głodomora:


Potem podszedł do mnie sokolnik. Zaczął nam opowiadać różne ciekawostki o ptakach. Wziął jastrzębia, a ten rozglądał się za jedzonkiem. Pozwolił się pogłaskać po brzuszku. Pióra bardzo delikatne, miękkie, gładkie. Akurat ptak się pierzył i kilka piórek lekko mu odstawało, jedno nawet miał w dziobie.




Żeby uciszyć nieco harrisa Harolda, sokolnik dał mu obiad. Przepióreczkę. Ptak rozłożył skrzydła nad posiłkiem jak parasol ochronny, by nikt mu go nie zabrał. Patrzyłam z podziwem, jak metodycznie rozrywa przepiórkę na kawałki i zjada z apetytem. Mięso, pióra, kości – wszystko połknął. Nawet stukał dziobem w rękawicę, że chce jeszcze. Potem sfrunął na ziemię i wyjadł to, co mu spadło. Nagrałam filmik z obiadu Harolda, ale mam obiekcje, czy go Wam pokazać. Jest dość drastyczny, ale na swój sposób piękny. Dajcie znać, czy chcielibyście zobaczyć pałaszowanie obiadu.


 Potem sokolnik zaproponował, że zrobi mi zdjęcie z myszołowcem towarzyskim. Zgodziłam się bez wahania, bo nie miałam śmiałości zapytać, czy mogę. I tak oto me marzenie spełniło się p. Moje szczęście widać na twarzy.
 
Z pewną nieśmiałością...

Krygujemy się.
Pozujemy do zdjęć.
 Ostatnie zdjęcie… początek końca. Harold zauważył, że mam okulary, a to dla niego nowy element. Patrzył swymi ślepiami prosto w me oczy i darł mi się w twarz, szeroko otwierając dziób i pozwalając zajrzeć sobie do gardzieli. Zaczęłam się czuć nieswojo i trochę bać, gdyż nie wiedziałam, co się dzieje. Sokolnik szybko się zorientował, w czym rzecz, i zabrał drapieżnika. Okazało się, że to ptak drapieżny pożyczony od kolegi. 

Harold wnikliwie mi się przygląda. Zaraz zacznie krzyczeć...
Wróciłam do domu spóźniona na obiad, ale tak szczęśliwa, że uśmiech przez wiele godzin nie znikał z mej twarzy. Jak tu nie kochać przyrody! Jak tu nie marzyć!

9 komentarzy:

  1. Jaki piękny. Zazdroszczę Ci tego niezwykłego spotkania kochana. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aga. Pozazdrościłam tak pozytywnie znajomej i moje marzenie przypadkiem się spełniło.

      Usuń
  2. Harold pewnie też skradłby moje serce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie pokaż obiadek Harolda :)
    Zdjęcia wspaniałe i na pewno niesamowite przeżycie. Też bym tak chciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, niesamowite i niecodzienne! Kochana, marzenia się spełniają!

      Usuń
  4. Boję się drapieżnych ptaków, dlatego podziwiam, że bez strachu trzymasz na swojej dłoni takie piękne okazałe ptaszysko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy słuchać sokolnika i kochać zwierzęta wszelakie.

      Usuń
  5. Przystojniacha z tego Harolda. Super:)

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.