poniedziałek, 22 lutego 2016

Skarb Inków na ziemiach polskich



Autor: Robert Kilen
Tytuł: Krew Illapa
Wydawnictwo: Bellona
Liczba stron: 303
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-11-13288-7



Żyjemy w świecie skrótów, siostro. Skróciło się wszystko. (s. 72 )
Te kilka słów i ich dalsze rozwinięcie dało mi do myślenia. Ale niezmienna pozostała ludzka zachłanność i dążenie do zdobycia skarbu, do szybkiego wzbogacenia się. i między innymi o tym opowiada książka Krew Illapa Roberta Kilena, znanego polskiego dziennikarza.
Według wierzeń Inków Illap lub Illapa to bóg rządzący wszystkimi procesami na ziemi, bóg władający całą przyrodą, także życiem i śmiercią. W XVIII wieku Inkowie uciekając z Ameryki Południowej przed prześladowcami trafili przez Wenecję do Polski. Schronienie na zamku Niedzica dała im węgierska rodzina Bereviczy. Potem znaleźli je u księcia Jana Henryka. Następca tronu Inków Tupac Amaru, a w jego orszaku przedstawiciele najznamienitszych indiańskich rodów przywieźli ze sobą dużo złota i innych wartościowych rzeczy. Swój skarb dobrze ukryli, a dla swoich potomków pozostawili wskazówki. Tyle XVIII wiek.
Ale w 1946 roku niejaki Andrzej Benesz, który podawał się za przodka rodu Amaru, a co za tym idzie spadkobiercę dziedzictwa Inków, pod progiem zamku w Niedzicy znajduje ołowianą rurę, a w niej… zagadkowy dokument, informację w języku kipu, inkaskim piśmie węzełkowym. Odkrywca ginie 29 lat później w tajemniczym wypadku samochodowym. Ale prześladowcy Tupaca Amaru nie próżnują.
Bo wiedza o skarbie paradoksalnie zamiast życia w chwale, cały czas sprowadzała na Indian śmierć. (s. 70)
Inkowie i ich potomkowie doświadczyli wiele złego od swoich prześladowców, dlatego tak ważne było odpowiednie przygotowanie do walki i obrony kolejnych potomków Indian. Kolejny trop na drodze do inkaskiego skarbu wypływa w XXI wieku. Są to listy Wacława Benesz-Berzeviczego z 1797 roku, które zakupiło Muzeum Narodowe, a na które poluje kilka osób. Jedni chcą się wzbogacić inkaskim złotem, drudzy szukają skarbu z sobie tylko znanych powodów, inni to Tocoiricoc, czyli strażnicy praw Inki, potomkowie szlachetnego rodu, których rodzinnym obowiązkiem jest chronić dziedzictwo swojego ludu. Ale są też tacy, którzy nie wiadomo czemu wplątali się w owe poszukiwania skarbu. Okazuje się, że niektórzy są świetnymi aktorami, grają na dwa fronty lub zdradzają swych współpracowników. Nie wiadomo do końca, kto kim jest i z kim zawarł sojusz. Kto kogo udaje? Kto jest sprytniejszy? Kto kogo przechytrzy? Kto odnajdzie skarb? A wszyscy poszukujący uważają, że skarb został schowany na zamku w Niedzicy lub Książu…

Bardzo dynamiczna i szybka akcja powieści Krew Illapa rozgrywa się na Dolnym Śląsku i czasem w Niemczech. Czytelnik przenosi się w różne miejsca razem z wszechwiedzącym narratorem i bohaterami, jest uczestnikiem zaskakujących wydarzeń i zwrotów akcji, choć początkowo może się pogubić, kto kim jest i gdzie. Z czasem wszystko się wyjaśnia i ze sobą łączy. W powieści nie brak dramatyzmu i napięcia, misternych intryg i spisków. A to wrażenie potęgują bardzo krótkie rozdziały.
Zagadki na drodze do odnalezienia skarbu są różne i wymagają między innymi uważnego czytania. Listy z XVIII wieku, znajomość historii zamków w okolicy i Inków jest niezwykle ważna. Często w poszukiwaniach pomagają udogodnienia cyfrowego świata. Ciekawe zakończenie, wielki finał i inkaski skarb zaskoczą czytelnika. Mało tego, padają słowa, które sugerują, że może być dalszy ciąg z barwnymi bohaterami i ich niezwykłymi umiejętnościami. Autorowi nie brak pomysłów i wyobraźni, więc może wkrótce Inkowie znów zagoszczą w moim domu.
Autor dokładnie opisuje dzieje dwóch zamków na Dolnym Śląsku oraz kilku innych, dając możliwość czytelnikowi na wyciągnięcie własnych wniosków wynikających z historii miejsc biorących udział w akcji. Ale przy okazji za bardzo się też rozpisuje. Wątek historii pociągu Orient Ekspress, eteru jako napoju energetycznego, działania na organizm człowieka likopenu zawartego w pomidorach… w zupce pomidorowej z gorącego kubka czy opisu kebabów. Ciekawe to, ale moim zdaniem zbędne i niepotrzebnie odciąga uwagę czytelnika od głównej akcji, za to chciałoby się więcej dowiedzieć o tragicznych losach Inków i ich potomków na ziemiach polskich. A że opisy mają mało akapitów, to i oko się szybciej męczyło przy czytaniu tychże. 
Krew Illapa to dobra powieść przygodowo-sensacyjna łącząca ze sobą poszukiwania skarbu z wątkiem historycznym i Inkami oraz z dużym naciskiem na cyfrę 2. A przy okazji można zwiedzić kawałek Dolnego Śląska i zrozumieć, że: 
Jest coś cenniejszego. Po tysiąckroć cenniejszego niż złoto. Życie. (s. 111)

Książka przeczytana w ramach wyzwań:



8 komentarzy:

  1. Patrze na okładkę książki i czytam tytuł ,,krew i lampa" :O :D
    Lubię kryminały z dynamiczną akcją, może się zdecyduję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za pierwszym razem też nie mogłam odczytać drugiego słowa: duże 'i' i 2 małe 'l' w zapisie wyglądają tak samo i oko głupieje ;)

      Usuń
  2. W sumie, dawno nie czytałam książki przygodowej, więc mogłabym się skusić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Istnieje też wersja, że został ukryty w zamku w Tropsztynie..... nad Dunajcem...a to już w mojej gminie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja naiwnie myślałam, że to fantastyka. Na swoją obronę mam tylko to, że mieszkam na drugim końcu Polski ;)

      Usuń
    2. Być może to jednak tylko legenda...ale miałam taką broszurkę o tym jak to u nas miało być...może znajdę.

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.