Autor: Milena Wójtowicz
Tytuł:
Podatek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Seria: Kuźnia Fantastów
Tom: 5
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Data wydania: 2005
Oprawa: miękka
Data wydania: 2005
ISBN: 83-89011-53-0
Nieważne,
czy jesteś Smokiem Wawelskim, upiorem Białej Damy, szanowanym arcymagiem na
stanowisku czy prostym wilkołakiem z pobliskiego lasu – magiczny podatek
liniowy cię nie ominie, tak jak jego poborcy. A skoro mowa o Smoku, to zdaje
się, że zalega za kilka lat… Podobno pewne na tym świecie są tylko śmierć i
podatki. Po doświadczeniach z Magicznym Urzędem Skarbowym niektóre upiory
mówią, że śmierć nie jest taka najgorsza…
Coś ostatnio w me ręce wpadają książki z nurtu fantastycznego, fantastyczne lub z elementami fantastyki. Całkiem dobre książki, a przynajmniej takie, które mnie ciekawią i wciągają w swój wyimaginowany świat. Ostatnio w pociągu parskałam śmiechem nad jedną z nich, a była to powieść Mileny Wójtowicz Podatek.
Jest
duże bezrobocie i każda praca jest na wagę złota. Nawet posada poborcy podatków
cieszy się dużym powodzeniem. Do Urzędu Skarbowego w Lublinie trafia
pragmatyczna panna z bagien Monika. Została zarejestrowana jako mag, a to towar
deficytowy w urzędzie. Od tej pory główna bohaterka jest uprzywilejowanym
obywatelem. Posiada kartę maga, kryształ poboru podatków. Zna Prawo Podatkowe
na pamięć. Jeden z paragrafów mówi: Poborca
ma obowiązek pobrać Podatek, Grzywnę, Daninę, Rekompensatę, Opłatę, Spłatę
zgodnie z Prawem Poboru. Poborca, który bez
istotnych powodów odmówi Poboru, podlega karze Grzywny[1].
Samo ściąganie podatków od opieszałych podatników wymaga pomysłowości i sprytu,
bywa zabawne, ale i niebezpieczne…
W
trakcie swej pierwszej akcji ściągania podatków od opieszałych podatników
okazuje się, że coś jest nie tak. Monika ma moc, dziwną moc, którą zaskakuje ją
samą i przełożonych z Lublina i Warszawy. Okazuje się bowiem, że jest rusałką,
a rusałki nie mogą być magami. Sprawa jest bardzo zagmatwana. Monika
wprowadziła niezły zamęt i teraz Urząd musi oddać przysługę magom – odzyskać
tajemniczą księgę, jak się okazuje obiekt pożądania wszystkich magów. Sprawa
dopiero zaczyna się gmatwać! Akcja
momentami przypomina tę z amerykańskich filmów – porwanie, wymuszenie, pościg,
zbrodnia. Nic dziwnego, skoro bohaterowie w sytuacjach kryzysowych wzorują się na
nich i czerpią z nich pomysły na dalsze postępowanie czy rozwiązanie problemów,
czym wykańczają szefostwo…, nie wspominając o wysokich kosztach tych działań.
Co
mnie tak bawiło w tej książce? Po pierwsze sama fabuła – ściąganie podatków od
różnych istot nieziemskich znanych czytelnikowi z bajek, baśni, legend, mitów
już jest intrygujące. Zresztą sami bohaterowie to plejada "gwiazd",
szczególnie gdy są dobrze scharakteryzowani i wyróżniają się nie tylko
wyglądem, ale też osobowością – połączeniem cech fantastycznych istot z typowo
ludzkimi. Choćby rusałka Monika tańczy i rzuca uroki, plecie sieci i pali
błędne ognie, ale jest też bardzo troskliwa, martwi się o innych i nienawidzi
insektów. Wodnik Ślipiak i jego
towarzyszki żaby to kolejni zabawni bohaterowie. Żaby, fanki Umy Thurman, dbają
o wodnika, ale też od niego wymagają – ma np. nauczyć się tańczyć jak Travolta,
co on sam kwituje stwierdzeniem, że
kiedyś płazy były mniej wymagające[2].
Żaby zaś dopatrują się swego pokrewieństwa ze Smokiem Wawelskim. Demonica
Jagienka to była żona Pana Sprawiedliwość (skrzyżowanie Zorro, Batmana i Robin
Hooda, odpłaca oko za oko za krzywdy, jakich zwykłoczłecy doznali ze strony
niezwyczajnych), której właściwym obowiązkiem było pilnowanie ruchu
obustronnego przez znajdujące się na terenie miasta przejście międzywymiarowe,
taka irytująca konieczność świadczenia usług na rzecz miasta i miejscowej
ludności. Na wyposażeniu ma smoka Ideefiksa, który zamienia się w psa. Jednak
co gorsza Jagienka musi spełniać dobre uczynki, i to dwa i pół na tydzień! A że
generalnie była ludziom nieżyczliwa, to stanowiło to dla niej problem, dlatego
wszystkie dobre uczynki skrupulatnie zapisywała, aby się nie pomylić.
Występują
także wampiry z Transylwanii Wilhelm, Wilfred i Pinokio, które nie znoszą
papierosów; wilkołaki; Rycerze Okrągłego Stołu – prywatna bojówka
Stowarzyszenia Magów zwerbowana przez Merlina; Smok Wawelski; Ola, siostra Pana
Sprawiedliwość zamieniona w wampira; trollica pani Halinka; waran Dżodżo.
Pikanterii i sensacji dodają Tajne Służby Magiczne, warszawska mafia i siły
specjalne urzędu! Są jeszcze inni pomniejsi bohaterowie. Prawdziwa mieszanka
wybuchowa… wybuchowa śmiechem, gdy dochodzi do spotkania różnych fantastycznych
istot.
Bawi
też język, jakim posługują się bohaterowie. Widać, iż autorka jest uważną obserwatorką
świata, ma wiedzę na różne tematy i duże poczucie humoru, potrafi bawić się
słowami i kojarzyć, a potem umiejętnie wszystko spleść w mieszankę wybuchową.
Perypetii i paradoksów w tej książce nie brak, choć… świat magii trzyma się praw
logiki formalnej[3].
A że w życiu są pewne tylko śmierć i podatki, więc nic dziwnego, że i od magii
pobiera się podatek. Książkę polecam w ramach śmiechoterapii i oderwania się od
prozy życia. A na koniec kilka zabawnych fragmentów, aby rok zakończyć na
wesoło!
- Jaka to rasa?
– zainteresowała się Monika.
- Włochaty
zimnolubny smok bojowy – wyjaśniła rzeczowo demonica.
- Trochę mały –
zauważył niepewnie Jens [smok był pod postacią psa].
- I tak jest już
wystarczająco upierdliwy – westchnęła Jagienka. – Poza tym w umowie najmu mam
zastrzeżenie, że nie mogę trzymać dużych zwierząt[4].
***
Paląca kobieta
to takie wulgarne. Nie to co za czasów Mickiewicza: „Słuchaj dzieweczko – ona
nie słucha”. Wtedy to były kobiety – rozrzewnił się [wodnik][5].
***
Znietoperzowałam
się i chyba miałam podczas lotu zderzenia czołowe. Nie umiem obsługiwać radaru,
sonaru czy co taki nietoperz tam ma[6].
***
Akurat zrobiło
się ciemno, a widziałam w telewizji, że wampiry zmieniają się w nietoperze i
latają, więc się zmieniłam i poleciałam [szukać smoka]. Tylko że od razu na coś wpadłam, a potem jeszcze raz, i jeszcze raz, i
jeszcze pięć razy. I trochę mi się kręci w głowie od tego wpadania[7].
***
- Tu chodzi o
honor Urzędu! Jako nasz pracownik powinieneś nam służyć wszelką możliwą pomocą.
- Były pracownik
– sprostował wodnik.
- Były… –
zająkał się Łukasz. – A odprawę dostałeś?
- Nie – odparł
ostrożnie Ślipiak.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
W ramach śmiechoterapii mogę zapoznać się z tą książką, gdyż obecnie potrzebuje czegoś takiego rozrywkowego.
OdpowiedzUsuńPolecam!
Usuń