Tytuł:
Pewnego lata
Tłumaczenie:
Piotr Kuś
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 391
Oprawa: miękka
Data wydania: 2013
Oprawa: miękka
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7674-274-8
Choć
Karen i Val są siostrami, nigdy nie były sobie dość bliskie. Kiedy Val jeszcze
jako nastolatka wyjechała z rodzinnego miasteczka do Nowego Jorku i Chicago,
robić karierę aktorską, na Karen spoczął obowiązek opieki nad matką. Teraz, po
wielu latach, Val musi powrócić, by pomóc siostrze. Okazuje się, że Val miała
znacznie więcej niż jeden powód, by stąd wyjechać. Wypadek samochodowy w
przeciągu kilku chwil obraca w perzynę życie Scotta i jego plany na przyszłość.
Mężczyzna jest przekonany, że nigdy już nie wróci do muzyki i stracił nadzieję
na odzyskanie sprawności w lewej ręce. Za namową matki, niechętnie zgadza się
objąć stanowisko prowadzącego chór kościelny. Nawet się nie spodziewa, jak
wiele zmieni to w jego bezbarwnym życiu. David i jego mała córeczka Victoria
właśnie przeprowadzili się do miasteczka z St. Louis. Dziewczynce bardzo
brakuje tragicznie zmarłej matki, trudno jest jej się odnaleźć w nowym
otoczeniu. Kiedy jednak David spotyka w gabinecie fizjoterapeutycznym córkę
jednej ze swoich nowych pacjentek... Piękna opowieść o sile wiary i więzów
międzyludzkich oraz zadziwiającym splocie wydarzeń, który – pewnego lata –
zetknął ze sobą losy kilkorga ludzi...
Wprawdzie za oknem jesień, ale ja zatęskniłam za ciepłem i słońcem, dlatego sięgnęłam po książkę Pewnego lata Irene Hannon. I się nie zawiodłam. Było mi ciepło na ciele i na duszy, bowiem to bardzo ciepła książka.
Na
początku narrator przedstawia głównych bohaterów w krótkich rozdziałach: Karen,
zapracowana rozwódka, która ma pod opieką nastoletnią córkę z nogą po udo w
gipsie oraz apodyktyczną matkę po zawale; Val, młodszą siostrę Karen, która
pracuje w szkole średniej, czasami dorabia jako modelka, ale przede wszystkim
trzyma się z daleka od domu rodzinnego; rehabilitanta Davida, który wraz z
5-letnią córką Victorią przeprowadzają się do Waszyngtonu; jazzmana Scotta,
który tuż u progu sławy po udanym koncercie i podpisanym kontrakcie jako jedyny
z zespołu przeżył wypadek samochodowy. Są jeszcze inni bohaterowie. Ważna jest
postać Margaret, matki Karen i Val, której apodyktyczność, oschłość,
manipulacja ludźmi doprowadziła do różnych nieszczęść. Jest też nastoletnia Kristen,
która ma swoje humory i za wszelką cenę chce, aby rodzice się zeszli.
Val
przyjeżdża na całe lato do Waszyngtonu, małego miasteczka koło St. Louis, aby
odciążyć siostrę i zająć się matką. A zajmuje się rodzicielką na różnych
frontach. Także zmienia jej dietę na zdrową (zabrakło mi przepisów). Wozi matkę
na rehabilitację i tam poznaje Davida. W soboty przy okazji wspólnych zakupów
spotyka się też z siostrą na kawie. Ich szczere rozmowy wyjaśniają wiele spraw
z przeszłości, dzięki czemu teraźniejszość staje się o niebo lepsza. Siostry
stają się przyjaciółkami. Z kolei Karen chodzi w środy na próby chóru
kościelnego. Dotychczasowa dyrygentka przeprowadziła się i jej etat
zaproponowano Scottowi, który na czas rekonwalescencji zamieszkał u matki. Losy
bohaterów splatają się i przenikają, a oni sami wpływają na zmiany, które
dzieją się w nich i w innych. Kompleksy, ból, żal, gorycz, poczucie winy, rozpacz
przytłaczająca bohaterów od wielu lat, przyczyny oschłości i apodyktyczności
tkwią w nich od lat, ponieważ w ich przeszłości miały miejsca tragiczne
wydarzenia. Jednak i w ich życiu zachodzą pozytywne zmiany. Stopniowo do głosu
dochodzą pozytywne emocje – pojawia się zrozumienie, wybaczenie, radość, a nawet
miłość. Ale i łzy się pojawią, gdy przeczytacie List do nienarodzonego dziecka. Bardzo emocjonalny, wstrząsający do
głębi, poruszający najczulsze struny w człowieku.
Ważną
rolę w życiu mieszkańców odgrywa pastor, który jest swoistym terapeutą. Rozmowy
wiernych z nim to jak seanse psychoterapeutyczne. Pastor jest mądry życiowo i
doświadczony. Może dlatego, że późno przyjął święcenia i się ożenił, bo
wcześniej pochłaniało go życie korporacyjne. W osobnym poście przytoczę Wam
kiedyś jego historię o odciskach stóp. Tak mi się ona spodobała, że tę stronę
sobie skserowałam.
Czego
się obawiałam w trakcie czytania? Że przytłoczy mnie "religijność" w
tej powieści. Na szczęście autorka umiejętnie wplotła wątek Boga i nie czuć
przytłoczenia. Część bohaterów wierzy w Boga, uczęszcza regularnie na msze,
angażuje się w działalność okołokościelną, zaś druga część pogubiła się,
przestała wierzyć, odwróciła się od Boga i w Niego zwątpiła. To pastor swoimi
szczerymi rozmowami zachęca ludzi do rozmowy z Bogiem, bowiem w modlitwach chodzi o szczerość, a nie o
doskonałość techniczną. Dobra modlitwa jest jak rozmowa z najdroższym
przyjacielem. Z wiarą i otwarciem eksponujemy w niej wszystko, co nam leży na
sercu. Bo słuchanie Boga może przybierać różne formy, chociaż przede wszystkim
wymaga wielkiej koncentracji. Jego głos często jest szeptem w naszej duszy[1].
A przy tym podkreśla, iż
ludzie też mogą być źródłem wielkiego
dobra. Czyniąc cuda, Bóg często posługuje się ludźmi[2]. Być może
dzięki temu religijnemu wątkowi niektórzy czytelnicy odnajdą drogę do Boga, a
wiara innych się wzmocni.
A
książka… początkowo wydała mi się trochę nijaka, ale im bardziej się w nią
wczytywałam, tym bardziej mnie ona wciągała. Nie ma tu dynamicznej akcji czy
też nieplanowanych jej zwrotów. Życie w małym amerykańskim miasteczku w czasie
lata toczy się normalnym, lekko leniwym rytmem, jednak problemy osobiste
niektórych mieszkańców i ich przemiany zewnętrzne oraz wewnętrzne sprawiły, że powieść
przeczytałam bardzo szybko. Każdy z nas może taką przemianę przejść, wystarczy
chcieć, wystarczy posłuchać innych, wystarczy zdać sobie sprawę z własnych
błędów.
Opisy
wraz z przemyśleniami bohaterów są zrównoważone z dialogami. Sami bohaterowie
to zwykli ludzie, którzy niczym nie wyróżniają się spośród innych, ale są
bardzo naturalnie i realistycznie nakreśleni. Fabuła jest umiejętnie
skonstruowana, dzięki czemu czytelnik nie gubi się w jej wielowątkowości. Tu
wszystko jest spójne i logiczne. Niektórych rzeczy można się domyśleć, ale to
nie jest jakimś minusem dla tej książki. Wielkim plusem jest mądrość życiowa
przemycona w dialogach... niby niechcący. Pewnego
lata to zwyczajnie niezwyczajna książka.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
GRUNT TO OKŁADKA
Trochę szkoda, że nie ma dynamicznej akcji, no i ten nudny, nijaki początek. Zastanowię się jeszcze nad tą książką.
OdpowiedzUsuńBo to typowa obyczajówka...
UsuńCałkiem ciekawie się zapowiada. Lubie takie książki, z których można zaczerpnąć mądrości życiowej.
OdpowiedzUsuń