piątek, 26 czerwca 2015

Cena złota



Autor: Eleanor Catton
Tytuł: Wszystko, co lśni
Tłumaczenie: Maciej Świerkocki
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 936
Oprawa: twarda z obwolutą
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-08-05418-5

Jak się dorwałam, to… długo czytałam, bo i było co czytać… 931 stron! Ale to już wiecie. Ta recenzja będzie podzielona na podpunkty i wzbogacona kilkoma zdjęciami z książki. To naczinajem twista ;)



AUTORKA: Eleanor Catton urodziła się w 1985 roku w Kanadzie, ale wychowała się i mieszka do dziś w Nowej Zelandii. Studiowała filologię angielską na University of Canterbury, uzupełniając ją kursem Master's in Creative Writing w The Institute of Modern Letters, na Victoria University w Wellington. Jej pierwsza powieść The Rehearsal to praca dyplomowa. Druga to The Luminaries, czyli tomiszcze. Elanor zaczęła ją pisać jako 25-latka. Trwało to dwa lata.

NAGRODA: książka ta otrzymała w 2013 roku nagrodę The Man Booker Prize, czyli Nagrodę Bookera. To najdłuższa w historii książka nagrodzona Bookerem i najmłodsza laureatka tej nagrody!

TYTUŁ: jest wieloznaczny. I złoto lśni, i gwiazdy, i księżyc. Ludzie też mogą lśnić…

BUDOWA POWIEŚCI: muszę tu nadmienić, iż autorka pisząc powieść, zgłębiała tajniki astronomii i astrologii, korzystała z portalu astrologicznego, interaktywnej mapy nieba do wyznaczania pozycji planet i gwiazd, bowiem te ciała niebieskie i ich ułożenie miały duży wpływ na losy bohaterów i wydarzenia. Budowa powieści zależy od faz księżyca (okładka książki!), a ma to ewidentny wpływ na długość rozdziałów i ich tytułów. Powieść składa się z 12 części, a każda rozpoczyna się rysunkiem ascendentu w konkretnym dniu opisywanych wydarzeń. W przypadku czwartej części są dwa ascendenty w odstępie roku.


TYTUŁY ROZDZIAŁÓW: W każdej części są rozdziały różnej długości, za to specyficznie zatytułowane, np.: Jowisz w Koziorożcu, Pierwszy punkt w Baranie, Baran rządzony przez Marsa, Częściowe zaćmienie Słońca itd. A po tytule jest dopowiedzenie, o czym ten rozdział będzie, np.:
PÓŁNOC W SKORPIONIE: Rozdział, w którym aptekarz wyrusza na poszukiwanie opium, czytelnik poznaje w końcu Annę Wetherell, a Pritchard traci cierpliwość i padają dwa strzały.
Ostatnie ok. 100 stron – omówienia rozdziałów stają się coraz dłuższe, właściwie w skrócie przedstawiają akcję, a ich zawartość to1-2 strony, a potem ½ czy nawet 1/3  jakby treść rozdziału była dopowiedzeniem tytułu, ale to wszystko przez fazy księżyca.

MIEJSCE AKCJI: egzotyczne, bowiem to miasteczko Hokitika i jego najbliższe okolice na zachodnim wybrzeżu Nowej Zelandii. W poruszaniu się pomocna jest mapa okolicy zamieszczona na początku powieści oraz rysunek miasteczka na wklejkach. W retrospekcji jesteśmy też na wschodnim wybrzeżu w Dunedin.
-        I jak się panu podoba w Hokitika, panie Staines?
-        Bardzo – odparł chłopak. – To istny tygiel sprzeczności! Macie lokalną gazetę, ale nie macie kawiarni, gdzie można by ją przeczytać. Macie aptekarza, który realizuje recepty, ale nigdy nie można znaleźć doktora, a wasz szpital właściwie nie zasługuje na tę nazwę. W sklepie ciągle brakuje butów albo skarpet, chociaż nigdy jednych i drugich jednocześnie, a hotele przy ulicy Revella serwują wyłącznie śniadania, tyle że przez cały dzień! (s. 883)

CZAS AKCJI: Generalnie lata 60. XIX wieku, czyli czasy gorączki złota w Nowej Zelandii. Akcja zaczyna się 27 stycznia 1866 roku a kończy się 27 kwietnia 1866, po drodze wyraźnie zbaczając na wydarzenia od 27 kwietnia 1865 roku do 14 stycznia 1866. W wypowiedziach bohaterów jest mowa o czasach wcześniejszych, ale to ich wspomnienia. W powieści są dwa przełomowe dni.

GATUNEK: misz i masz, bowiem w powieści odnajdziemy wiele gatunków: powieść przygodowa rodem z Dzikiego Zachodu, powieść historyczna, obyczajówka, romans, kryminał, sensacja

NARRACJA: rzadko spotykana – w pierwszej osobie liczby mnogiej! Początkowo miałam wrażenie, że MY to czytelnik i narrator, ale potem zmieniłam zdanie. Nie wiem do końca, kto opowiada tę historię, kim są narratorzy. Być może jakaś grupka mieszkańców Hokitiki. Narratorzy stopniowo przekazują czytelnikowi coraz więcej informacji, w ten sposób  budując napięcie i podnosząc poziom zaciekawienia. Ujawniają się oni wielokrotnie i po części ingerują w wydarzenia przedstawiane przez poszczególnych bohaterów, poprzez ugładzanie ich opowieści, porządkowanie czy uzupełnianie np.:
Dlatego wytniemy w tym miejscu niedoskonałości i nadamy wojskowy porządek. Zastosujemy własne, specjalne spoiwo do załatania szpar i dziur jego przyziemnych wspomnień i przywrócimy je do życia w postaci nowej konstrukcji, która w pamięci jednostki istnieje jako ruina. (s. 61)

My pozostawimy jednak zebranych w czasie teraźniejszym i ruszymy dalej naprzód w przeszłość. (s. 246)

Z tej przyczyny musimy się tu wtrącić i streścić opowieść Sooka Yongshera w taki sposób, aby dochować raczej wierności wydarzeniom, nie zaś stylowi jego opowieści. (s. 310)
Widać tu wyraźnie stosunek narratorów do bohaterów – pełen zrozumienia i empatii, realnego podejścia, bez idealizowania. Wydarzenia przedstawiane, opowiadane są przez poszczególnych bohaterów, z ich punktu widzenia. Zdarza się, że jedno zdarzenie ukazane jest co najmniej z dwóch perspektyw, dzięki temu czytelnik ma cały ogląd sytuacji.

BOHATEROWIE: Anglicy, Szkot, Irlandczyk, Żyd, Chińczycy, Francuz, Maorys, Nowozelandczyk. Kapelan, polityk, urzędnik sądowy, prawnik, dziennikarz wydawca, bankowiec, poszukiwacze złota, prostytutka, naczelnik więzienia, agent handlowy, agent spedycyjny, aptekarz, bogacz i inni pomniejsi. Istny tygiel! Ale to bardzo ciekawa mieszanka narodowościowa, zawodowa, finansowa, także religijna.
Autorka dzieli postaci na gwiezdne i planetarne. Nie ma tu jednego głównego bohatera. Jest kilku bardzo ważnych, kilku ważnych, kilku miej ważnych, a epizodycznych mało. Jednak każdy z nich po coś jest, ma swoje miejsce w powieści i tajemnice, a w związku z tym zadanie do wykonania. Aha, dominują mężczyźni. Kobiet jak na lekarstwo, tylko dwie, ale za to jakie! Jednak najciekawsze są powiązania między postaciami. Wszyscy mają tajemnice, wszyscy popełniają błędy, ale tylko niektórzy próbują je naprawić. Jedni chcą władzy, inni zemsty, jeszcze inni bogactwa.


Każdy bohater, nawet ten mniej ważny, jest bardzo, ale to bardzo dobrze scharakteryzowany i wyrazisty. Tylko postacie epizodyczne nie są opisane, pozostałe za to skrupulatnie i drobiazgowo przedstawione. Mogłabym rzec, że autorka jest mistrzynią w stwarzaniu i powoływaniu do życia postaci na kartach powieści. Tak szczegółowych i rozbudowanych charakterystyk nigdzie nie spotkałam, tak wiarygodnych i zdawałoby się, że żywcem przeniesionych ze świata realnego do literackiego też nie. Realni z krwi i kości, aż do bólu. Nawet gdy bohater już wcześniej został przedstawiony na 2-4 stronach, to przy różnych nowych wydarzeniach, jego charakterystyka jest uzupełniana. Owe charakterystyki poszczególnych osób wywołują zniecierpliwienie u czytelnika, bo ten chce się dowiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się w Hokitika, a tymczasem pozostaje w zawieszeniu…

FABUŁA, AKCJA: 27 stycznia 1866 roku jest pełnia księżyca. W najmniej popularnym hotelu w mieście, czyli w hotelu Korona, w najmniej atrakcyjnym pokoju, czyli w palarni, na tajnej naradzie spotkało się dwunastu mieszkańców Hokitika, dwunastu niewinnych (12 części, 12 miesięcy, 12 apostołów itd.), którzy próbują rozwikłać zagadkę. Ich wspólne zastanawianie się nad tym, co się wydarzyło 14 stycznia przerywa wejście mężczyzny – 28-leniego Szkota, Waltera Moody’ego, nowy poszukiwacz złota, który dopiero co przypłynął z Dunedin i który to też ma swoje tajemnice. Po wstępnym  przesłuchaniu go przez Balfoura, wciągnięciu w gierki interpersonalne i zaakceptowaniu przez pozostałych mężczyźni po kolei opowiadają swoją wersję wydarzeń, by rzucić światło na tajemnicze wydarzenia. A udział w nich brali wszyscy! Każdy opowiada swoją wersję i ujawnia swoje grzeszki i tajemnice, a te są ze sobą powiązane. Nie wiadomo też, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Narrator cały czas przypomina czytelnikowi, że to tylko opowieści, że nie każdy bohater musi być szczery lub wiedzieć, co się dookoła niego dzieje, no i nie każdy dobrze rozumie po angielsku.
Jeden człowiek nigdy nie powinien ufać drugiemu w ocenie skłonności
i dyspozycji trzeciego. (s. 457)
Jak Walter wszedł do palarni na początku książki, tak wyjdzie z niej w połowie! Opowiadanie wydarzeń sprzed 2 tygodni trwa kilka godzin. A co takiego wydarzyło się 14 stycznia? Otóż samotny, starszy poszukiwacz złota, Crosbie Wells, zapił się na śmierć w domku na swojej działce, ot tak, bez przyczyny. Potem w jego domu znaleziono kilka rzeczy nie pasujących do niego – fiolkę laudanum, złoto, niby nieważny dokument. Miejscowa prostytutka lubiana przez wszystkich, a uzależniona od opium, Anna Wetherell, została znaleziona na wpół martwa na drodze, gdzie w ogóle nie powinno jej być. A na domiar złego tej samej nocy zniknął Emery Staines, złoty chłopak.
To dopiero czubek góry tajemnic! A można się w nich pogubić, zaplątać, zapętlić! Tak jak w ilości wątków można się zagubić. Zwłaszcza na początku… Autorka w najmniejszych szczegółach przemyślała fabułę i do cna ją skomplikowała, co intryguje, ale i irytuje przy takiej ilości stron, no bo kiedy czytelnik pozna prawdę? Tajemnice, zagadki, sekrety sprzed lat, domysły, niedomówienia, niezrozumienia to podstawa tej ekscytującej powieści. Jednak ta pozornie chaotyczna całość stopniowo zmierza do spójnego i logicznego celu. Tok akcji jest nierównomierny – raz ona zwalnia, a po chwili przyspiesza, przy czym obfituje w nagłe zwroty akcji. Tu niczego nie można być pewnym. Autorka myli tropy, wodzi za nos, zmusza do bardzo uważnego czytania, co przy tej ilości bohaterów i tajemnic jest naprawdę utrudnione.

HISTORIA: niejako w tle, a z drugiej strony na pierwszym planie. A wszystko przez gorączkę złota! Do Hokitika przybywają kolejni mężczyźni żądni wzbogacenia się. przedstawione są warunki mieszkalne mieszkańców, ich codzienne życie i relacji, ubiory (moleskinowe spodnie frapują mnie do tej pory!), codzienne menu, powszechne stosowanie i działanie opium i laudanum  na ludzi, laudanum. Wspomniane są także wojny opiumowe. Ale ja najbardziej lubię smaczki, a do takich zaliczyłam: sposób wypłukiwania złota i jego skup, składanie gazety i zamieszczanie w niej ogłoszeń, zawartość ówczesnych gazet (!), kodeks etyczny poszukiwaczy złota, przebieg rozpraw sądowych, nie mówiąc już o formułowaniu oskarżeń (!), przebieg seansu spirytystycznego.

STYL, JĘZYK: a z tym różnie. Rozwlekłe charakterystyki wszystkich bohaterów trochę mnie przytłaczały ową długością, na szczęście akapity łamały tekst, który był już bardziej przyjazny dla oka. W nawiasach dość często pojawiały się dopowiedzenia, zwłaszcza na początku. W pierwszej części powieści wychwytywałam więcej literackości – ciekawe metafory, niezwykłe porównania, język bardzo plastyczny i obrazowy, aż niektóre fragmenty czytałam po dwa razy i się nimi delektowałam:
Shepard umilkł, zastanawiając się, jak ma przedstawić sprawę, z którą przyszedł. Blade światło dnia, padające na biurko Nilssena pod kątem, unieruchamiało kłęby fajkowego dymu, który wisiał nad jego głową, zatrzymując wszystkie wijące się serpentynami nitki w powietrzu, tak jak kamień kwarcu przechowuje i eksponuje kręte żyłki złota. (s. 162)

Nie był winowajcą – nie uczynił nic złego – a jednak miał poczucie winy. Czuł się w coś wplątany, jak gdyby dopuścił się jakiegoś strasznego zła przez sen i stwierdził po przebudzeniu, że jego materac jest umazany krwią. (s. 174)

…a mężczyźni z hotelu Korona, których wzajemny związek został właśnie zszyty jasną nitką czasu i ruchu, nie są przecież odporni na wpływy zewnętrzne, podobnie jak wszyscy ludzie. (s.426-427)
W drugiej części nie ma zbyt wielu tego typu środków poetyckich, prawdopodobnie dlatego, że akcja się zagęszcza i dużo się dzieje, dominują dialogi. Z rzadka tyko da się wyczuć, że akcja nie dzieje się współcześnie.  Znalazłam kilka nowych dla mnie słów np. kalfataż. Czasem zabrakło mi tłumaczenia jakiegoś chińskiego czy maoryskiego zdania. Generalnie styl bardzo dobry, język lekki, czasem jest lekko wystylizowany (wypowiedzi Chińczyków, którzy słabo znają język angielski). Przyjemnie się książkę czyta.

WRAŻENIA: epicki rozmach jest! Bogactwo szczegółów i wiarygodność tamtych czasów też! Mnóstwo tajemnic! Świetny pomysł na fabułę! Początek trochę mnie nudził przez te rozwlekłe charakterystyki. Potem się czułam lekko zagubiona, co spowodował natłok bohaterów i skrywanych tajemnic, zapętlenie akcji, mnogość wątków i koligacji, powiązań. Na szczęście spis bohaterów zamieszczony na początku powieści ratował mnie w takich sytuacjach. Na 401 stronie Moody porządkuje zasłyszane w palarni wydarzenia i wtedy już miałam pewność, co i jak. Później akcja przyspiesza – jedne tajemnice są odkrywane, ale inne dopiero się uchylają rąbka. Druga część powieści tak mnie wciągnęła, że w 2 dni przeczytałam ponad 400 stron. Ale pod koniec czułam się lekko poirytowana i znudzona (patrz tytuły rozdziałów, budowa). Właściwe zakończenie powieści znajduje się dobre 100 stron wcześniej i pozostaje otwarte. A końcówka to po prostu wyjaśnianie wcześniejszych wydarzeń. Tylko im bliżej końca, tym mocniej odnosiłam wrażenie, że coraz bardziej po macoszemu rozdziały były pisane. Uczucia mam mieszane i skrajne.

PODSUMOWANIE: Wszystko, co lśni to wielowątkowa, intrygująca tajemnicami powieść historyczna z akcją sprzed 150 lat i domieszką innych gatunków. To wciągająca i niebanalna powieść o poszukiwaczach złota w Nowej Zelandii, o poszukiwaniu szczęścia i miłości, o nienawiści i chęci zemsty po latach za doznane krzywdy, o realizowaniu marzeń i pasji, o stosunku do złota i pieniędzy, a także przeznaczeniu zapisanym w gwiazdach, które wpływa na życie człowieka. 
Przedstawione w powieści prawdy o człowieku ukazują jego autentyczne oblicze, a jedna z nich brzmi:

Pieniądze to tylko pieniądze, a bieda dobrze robi człowiekowi,
jeśli dotyka go od czasu do czasu. (s. 727)

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

10 komentarzy:

  1. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce, ale już sama jej objętość mnie przeraża, tym bardziej, że dziś skończyłam jedną powieść o podobnej ilości stron i czuję się wypluta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie powieści napisane z epickim rozmachem. To książka zdecydowanie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeeeeju, ale się naczytałaś, a ile się napisałaś. Myślę, że spodobałaby mi się ta książka. I okładka też ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś do tej pory przechodziłam obojętnie obok tej książki, ale Twoja recenzja, pomimo mieszanych uczuć, strasznie mnie zaintrygowała. No i teraz "Wszystko, co lśni" muszę przeczytać! A że jeszcze wszystko rozgrywa się w Nowej Zelandii, to jestem kupiona tym bardziej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężko się zdecydować na takie tomiszcze, więc odkładam je na tzw. "może później" :) Niemniej jednak podziwiam cię za wytrwałość w lekturze! A recenzja ciekawa, przez te odrębne podpunkty staje się bardziej rzetelna i szczegółowa. A cytat na końcu to sama prawda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie pomysł z tymi oddzielnymi punktami przyszedł mi do głowy już pod koniec czytania tomiszcza. Stwierdziłam, że w ten sposób ja się nie pogubię, a czytelnicy będą mieli przejrzystą recenzję.

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.