Tytuł:
Jutro będzie normalnie
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 244
Oprawa: miękka
Data wydania: 2011
Oprawa: miękka
Data wydania: 2011
ISBN: 978-83-7674-089-8
„Poprzedniego wieczoru mąż powiedział mi, że jestem
dobrym człowiekiem. Trudno zdecydować czy to komplement, czy kpina. Dobry brzmi
jak naiwny. Niedzisiejszy, niegdysiejszy”. „Jutro będzie normalnie” Agnieszki
Lis to wciągająca opowieść o współczesnej kobiecie. Nader współczesnej.
Małgośka – główna bohaterka książki – to osoba, którą w życiu spotkało już
chyba wszystko. Sieroctwo, mobbing w pracy, zdradzający mąż i jeszcze ta
teściowa... Mimo małego mieszkania dziewczyna nie załamuje się. Dzielnie
wychowuje swojego czteroletniego synka, marząc jednocześnie o małym, białym
domku. Zdawałoby się, że więcej już nie może się wydarzyć, że temat został
wyczerpany, a jednak bohaterkę wciąż spotykają niezwykle ciekawe perypetie.
Sama o sobie mówi, że jest szczęściarą, ale czy szczęście wystarczy, aby
przejść, a raczej prześlizgnąć się przez życie cało? Co jeszcze może się
przytrafić? Czy jutro wreszcie będzie... normalnie?
Książka
Agnieszki Lis Jutro będzie normalnie
zaciekawiła mnie swoim tytułem. Przeczytałam ją w ciągu jednego popołudnia,
choć w trakcie czytania miałam mieszane uczucia. Z jednej strony drażniła mnie
główna bohaterka, a z drugiej… coś mnie trzymało przy tej książce i kazało ją
czytać. Widocznie podświadomość wiedziała lepiej.
Książka
opowiada o życiu Małgorzaty, znudzonej urzędniczki, żony i matki. Narracja
prowadzona w pierwszej osobie pozwala na dokładne poznanie głównej bohaterki,
jej przeszłości, teraźniejszości, uczuć i myśli oraz marzeń. Bo kobieta ma
marzenie o małym białym domku z żółtymi ścianami. Ale nie robi nic, aby to
marzenie spełnić. Nawet wiadomość o spadku w Anglii jej nie cieszy. Nie sprawdza
tej wiadomości, bo przecież ona nie ma rodziny w Anglii.
Mobbingowana
w pracy przez podwładną, zdradzana przez męża, krytykowana na każdym kroku
przez swoją zołzowatą teściową, coraz częściej denerwowana przez swego 4-letniego
synka Cypriana Małgorzata wygląda na ofiarę losu. Sama siebie dobija
pesymistycznymi myślami i słowami. To wszystko drażni czytelnika w trakcie
czytania. Aż chce się ją kopnąć w przysłowiowe 4 literki, by coś zrobiła ze
swoim życiem, by wzięła się w garść. W dodatku jej mąż Zbyszek powrócił do
domowego ogniska jak gdyby nigdy nic.
I
pewnego dnia następuje w jej życiu przełom. Podejmuje wyzwanie rzucone przez
pana Roberta, petenta z urzędu. Potem podejmuje kolejne wyzwania i zaczyna
walczyć o siebie, o swego syna i swe marzenie o domu. A także o przyszłość swego
nienarodzonego syna Kamila, bowiem okazało się, że Małgorzata jest w ciąży,
choć jej ślubny już od jakiegoś czasu nie mieszka z rodziną. W końcu kobieta załatwia
sprawy spadkowe i zaczyna realizować swoje główne marzenie. Buduje dom, a baba
z brzuchem i oślim uporem to dla budowlańców prawdziwe wyzwanie. Zwłaszcza, że
dom miał powstać od października do maja, jeszcze przed porodem.
Książkę
się czyta lekko i szybko, choć niektóre opisy bywały dla mnie nużące. Niby
lekka fabuła, historia jakich wiele, ale opisująca bardzo ważne sprawy w życiu
każdego człowieka. Powieść ukazuje, jak ważne jest pozytywne myślenie, dobra
samoocena własnej osoby i walka o marzenia i własne szczęście. Bowiem coś się
kończy, żeby coś się mogło zacząć. A marzenia się spełniają, jeśli się tylko
tego bardzo chce.
Książka przeczytana
w ramach wyzwań:
Muszę dokładnie przejrzeć moją domową biblioteczkę, bo wydaje mi się, że mam chyba tę książkę. Nie czytałam jej na pewno, ale jeśli faktycznie znajduje się u mnie, to muszę szybko zabrać się za tę lekturę, bo fabuła oraz twoja recenzja skutecznie mnie zachęca.
OdpowiedzUsuńTo życzę owocnych poszukiwań.
UsuńTego pozytywnego myślenia ciągle się uczę. Mam nadzieję, że skutecznie.
OdpowiedzUsuńChyba każdy się tego ciągle uczy w naszym kraju...
Usuń