Swoje
pisanie wierszy nazywam pieszczotliwie i trochę z przekąsem – potworzeniem. Potworzę z 32
literek i powstają literaki. Zaczyna się od gdybania i skojarzeń. A ostatnio było
mniej więcej tak:
Dzień
Dziecka → dziecko → bocian → narodziny → przyrost naturalny → rząd → polityka prorodzinna
Uwielbiam
grę w skojarzenia, wieloznaczność, związki frazeologiczne, riposty (oczywiście
cięte), żonglerkę słowną, ironię i poczucie z humorem. Wszystkie te składniki w
różnych proporcjach występują w mych literakach. Do tego dochodzi rytm i rym
(zwykle parzysty, bogaty, dokładny). Czasem jest tak, że rymu brak i wówczas jest
"telefon do przyjaciela" ;) Pomaga mi pewna strona w internecie, a
potem szare komórki biorą się za przestawianie słów lub/i wyszukiwanie ich
zamienników.
Pierwotny
pomysł o bocianie zapisałam w komórce, raptem 4 wersy:
Wcześniej
zwykle zrzucałam tekst na lapka i tam go modyfikowałam i dopieszczałam w
specjalnym dokumencie. Ale teraz postanowiłam wykorzystać niemalże niezapisany
kalendarz dla nauczyciela i do niego to przepisuję nocne pomysły. Plus
kalendarza jest taki, że zawsze jest pod ręką! Następnie wierszyk trafia do
owego dokumentu i tam "leżakuje i dojrzewa" do publikacji. A z
bocianem było tak:
Widać
kombinacje z tytułem, z ilością sylab w wersie (8 czy 10, oto było pytanie!),
dopisywaniem wersów, zmianą słów lub ich form. A skoro dzieci, to proces ich
tworzenia. No i jakoś tak samo poszło z wierszykiem „Skąd się biorą dzieci?”. Zdjęcia
w 3 częściach, byście mogli przeczytać cokolwiek!
A
tak wyglądają dwie "prokreacyjne" strony kalendarza :)
Jeszcze
tego samego dnia po południu zaczęłam gdybać nad wierszykiem o mej pasji na
konkurs u Cyrysi. I tak powstał utwór „Literaki”, który na dniach pojawi się na
blogu:
Wiem,
wiem, niezły galimatias, ale ja to ogarniam, bo… w tym chaosie jest metoda!
I
właśnie sobie uzmysłowiłam, że moją Weną jest łóżko. To w nim, na nim, koło
niego (dobrze, że nie pod) przychodzą mi do głowy pomysły, wiersze, rymy…
Literaki się potworzą!
Jestem ciekawa Waszych wrażeń... Komentujcie do woli!
:D Najważniejsze, że w tym szaleństwie skreśleń i myśli tworzysz coś ciekawego :) Dla mnie to jest niemalże nieczytelne ;). Ale wiesz co - tak kiedyś wyglądały moje opinie o książkach w moim zeszycie, bo piszę jak kura pazurem i też dużo poprawiałam zanim wklepałam w blogera.
OdpowiedzUsuńNumeracja zdań, strzałki, przypisy... i można się połapać. Tym bardziej, że główna myśl i tak gdzieś tam w szarych komórkach jest skatalogowana :)
UsuńJestem pod wrażeniem Twojej zabawy z literkami. Trzeba mieć do tego ''głowę'' i wenę, a mi raczej tego brakuje.
OdpowiedzUsuńGłowę, wenę i stronkę z podpowiedziami rymów :)
UsuńSuper wpis! Widzę, że nie tylko ja tworzę w chaosie. Gdy się uczę, piszę recenzje, gotuje muszę się "poobstawiać" wszystkim tym, co mi to tego potrzeba. Inaczej, na pewno mi nie wyjdzie :)
OdpowiedzUsuńlepszy "twórczy chaos" był przy pisaniu magisterki, gdy się poobkładałam książkami i notatkami z każdej strony, a ja w centrum papierzysk. Ale zawsze mam tak, ze jak przepisuję na czysto, to mimo wszystko coś zmienię, poprawię, ulepszę...
UsuńWow, teraz mnie zaskoczyłaś. Jaki pomazańce, widać, że ostro wówczas pracujesz. Świetny post!
OdpowiedzUsuńPo-tworzę :) Dzięki!
Usuń