To
nie będzie post o brzydkich słowach w tekstach, o brzydkich scenach, tylko o
błędach wszelakich, o brzydkich literkach. A do tego postu natchnął mnie
artykuł Olgi Woźniak pt. Uwaga! Książki
zmieniają mózg zamieszczony 1 stycznia br. na stronie m.wyborcza.pl z
wielką bombą! Sami spójrzcie: http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105407,15210453.html
A
tu fragment tego artykułu:
Widzita
czy nie widzita, to co mnie od razu zakłuło w oczy? A na dowód tego, że nie mam oczopląsu tudzież
innych omamów wzrokowych wycinek z mego komputerowego zestawu słowników:
A
i dziś jeszcze w trakcie czytania "zabójczej" książki znalazłam taki
kwiatek:
Bardzo
powszechny błąd językowy, a poprawna wersja brzmi tak:
Już
od dziecka tak mam, że wystarczy mi rzut oka na kartkę, a od razu mój wzrok
wyłapuje błąd i na nim się skupia. Ot taki mały rentgen mam w oczach. Czasem
jest to przekleństwo, gdy człek się
zaczytuje, a tu mu byczek rogiem oczy kole.
Najmniejszy
problem to literówki. W sumie to nie są błędy, to tzw. omyłki. Aczkolwiek
trzeba pamiętać, że brak literki lub jej zamiana na inna mogą sprawić, iż
powstanie nowe słowo, które zmieni nawet sens całego zdania. Tak też się dzieje
przy zgubieniu znaku diakrytycznego.
Rzadko
kiedy wyłapuję światło w środku wyrazu, czyli nieplanowaną przerwę, odstęp. Owe
światło częściej widzę przed przecinkiem czy innym znakiem interpunkcyjnym. A
znaki te stawiamy od razu po ostatniej literze wyrazu, wyjątkiem jest myślnik
wymagający odstępu z obu stron (nie mylić z dywizem). A i brak przecinków mnie
boli, szczególnie w tych podstawowych, oczywistych miejscach.
Jednakże
serce mi się kraje, gdy znajdę błąd ortograficzny i to dużego kalibru! Kiedyś w
trakcie czytania na środku strony zobaczyłam buCHaj. Ja, baba ze wsi,
zgłupiałam, co samiec rozpłodowy krowy ma między nogami! Słownik utwierdził
mnie w przekonaniu, że ów krowy ma jedno przyrodzenie, czyli buHaj. Pamięć
komórek i kojarzenie pisowni wyrazu w przewrotny sposób to moja metoda zapamiętywania
pisowni. Czasem jak nie jestem czegoś pewna, to albo stosuję synonim, albo
piszę obie wersje wyrazu na brudno i na oko widzę, która jest dobra, w
ostateczności sięgam po słownik. Aczkolwiek ostatnimi czasy kilka razy w
trakcie pisania na lapku zdarzyło mi się, że pisząc jakieś słowo robiłam w nim
błąd. Na szczęście podświadomość, szósty zmysł, refleks ratowały mnie przed
wpadką, nim słowo poszło w eter, bo jeszcze przed skończeniem pisania wyrazu,
wiedziałam, że coś pokręciłam. Pisanie na komputerze uwstecznia! Pamięć komórek
zanika (ręka pamięta, jak pisze się dany wyraz).
Czasami
sięgam po słownik ortograficzny, by się upewnić, czy mój poziom wiedzy ciągle
się mieści w normach ortograficznych. Stety niestety wychodzi na moje. O ile
poprawność zapisu wyrazu można sprawdzić w każdej chwili, o tyle trudniejsza
jest sprawa z błędami językowymi. Je także spotykam. Ostatnio na fc zwróciłam
uwagę pewnej firmie kosmetycznej, że w informacji o produkcie mają błąd – w dniu
dzisiejszym. Wystarcz: dziś lub dzisiaj. Podziękowali mi.
A
błędów w książkach, artykułach prasowych czy internetowych nie powinno być. Te
publikacje wpływają na naszą świadomość poprawnej polszczyzny i kształtują ją.
Autor ma prawo czegoś nie wiedzieć, popełnić błąd w rękopisie, maszynopisie.
lecz od tego jest redaktor i korektor, by zniwelować błędy i oddać czytelnikowi
poprawnie napisany tekst. Niewiedza, zbytnia pewność siebie, a może pośpiech
czy wręcz laicyzm mogą zmasakrować nawet najlepszą książkę. Tak było w
przypadku powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej Szósty, którą recenzowałam
TUTAJ.
Trudniejsza
sprawa jest z blogami. Piszą je, prowadzą różni ludzie z różnym wykształceniem.
Szwędam się po świecie blogosfery. Czasem widzę niezłe "kwiatki". Gdy
trafiam na blog, w którym autor sadzi byki, ma problemy stylistyczne i
interpunkcyjne oraz z komputerowym zapisem tekstu, to moja pierwsza wizyta
staje się zwykle ostatnią. Po prostu oczy mnie bolą!
Słowo
pisane upubliczniane, rozpowszechniane powinno być 10 razy sprawdzone,
obejrzane pod każdym kątem, aby nie było brzydkich literek. Czasem nawet przez trzecią
osobę, bowiem autor czy korektor niejako znają tekst na pamięć i błędu nie
widzą, dopóki im się palcem nie pokaże. Dlatego niektóre książki są sprawdzane
przez 2 korektorów. A że większość ludzi jest wzrokowcami, to podświadomie i
nieświadomie może sobie zakodować błędną pisownię.
No
i tym to sposobem wyszło szydło z worka, co ze mnie za człek… :) Mam tylko
nadzieję, że Was nie wystraszyłam. A i przyznam, żem ciekawa Waszej opinii na
poruszony przeze mnie temat.
Ja niestety robię dość sporo błędów, tak mi się wydaje:) Ale potrafię dostrzec rażące błędy i aż mi się czasami smutno robi, bo ludzie piszą, to ich hobby i zamiłowanie, ale równocześnie to także ich wizytówka.
OdpowiedzUsuńTen tekst z Szeherezadą także czytałam:)
Ten tekst poznałam właśnie dzięki Twojemu wpisowi...
UsuńTak właśnie mi się wydawało :)
UsuńI dobrze Ci się wydawało :)
UsuńWiesz ja mam chyba ze 3 rodzaje dysów, ale czytanie mi pomaga...to co mnie dziwi to fakt, że jak piszę reckę na kartce papieru błędów brak, ale na klawiaturze się mnożą...czasem sama czytam kilka razy tekst i szukam błędów, ale uważam, że one są nieuniknione i jakbym miała na to patrzeć to naprawdę nawet niektórych książek nie powinnam czytać...fakt jeśli ktoś pisze w postach "faktóra" albo "gura" to jest rażące, ale co do reszty jestem dość tolerancyjna
OdpowiedzUsuńNiech Cię to nie dziwi. Za moich czasów dużo się pisało w szkole, wyrazy trudne ortograficznie po kilka razy, żeby się utrwaliło - a to właśnie kodowanie pamięci komórek (w dłoni, w głowie). Potem ręka sama już wie, jak dane słowo napisać, a nawet oko widzi różnicę, bo już jest opatrzone z wyrazem. Zaś pisanie na klawiaturze wymaga tylko wciskania klawiszy. I coraz więcej będzie wszelkich rodzajów dys...
UsuńRaczej ciężko się nie zgdzić z tym co napisałaś. Pełno jest błędów w książkach, gazetach a przede wszystkim w internecie. Oczy bolą od podstawowych błędów. Osobiście w ostatnim czasie coraz częściej sama przyłapuję się na tym, że robię gdzieś błąd, ale od razu go poprawiam. Nie ukrywam, że największy problem mam z przecinkami, ale z tym to już walczy mój narzeczony. Mam nadzieję, że moja pisanina nie przyprawia Cię o ból głowy? :)
OdpowiedzUsuń~Natalia
Nie, nie przyprawia :) Taki mały przecinek potrafi zmienić sens wypowiedzi. Moja rada - przeczytać zdanie głośno, a intonacja zdaniowa zrobi swoje, chyba że ktoś czyta byle jak i aby szybciej.
UsuńPS Tobie akurat teraz 2 przecinki uciekły ;)