Tytuł:
Wiatr od jezior
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-7779-410-4
Wiatr od jezior
zawsze niósł coś nowego, co zmieniało bieg dotychczasowych spraw. (s. 7)
Tytuł
postu celowo nawiązuje do znanej piosenki Czerwonych Gitar – Wróćmy na jeziora. Kto był na mazurskich
jeziorach, to właśnie na nie powróci, kto nie był, to ma okazję się tam wybrać,
a dokładnie na jeziora powiatu mrągowskiego: Czos, Piłakno, Inulec, Płociczne, Głębokie.
Przewodnikiem będzie najnowsza powieść Katarzyny Enerlich Wiatr od jezior. To ona, oczywiście wraz z autorką, zabierze
czytelnika do Mrągowa i okolic, by ukazać przeszłość tych ziem.
Selbongen
zaczęło się więc wtedy, kiedy bóg wód Perkun objawił się tu ludziom wraz z
pierwszym białym szkwałem i pierwszą burzą. (s. 11)
Współczesne
Zełwągi koło Mikołajek dawniej nazywały się Selbongen. Była to wieś-wyspa
położona między trzema jeziorami i puszczą. Nic dziwnego, że było to bardzo
dobre schronienia dla wodnych i puszczańskich bogów, szczególnie dla boga wody
– Peruna. Ale do czasu. W 1922 roku wiatr od jezior przyniósł nowe – do wsi przybyli
z odległej Ameryki Frank i Max Schmidt z Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w
Dniach Ostatnich z Księgą Mormona w ręku.
Głosili oni dobrą nowinę, ewangelię.
Po
kilku dniach większość mieszkańców wioski przyjęła chrzest, a niebawem odbył
się pierwszy mormoński ślub Bruna i Agaty Bajohr. Mijały lata, a mormońska
społeczność Selbongen nadal żyła w odosobnieniu odcięta od świata przez swe
położenie, dopóki po raz kolejny nie zawiał wiatr od jezior…
Zimowe wieczory
to czas, kiedy Mrągowo pustoszeje i człowiek ma wrażenie, że znalazł się nagle
na końcu świata. Mazurskie rubieże mają to do siebie, że milkną po sezonie,
jakby ktoś zamknął za ludźmi niewidzialną bramę. (s. 45)
Druga
płaszczyzna czasowa w powieści to grudzień 1998 roku. Zima w Mrągowie i na
Mazurach daje się wszystkim we znaki, nie odpuszcza – duży mróz i opady śniegu
to standard, przecież to polska Syberia. Anna Sołowiecka z lokalnego tygodnika
„Głos Mrągowa” ma pełen ręce roboty, kilka rozpoczętych tematów, wiele pomysłów
na nowe, by gazeta była ciekawa i czytana.
Zawód
dziennikarki, który sobie wybrała, bardzo do niej pasował, ale jednocześnie
niszczył ją. Nie pozwalał się skupić dłużej na niczym, bo wciąż był nowy temat,
z którym musiała się zmierzyć. Codziennie coś się działo i nie było możliwości
popracowania na zapas, a potem odpoczynku. (s. 52)
Pewnego
dnia dziennikarka otrzymała smutną wiadomość od dyrektorki Domu Dziecka o
jednej z byłych jej podopiecznych. Marta, przyjaciółka Anny, popełniła
samobójstwo. To wersja policji, lecz dziennikarski nos Ani podpowiadał jej
zupełnie co innego. Anna jako najbliższa osoba zmarłej musi zająć się jej
rzeczami i mieszkaniem. W mieszkanku Marty coś ją niepokoi, dziennikarka dochodzi
do wniosku, że coś jest nie tak. Uważnie wszystko obserwuje i notuje. Zaczęła
dziennikarskie śledztwo.
To było jedyne
miejsce, jakie znał, gdzie pogańskie plemiona składały swoje ofiary, jest to
więc miejsce przez krew tamtych ofiar w pełni uświęcone. (s. 114)
W
międzyczasie anonimowy rozmówca poinformował dziennikarkę, że na Wygonie za
Zełwągami na kamieniu znaleziono zabite i spalone zwierzę oraz ślady krwi. Oprawca
nie miał litości dla zwierzęcia, więc Ania jedzie to sprawdzić. Okazuje się, iż
na kamieniu ofiarnym leżą szczątki sarny, a w śniegu karteczka z dziwnym
tekstem. Dziennikarka doskonale wie, że policja zlekceważy to zgłoszenie, dlatego
sama postanawia się dowiedzieć prawdy. W dodatku ma przeczucie, że śmierć przyjaciółki
i ofiary ze zwierząt coś łączy, a przy okazji powstanie ciekawy artykuły.
Jeśli tego nie
przeżyjesz, to dobrze o tym nie napiszesz. My, dziennikarze, jesteśmy naprawdę
jak hieny. Bazujemy na tym, co najbardziej dotyka ludzi, by opisywać to w
sposób rzetelny i prawdziwy. (s. 67)
Ale
to nie wszystkie sprawy, którymi w tym momencie zajmuje się dziennikarka. Jej kolejny
temat to sprawa mrągowskich bezdomnych i zorganizowanie im pomocy. O pomoc w
odnalezieniu rodziny prosi ją czarnoskóry Amerykanin Bernard Mulunda Mayingo
Bajohr. Rozmowa z obcokrajowcem prowadzi dziennikarkę do Zełwąg i do
odtworzenia historii wsi, gdyż wszystkie tropy prowadzą do Zełwąg, zaś
dociekliwość dziennikarska do… różnych wydarzeń, ale o tym dowiecie się z kart
powieści.
Anielski patrol
wkracza do akcji. Czas rozpocząć misję. (s. 81)
Katarzyna
Enerlich też ma misję. W powieści Wiatr
od jezior autorka porusza bardzo wiele istotnych tematów. Ważne jest, w co
wierzyli mieszkańcy mazurskich ziem, ponieważ musieli wierzyć w jakieś bóstwa, w
jakiegoś Boga, szczególnie w trudnych czasach. W Zełwągach i okolicy zaczyna
się wiara od bóstw pogańskich, przez religię Żydów, Mormonów do
chrześcijaństwa. Bo na ziemiach mazurskich zawsze był tygiel
religijno-narodowościowy.
Mormoni to
dobrzy ludzie. (s. 107)
Drugi
ważny temat w powieści to wątek społeczny, ważny niezależnie od czasu wydarzeń.
Mieszkańcy Zełwąg tworzyli zżytą społeczność, pomagali sobie w trudnych
sytuacjach. Także mieszkańcy Mrągowa tworzą taką społeczność i nie pozostają
obojętni na los bezdomnych. Ludzie reagują na zło i okrucieństwo, chcą pomóc
złapać mordercę zwierząt.
To
obraz życia mieszkańców pod koniec lat 90. XX wieku. Czytelnik ma okazję
przyjrzeć się im, obserwować ich relacje i zachowania oraz emocje, poznać ich
myśli i skrywane sekrety, być z nimi w chwilach dobrych i złych, szczególnie
Annie Sołowieckiej, która znów chętnie związałaby się z policjantem Jackiem. Przechadza
się ulicami Mrągowa, zagląda do mrągowskiego szpitala i Domu Dziecka, do
siedziby lokalnego tygodnika i do lokum bezdomnych. Poznaje pracę dziennikarską
niemalże od podszewki, towarzyszy dziennikarzom w trakcie pracy (autorka była
dziennikarką przez krótki czas), a przy okazji poznaje historię i okolice oraz
zostaje wplątany w dwie kryminalne sprawy – śmierć młodej bibliotekarki oraz
składanie ofiar ze zwierząt na kamieniach w okolicach Mrągowa.
Dobro na świecie
istnieje i ma różne oblicza. (s. 236)
Tę
prawdę w swej książce Katarzyna Enerlich udowadnia wielokrotnie, tak przy
okazji. Jednak przede wszystkim czuć miłość autorki do ziemi mazurskiej, do mrągowskiej
ziemi. Pani Kasia mieszka koło Mrągowa, czerpie z bogactwa tej ziemi pełnymi
garściami, więc dokładnie wie, o czym pisze. Literackim językiem opisuje barwną
historię ziemi mazurskiej, jej piękno i mieszkańców. Bazując na faktach,
cytatach z Biblii, pamiętnika Ezry
Bensona, obrazach życia pod koniec lat 90. XX wieku oraz swej bujnej wyobraźni
wykreowała taki świat przedstawiony, w którym pozacierane zostały wszelkie
granice. Kompozycja tej powieści jest podobna do poprzedniej książki autorki. Tu
także przeszłość miesza się z teraźniejszością, co wyraźnie zaznaczają tytuły
rozdziałów. Fakty z przeszłości splatają się ze współczesnymi i razem tworzą
barwną mozaikę ziemi mazurskiej i jej mieszkańców.
Samo południe, a
ona tu stoi i patrzy, jak błękit nieba oplata kontur Ratusza, jak dęby
piramidalne, rosnące na początku promenady prowadzącej do jeziora Czos, wcinają
się wysoko w ten błękit. (s. 279)
A
na koniec trochę prywaty, w końcu mieszkam w sąsiednim powiecie, znam Mrągowo i
znam autorkę… Wraz z narratorem spacerowałam po Mrągowie, przyglądając się
znanym mi miejscom. Miasto jak żywe! Przypomniałam sobie podróż pociągiem z
Mrągowa do Olsztyna (jednym z ostatnich) w tamtym czasie, który w powieści jest
czasem fabularnym. Wspomniany chleb smażony w jajku to smak mego dzieciństwa,
ale i jako dorosła osoba czasami jeszcze sobie go robię i zajadam ze smakiem. O
zimach na Mazurach autorka napisała samiuśką prawdę, co mogę potwierdzić
własnymi doświadczeniami. I nie dziwota, że w powieści pada sformułowanie „polska
Syberia”. Ważnym bohaterem dla mnie była wspomniana Maria Dönhoff, hrabina
pochodząca z Prus, której rodzina w sąsiedniej wsi miała pałac, a ona sama była
ostatnią z rodu Dönhoffów. Więc się nie dziwcie, że dla mnie ta książka jest bardzo
bliska i może bardziej subiektywnie ją odbieram niż inni czytelnicy, blogerzy.
Wróćcie
na jeziora, poczujcie wiatr we włosach, może coś się wydarzyć. Powieść polecam absolutnie
i bez wyjątku wszystkim mieszkańcom Mazur oraz ludziom zakochanych w Mazurach i
tym wszystkim, którzy jeszcze nie gościli w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Mam w planach tę książkę. Uwielbiam prozę autorki :)
OdpowiedzUsuńTo czekam na Twoje wrażenia. :)
UsuńKsiążka mnie zaciekawiła, a same Mazury są przepiękne :) Uwielbiam robić zdjęcia takim krajobrazom :)
OdpowiedzUsuńMazury cud Natury!
UsuńNie znam twórczości autorki, więc będę miała ją na uwadze :)
OdpowiedzUsuńMiej! :)
Usuń