Tytuł:
Wszystko wina kota!
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-8083-539-9
Czasami ze złych rzeczy wychodzą dobre. (s. 123)
No
właśnie… czasami. Ale dobre i to! Kiedy ma się kota, to i wina się znajdzie,
wina też! I to w całkiem sporej ilości. W powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej
Wszystko wina kota! win było wiele,
ale to kot został głównym sprawcą… miłości. I wystarczył jeden!
Kot
James czasami musiał mieć dość swej pani, która według niego chyba cierpi na
rozdwojenie jaźni. Raz jest normalną kobietą Lidią Makowską, a raz Różą Mak,
bestsellerową pisarką piszącą w zaciszu domowym i zapominającą o całym bożym
świecie. O nim też. Nic dziwnego, że James swoimi tajnymi kocimi ścieżkami
przemierza kilka długości kocich łap, by po chwili znaleźć się u sąsiada swej
pani na jego poduszce.
Nie ma czegoś
takiego jak brak weny. Jest po prostu śmierdzące lenistwo, którego się nie
leczy. (s. 20)
Kiedy
Róża pisze kolejną powieść o miłości, żyje tylko życiem swoich nowych
zakochanych bohaterów. Rzadko je i pije, rzadko się myje, rzadko odbiera
telefony, w ogóle nie wie, co się wokół niej dzieje, na szczęście wie, gdzie
jest toaleta. Nawet jej agentka i przyjaciółka w jednym – Karolina ma problem z
dodzwonieniem się do Róży, częstszy kontakt ma za to z Lidką. Róża żyje w swoim
kokonie i nie interesuje ją życie na świeczniku. Ma wielu fanów, udziela
wywiadów, ale ukrywa się pod pseudonimem i nie ma zamiaru upublicznić swego
wizerunku. Tak jest jej dobrze. Lecz w końcu ugina się, zgadza się na
telewizyjny wywiad, lecz stawia jeden warunek. Wywiad ma przeprowadzić inna
osoba ukrywająca się pod pseudonimem.
Nie można
wiecznie chodzić po kobiercu z róż. (s. 260)
Jednak
jest ktoś, kto ją pisarkę denerwuje i kto już przy kończeniu pisania powieści
przyprawia jej zmartwień. To czołowy, poczytny i opiniotwórczy bloger ukrywający
się pod pseudonimem Jack Sparrow. Jest jednym z pierwszych czytelników kolejnej
powieści Róży. Jego opinie są trafne, ale nieco ironiczne i zgryźliwe. Jack
czepia się konkretów odnoszących się do świata realnego, punktuje wszelkie
niedociągnięcia Róży Mak… No bo jak to się całować w łóżku zaraz po
przebudzeniu, kiedy ma się oddech smoka? No jak???
Każdy ma
kłopoty, Karolina. Każdy ma jakieś sekrety, przeszłość, która się za nim
ciągnie. Ale nie można się poddawać. (s. 147)
Lidka
w chwilach dobrych i złych może liczyć na swoje trzy przyjaciółki, one na nią
też. „Czteroosobowa grupa wsparcia na telefon” spotyka się w nagłych
przypadkach. Babskie zloty to dzielenie się problemami i radościami, muzyka,
filmy oraz przekąski i wino. Efekt – dobre rady, uporządkowanie emocji i
relaks, o kacu nie wspomnę. Uśmiech, łzy i procenty! Bo każda z nich ma swoje
problemy.
Życie jest o
wiele łatwiejsze, gdy ma się takie przyjaciółki. Problemy nie znikają w
magiczny sposób, ale na pewno są łatwiejsze do rozwiązania. (s. 265)
Karolina
samotnie wychowywała dziecko. Po 21 latach zjawia się jej były, pierwsza miłość
i dawca nasienia dla jej syna. A z drugiej strony jest ktoś, kto się zaczyna
interesować nią jako kobietą. Tatiana to szefowa w korporacji, singielka. Dość
nieoczekiwanie dla niej jej serce zaczyna bić szybciej do jej pracownika,
informatyka Ariela. Sęk w tym, że on jest od niej dużo młodszy. Aneta od 17 lat
jest szczęśliwą żoną i matką. Wszystkie przyjaciółki jej tego zazdroszczą, lecz
nie wiedzą, że w jej życiu zaczyna coś złego się dziać. Aneta zauważa zmianę w
zachowaniu męża, a po stłuczce zaczyna być bliżej z właścicielem uszkodzonego
pojazdu. Singielka Lidka żyje w świecie swoich romansów, choć zauważa sąsiada i
obserwuje go po kryjomu. Ten wysoki i przystojny mężczyzna o boskim ciele
ostatnio często przynosi jej kota i widzi ją w stanie nienadającym się do
oglądania. To osobisty trener, Jeromi Szpak, którego ona nazywa Surferem.
Nie da się
wiecznie trwać w romantycznym uniesieniu. Czasami warto mocniej uderzyć o
ziemię. Ale trzeba zrobić to razem. (s. 260)
Autorka
ukazuje miłość w czterech odsłonach, a nawet pięciu, jeśli się weźmie pod uwagę
sytuację Karoliny. Udowadnia starą prawdę – miłość nie wybiera, przychodzi
znienacka i bierze czyjeś serce we władanie. A przy okazji pisze wprost, jak to
z miłością jest:
Życie to nie
tylko cholerne kwiatuszki. Czasami to pot, krew i łzy. I nie tylko romantyczne
płatki róż. Czasami to tłusty i prosty hamburger. Tego chce od życia i tego
chce od ciebie. Niekiedy kwiatków i dywanu z płatków, a niekiedy prostej
strawy, po której powiesz mi, kto spierdolił ci dzień. (s. 284)
Pani
Agnieszka doskonale wie, jak władać suspensem, sterować emocjami bohaterów i
komplikować im życie, aby czytelnik nie mógł odłożyć książki choć na chwilę.
Nawet wprowadzone do tekstu wulgaryzmy czy przekleństwa są tak dobrze
wkomponowane w wypowiedzi postaci i w sytuację, w której on się znajduje, iż
nie odczuwa się ich negatywności, tylko emocjonalność i dosadność. Akurat tej
autorce wychodzi to idealnie.
Nie można żyć
przeszłością, rozpamiętywać porażek i należy czasami wykazać się zdrowym
egoizmem, pomyśleć choć przez chwilę tylko o sobie. (s. 166)
Zdrowy
egoizm to pozytywna cecha i warto ją w sobie rozwijać, by nie zatracić siebie
dla kogoś. To jedna ze wskazówek, mądrości życiowych pojawiająca się w
powieści. Bo książka i bawi, i relaksuje, i przy okazji uczy bycia w związku,
radzenia sobie z problemami, uczy życia. I to w rytm muzyki, gdyż książka jest
nią nasycona. Padają tytuły utworów i wykonawcy. Szkoda, że nie można w trakcie
czytania posłuchać tych wymienionych utworów. Naprawdę do książek pani
Agnieszki powinny być dołączone CD z książkową playlistą.
Muzyka była dla
mnie inspiracją, odpoczynkiem, siłą napędową i relaksem. (s. 29)
Wszystko wina
kota!
to ponoć romantyczna komedia omyłek, choć moim zdaniem to trochę za dużo
powiedziane. Romantyczna komedia wystarczy, bo ilość omyłek jest mała i raczej
przewidywalna, co z kolei już aż takie śmieszne nie jest. Na pewno dawki
śmiechu zagwarantują niektóre dialogi czy emaile wymieniane między Różą a
Jackiem okraszone ironią. Na pewno jest to romans w czterech aktach ze względu
na ilość przyjaciółek. Może trochę też naciągany z tego powodu, że wszystkie
bohaterki w jednym czasie znajdują miłość, a przynajmniej ulegają męskiemu
zauroczeniu. Wyobraźnia i fikcja literacka są w stanie wykreować najróżniejsze
scenariusze i sytuacje. Przyznam szczerze, że największe zaskoczenie to danie
główne w czasie ciąży – wysokokaloryczne w wersji romantycznej! I dziękuję za
Mazury!
Większość
wydarzeń i zwrotów akcji można samemu przewidzieć i to dużo wcześniej, ale mi
to nie przeszkadzało w oddaniu się lekkiej lekturze w wakacyjny czas i
zapomnieniu o teraźniejszości… Z ironicznym uśmiechem na ustach, czasem łezką w
oku. No bo przecież… Wszystko wina kota!
Trochę szkoda, że nie psa!
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Ten kot mnie bardzo zachęca do lektury.
OdpowiedzUsuńCzytałam! Genialna książka, która rozbawiła mnie do łez ;)
OdpowiedzUsuńWakacje kojarzą mi się właśnie z lekkimi lekturami, więc bardzo możliwe, że po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńO tak, na wakacje czasoumilacze wskazane są jak najbardziej.
UsuńTo lekka nieco słodka lektura, tak to odbieram... wobec tego jest to idealny tekst na lato! Muszę w końcu dopaść tego kota 😊
OdpowiedzUsuńTylko nie zrób mu krzywdy, bo wiesz... on ma misję! ;)
UsuńBardzo lubię i cenię sobie twórczość autorki, ale muszę szczerze przyznać, że powyższa książka najmniej mi się podobała ze wszystkich powieści w dorobku pisarki.
OdpowiedzUsuńBo to zupełnie inny gatunek, może nie do końca pasujący do autorki.
UsuńŚwietna książka. Z lekkich książek na wakacje polecam też "Prokuratora" Pauliny Świst. Przeczytałam w 2 wieczory, bardzo wciąga :D
OdpowiedzUsuńO "Prokuratorze" nie słyszałam. Dzięki za cynk!
UsuńMoje must read. ;)
OdpowiedzUsuńNo to read, read! :)
Usuń