Autor: Katarzyna Kołczewska
Tytuł:
Kto jak nie ja?
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 480
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2013
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7839-610-9
Anna nigdy nie
chciała mieć dzieci. Nie lubiła ich. Nie interesowały jej. Okazało się, że los
zdecydował za nią. Kiedy w tragicznym wypadku ginie jej siostrzenica z mężem,
okazuje się że Anna jest jedyną osobą, która może zająć się trzyletnią
osieroconą Olą. Inaczej dziewczynka trafi do domu dziecka. Czy uzależniona od
leków i alkoholu, borykająca się z traumą kobieta zdobędzie się na heroizm,
stawi czoło słabościom, lękom i demonom przeszłości? Stawką jest szczęście
dziecka, a w tej walce wszystkie chwyty – szantaż, manipulacja, przekupstwo –
są dozwolone. I czy trzylatka będzie w stanie zaakceptować zupełnie nowe życie,
na które nikt jej nie przygotował? Niezwykle poruszająca, do bólu szczera
opowieść o trudnej miłości, odpowiedzialności i odnajdywaniu szczęścia tam,
gdzie nigdy się go nie szukało.
Są kobiety, które pragną mieć dziecko za wszelką cenę. Są też takie, które nie chcą ich mieć. Jedną z nich była doktor ginekolog Anna Słabkowska, główna bohaterka powieści Katarzyny Kołczewskiej Kto, jak nie ja? Kobieta tuż po 50-tce przebywa na długim bezpłatnym urlopie z powodu swego nałogu – topi smutki, ale one ni groma nie chcą utonąć, zalewa robaka i nie może go zalać, bo on coraz lepiej pływa... A ma w czym, bo przez lata pracy butelkowych dowodów wdzięczności trochę się uzbierało! Do tego dochodzą leki nasenne, uspokajające, przeciwbólowe – całkiem niezły zestaw! A że sama sobie może wypisywać recepty, to korzysta z tego maksymalnie.
Tak
naprawdę to dr Słabkowska nie może wymazać z pamięci niektórych wspomnień. Jej
życie, jak sama przyznaje, to totalna klapa, rozsypało się w ciągu pół roku: Bez prochów nie zasnę. Bez alkoholu nie
dotrwam do wieczora. Nie widuję się z
nikim, nie myję się całymi tygodniami i właściwie nie wychodzę z domu[1].
Nazwisko w końcu zobowiązuje! Kobieta traci rachubę czasu, lecz ma na tyle przytomności
umysłu, by odbierać co piąty telefon, aby nikt się do niej nie włamał w
poszukiwaniu trupa. Jednak rozmowy przez telefon to złość na dzwoniącego,
oburzenie, a nawet wściekłość i rzucenie słuchawką. Te emocje potem trzeba było
zagłuszyć… koktajlem Mołotowa!
Jednak
jeden z tych co piątych telefonów stawia ją na nogi. Dosłownie! Magda, młodsza
siostra pani doktor przekazuje jej, że jej córka z mężem mieli wypadek, gdy po
nią jechali na święta. W szpitalu okazało się, że Paweł zginął na miejscu,
Małgorzata jest w stanie krytycznym, a ich córka 3-letnia Ola jest cała i
zdrowa. Ten ogrom nieszczęścia w przeddzień Wigilii spowodował ciężki zawał u
Magdy. I dla pani doktor zaczęło się pandemonium! W okresie
świąteczno-noworocznym musiała zająć się całą rodziną: rozsypanym kompletnie
szwagrem Robertem, zdezorientowaną dziewczynką i jej bratem Igorem. Opisy tych perypetii to
mieszanina tragedii, ale i komizmu słownego.
Decyzją
rodziny Ola trafia na jakiś czas do ciotecznej babki, dopóki jej babcia nie
wydobrzeje po zawale. Dzięki tej decyzji pani doktor wraca do życia, wskakuje
na właściwe tory. Zrozumiała, że chorobę
można sobie wyjaśnić. Choroba może się zdarzyć każdemu. Ale nałóg to co innego.
Przyznanie się do nałogu to przyznanie się do słabości. Doktor Słabkowska nie
mogła być słaba[2].
Zaczęło się piekło i dla pani doktor, i dla dziewczynki. Kobieta, która nigdy
nie miała dzieci i nigdy nie chciała ich mieć, z dnia na dzień musi zająć się
wychowaniem 3-latki. Idzie jej jak po grudzie. Serce się kraje, czytając opisy
"walki" tych dwóch kobiet. Wściekłość na bohaterkę miesza się ze
współczuciem. Te opisy bolą. A i mała daje jej ostro popalić swymi histeriami.
I nic dziwnego, że Anna Słabkowska wraca do swych nałogów, bo chce mieć święty
spokój. Ciągle wydzwania do siostry z pytaniem, kiedy zabiorą wnuczkę, a oni…
oni się wymigują na różne sposoby. Nie pomagają lamenty w stylu: Chcę spokoju, powrotu do swojego smutnego,
samotnego i przegranego życia! Za to mam codziennie histerie po kilka godzin,
sikanie na dywany i do łóżka. Mam rzyganie po jedzeniu, przed jedzeniem, na
spacerze i po spacerze. Mam wysypki, kupy, nieprzespane noce i setki trudnych
pytań, na przykład, gdzie jest mama![3].
I tak w kółko. A do tego szpital, policja, pogotowie opiekuńcze, sąd rodzinny,
psychiatra… Jak dokładnie potoczą się losy Ani i Oli, sami musicie się
dowiedzieć.
Powieść
Kto, jak nie ja? porusza wiele
ważnych i bardzo trudnych życiowo tematów. Problem alkoholizmu, nadużywania
leków, opieki nad obcym dzieckiem, opieszałości sądów rodzinnych czy tragedii
dzieci w pogotowiu opiekuńczym. Niełatwo się o tym czyta, ale trzeba… trzeba
mieć świadomość istnienia tego typu problemów i walki z nimi. Zwłaszcza wątek
pogotowia opiekuńczego w Toruniu chwyta za serce, szarpie nim do bólu. Tragedia
rodziców każdego z dzieci przekłada się na ich tragedię. To smutne i bardzo emocjonujące opisy w odbiorze. W ogóle
cała książka taka jest, a emocje wywołuje skrajnie różne. Oprócz łez wywołuje
także śmiech, bo cięty język doktor Słabkowskiej idzie w ruch. A z drugiej
strony te sam język rzuca wulgaryzmami i to może niektórych oburzać. Jednak bez
tych wulgaryzmów pewne sceny nie byłyby po prostu wiarygodne.
Mimo
trudnego tematu powieść przeczytałam bardzo szybko. Byłam ciekawa, co dalej. Akcja
jest spójna i dość wartka, bowiem przy małym dziecku człek nie posiedzi, ciągle
coś się dzieje. Opisy są bardzo realne i plastyczne, bo i język prosty, i styl
lekki, a do tego żywe dialogi. Zwłaszcza rozmowy z Olą rozczulają. I tu się
czepnę – jak na 3-latkę to Ola słabo mówiła (mam porównanie z młodszą
bratanicą i córką koleżanki), lecz to może być sprawa indywidualna. Narracja 1-osobowa uwiarygadnia
całą historię. Szkoda tylko, iż między 4. a 15. rokiem życia Oli jest przerwa –
autorka zrobiła przeskok czasowy. Szkoda, bowiem dwie główne bohaterki są
bardzo charakterne i wyraziście nakreślone, zaś czytelnik chciałby dokładnie
poznać ich relacje przez cały czas ich wspólnego życia. Pozostałym postaciom z
powieści również niczego nie brakuje. Ja miałam nie raz i nie dwa ochotę
potrząsnąć Robertem, by w końcu chłop miał własne zdanie i wypełzł spod
pantofla żony, a ją kopnąć w cztery literki, by poczuła się do zajęcia własną
wnuczką, a nie tylko wykręcała się swoim chorym sercem.
Ta
książka porusza i każe zastanowić się nad życiem. Wstrząsa czytelnikiem, ale i
wywołuje delikatny uśmiech zrozumienia, uśmiech przez łzy. Obnaża ludzkie
słabości, nałogi i pokazuje siłę do ich pokonania, siłę dojrzałości i miłości.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Lubię sięgać po takie poruszające książki, szczególnie polskich autorów, więc będę mieć na uwadze tytuł.
OdpowiedzUsuńMiej! Nie będziesz żałować!
UsuńKsiążkę czytałam i bardzo emocjonalnie ją wspominam.
OdpowiedzUsuńNawet widziałam fragment Twojej recenzji w książce ;)
UsuńInteresująco się zapowiada.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mam tak mało czasu, a tak dużo do przeczytania, ale jeżeli biblioteka się zaopatrzy to kto wie.....
Oj, mnie też czasu brak, a stosik wciąż rośnie!
UsuńWydawałoby się, że podobne tematy były przerabiane zarówno w literaturze i filmie, ale mam wrażenie że ta historia ma jakby głębszy wymiar. Z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, tematy i motywy się powtarzają, ale też chodzi o sposób przedstawienia problemu, bohaterów. Naprawdę warto przeczytać!
Usuń