Tytuł:
Jak zabić nastolatkę (w sobie)?...
Wydawnictwo: Ikar
Liczba stron: 119
Oprawa: miękka
Data wydania: 2010
Oprawa: miękka
Data wydania: 2010
ISBN: 978-83-89694-15-7
Bo młodość to
choroba wirusowa, na którą nie ma lekarstwa. Zewnętrznie niby mija bez śladu,
ale jej ognisko tli się gdzieś w tobie, gotowe wybuchnąć w każdej chwili. Zabij
wreszcie tę nastolatkę w sobie! Choć nie sposób w to uwierzyć, jesteś już
dorosła. (s. 8)
Nakłanianie
do morderstwa… niezły wstęp, prawda? Niby człowiek staje się dorosły, gdy
kończy 18 lat, przynajmniej w Polsce, a tak naprawdę nie do końca jest dorosły
w swoich poczynaniach, w swoim zachowaniu, choć metryka nie kłamie, a Ty,
człowieku, masz coraz więcej zmarszczek. I tu wyciąga do Was pomocną dłoń pani
Małgorzata Gutowska-Adamczyk oferując swoją niepozorną książeczkę Jak zabić nastolatkę (w sobie)?...
Pod
takim tytułem był kiedyś blog prowadzony przez autorkę, który był początkiem
tej książki. Ma ona nawet taką budowę jak notki na blogu – bardzo krótkie
rozdziały z chwytliwymi tytułami. Czasem kilka notek tworzyło dłuższą spójną
wypowiedzieć podzieloną tytułami na mniejsze części. To też swego rodzaju
dziennik prowadzony przez Lilkę, która od razu uprzedza czytelniczki:
Moja historia
niczego cię nie nauczy. (s. 7)
Bohaterka
to kobieta w wieku 40+, która zajmuje się prowadzeniem domu i wychowaniem 2
chłopców, gdy mąż tymczasem zarabia na rodzinę. Ale bycie kura domową nie daje
jej satysfakcji. Coś jej w życiu umyka, nie jest do końca szczęśliwa. Marzy o
napisaniu książki i pójściu do pracy. Latka lecą, a ona chce nadal być piękna i
zgrabna, młoda i uwielbiana. Kocha to, co ma, co osiągnęła, lecz jednocześnie
tęskni za tym, co minęło. Silna, a zarazem oczekująca, by mąż się nią
troskliwie zajął.
Właśnie
przyjechała z rodziną na wczasy nad Bałtyk. Spotkanie z rodzinką karaluchów
wywarło na Lilce wielkie wrażenie, nie mniejsze serwowane posiłki i kaowiec.
Codzienne wyjście na plażę to eskapada. Słodkie lenistwo wcale nie jest takie
słodkie, kiedy trzeba zająć się rezolutnymi i ruchliwymi synami. Jeszcze
gorzej, gdy na plaży nie zauważa cię przystojny „Banderas”. Przemyślenia
wpędzają Lilkę w dołek. Pikanterii dodaje fakt, że w tym samym ośrodku
wypoczynkowym mieszka była dziewczyna jej męża, piękna kobieta. Wraz z nią pojawia
się zazdrość Lilki o męża. Zjawia się też były chłopak bohaterki, a wraz z nim
jej pytanie z cyklu: „Co ja w nim widziałam?”.
W
trakcie czytania można się pośmiać. Nie brakuje tu nuty ironii i kilku kropel
sarkazmu, komizmu sytuacyjnego jest sporo. W komizmie słownym przodują dzieci.
Mnie ujął, a raczej rozbroił śmiechem, młodszy syn Lilki – Staś. Gdy jego
rodzice rozmawiali na plaży o poważnych damsko-męskich sprawach, a on wciąż nie
mógł się od matki doczekać obiecanego wiaderka, ryknął na całą plażę:
– Nie ma
wiadełka?! Llludzie! Ja zwałiuję! Jak scecie wychować dziecko bez wiadełka?!
(s. 16)
Jego
spostrzeżenia na temat wychowywania jego i brata przez rodziców zaskakiwały i
powodowały niekontrolowane wybuchy śmiechu. Ten dzieciak wiedział, co i kiedy
powiedzieć. Ale i starszy Jasiek również miał gadane. Na stołówce podczas kolacji,
gdy się dowiedział, że nie będzie dokładki, krzyknął:
– O rany!
Chcecie nas skazać na śmierć głodową?! – zawył Jasiek. – Nie wiecie, że my rośniemy?!
(s. 25)
Dzieje
się na wczasach, oj dzieje, w końcu to sytuacje wzięte z prawdziwego życia. I
nagle zonk. Urywa się. Następuje zwrot wydarzeń i bohaterka, i czytelnik
zostają z niczym. Dosłownie. Zakończenie mnie rozczarowało, jakby ktoś wyrwał
kilka stron z książki. Książeczka bawi, zmusza na chwilę do refleksji, ale nic
poza tym. Oczekiwałam zupełnie czego innego.
Ta
książeczka to krytyczne spojrzenie na innych i na siebie z perspektywy
upływającego czasu i z nutą refleksji… zarówno przez autorkę i bohaterkę w
jednym, jak i przez czytelnika. Lekka i zabawna forma ważne dla kobiet sprawy
niejako spłyca albo raczej odbrązawia, autorka delikatnie naigrywa się z
kobiecych kompleksów. To nic, że zmarszczek przybywa, że czasami proza życia
przytłacza, ale wciąż można być piękną, zgrabną i uwielbianą, tylko trochę
starszą. A przy tym uśmiech może zdziałać cuda! Bo tak naprawdę każdy wiek ma
swoje prawa i granice, których lepiej nie przekraczać. I w upływającym czasie
pocieszające jest jedno:
W doświadczeniu kobiet
po czterdziestce jest coś bardzo pocieszającego – te nowsze modele też w końcu
lądują na szrocie. (s. 5)
Młodość
nie wieczność i kiedyś musi się skończyć, taka kolej rzeczy. Ta zabawna
książeczka może i pomoże głównie kobietom pogodzić się z upływem czasu i
dostrzec zalety swego wieku, a na pewno umili popołudnie, szczególnie letnią
porą.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Lubię dobrze przedstawiony komizm sytuacyjny. Może więc się skuszę.
OdpowiedzUsuńA skuś :)
UsuńChętnie się skuszę :D
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszam do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Obie się skuście :)
UsuńZastanowię się jeszcze, bo na razie mam co czytać :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, ale to tak maleńka pozycja, że łyka się ja na podwieczorek :)
Usuń