Tytuł:
Chce się żyć
Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 256
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2014
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-7747-940-7
Jest
rok 1981. Na świat przychodzi Mateusz Rosiński. Poród był trudny, jednak nikt
jeszcze nie stwierdził u dziecka jakiejkolwiek choroby. Diagnoza – porażenie
mózgowe – zostanie postawiona później, a jej konsekwencje zaważą na całym życiu
Mateusza. Według lekarzy chłopiec będzie wiódł całkowicie bierny żywot. Nigdy
nie będzie mówił, chodził, ale przede wszystkim nigdy nie zrozumie tego, co
dzieje się wokół niego. Jest jednak inaczej. Chłopiec prawidłowo rozwija się
intelektualnie, jednak jego ułomne ciało nie pozwala mu na komunikację z
otaczającym go światem. Przez lata Mateusz obserwuje zmagania swoich rodziców
zarówno z trudną sytuacją polityczną w Polsce, jak i z ich własnym dramatem,
jakim jest choroba ukochanego syna. Obserwuje jak dorasta i zaczyna dorosłe
życie jego rodzeństwo, wielokrotnie próbując zamanifestować swoje zdanie i
przekazać światu wiadomość – nie jestem rośliną. Uda mu się to dopiero wiele
lat później, dzięki uporowi jednej ze specjalistek, która zauważy sygnały
wysyłane przez Mateusza.
Chce
się żyć to wzorowana na prawdziwych wydarzeniach, niepokorna opowieść o
ogromnej woli życia osoby skazanej przez świat na milczenie. Historię poznajemy
z punktu widzenia Mateusza, co pozwala czytelnikowi poznać to dziwne
doświadczenie zamknięcia we własnym ciele, całkowitego braku zrozumienia przez
otoczenie i bezsilności. Opowieść Mateusza nie ogranicza się jednak do jego
zmagań z chorobą. Mateusz jak każdy inny chłopiec, a później mężczyzna,
przeżywa trudy dorastania, pierwszą miłość, tęsknotę i samotność.
Czasami życie nie rozpieszcza, człek wpada w dołek, dołek zamienia się w dół i ciężko z niego wyjść samemu. Pomocna może się wtedy okazać odpowiednia książka. Taką na pewno jest książka Macieja Pieprzycy Chce się żyć. W końcu po nią sięgnęłam, w końcu ją przeczytałam, choć w T-shircie z TYM napisem paradowałam już kilka razy. Z przodu optymistyczny biały napis, a z tyłu różne znaczki. Szkoda tylko, że koszulka czarna, a wiadomo, z czym kojarzy się czerń. Jeszcze film przede mną.
Powieść
opowiada o życiu Mateusza Rosińskiego. A właściwie to sam Mateusz opowiada o nim
jako narrator pierwszoosobowy, choć nie jest autorem. Wszystko zaczęło się 5 V
1981 r. Poród kleszczowy okazał się brzemienny w skutkach dla małego chłopca.
Po jakimś czasie stwierdzono u niego czterokończynowe porażenie mózgowe.
Mateusz zdaniem lekarki specjalistki był wybrykiem natury. Późniejsze testy
wykazały, że jest również rośliną. Ale niby jak Mati miał przejść testy, skoro
nie mógł w dłoni utrzymać klocka, skoro nie mógł pokierować ręką, by trafić
klockiem do odpowiedniego otworu, a to wszystko należało wykonać w odpowiednim
czasie. Normalnie złość człowieka ogarniała, gdy czytał opisy z udziałem
lekarki specjalistki z dużą warstwą pudru na twarzy. Dla niej najmniejsze
przejawy inteligencji były zwykłym mimowolnym odruchem! Ten, kto sam cierpi, lepiej zrozumie kalekę[1].
Coś w tym jest!
Mateusz,
najmłodsze dziecko państwa Rosińskich, był ich oczkiem w głowie, choć matka chowała syna w domu, chowała przed
ludźmi i światem, bo się wstydziła, bo nie chciała pogodzić się z jego
kalectwem. Takie to były czasy, że na ulicach ludzi niepełnosprawnych nie było
widać, nie mówiło się o nich, jakby ci ludzie nie istnieli. Ale w domu
Mati był otaczany szczególną opieką –
rodzice bardzo go kochali i starali się mu nieba przychylić. Ojciec pokazywał
mu ciała niebieskie i niejako z pomocą astronomii tłumaczył zasady życia.
Nauczył syna uderzać pięścią w stół jak prawdziwy mężczyzna, co się później
chłopcu przydało w życiu. Matka nie dawała za wygraną, nie mogła się pogodzić z
diagnozą lekarki i za wszelką cenę chciała nauczyć syna chodzić. Ćwiczyła jego
kończyny, pionizowała i uczyła stawiać kroki. Starszy brat Tomek również
otaczał Matiego opieką, ale taką bardziej braterską i męską, choć i potrafił
wykorzystać jego kalectwo do zarobienia kilku groszy czy zdobycia towaru ze
sklepów bez stania w kilometrowych kolejkach. Tylko starsza siostra Matylda nienawidziła
brata, była o niego zazdrosna.
A
Mati miał swój świat – rozumiał wszystko, co się do niego mówi, był bardzo
spostrzegawczy i pojętny, szczególnie uwielbiał oglądać program „Sonda”.
Nauczył się poruszać po podłodze jeżdżąc na plecach i odpychając się lewym
łokciem i prawą nogą. Pajączkowanie na coś się przydało. Tylko nie mógł mówić.
Jego gulgania, próby nawiązania rozmowy, nikt nie rozumiał. Jego próby
zwrócenia na coś uwagi brano za ataki. Światły umysł zamknięty był w pancerzu
ciała. Chłopak nie mógł nic zrobić.
Wiele
się w jego życiu wydarzyło, zwłaszcza gdy trafił do ośrodka. To tam po wielu
latach ktoś w końcu zauważył, ktoś w końcu zrozumiał, do kogoś w końcu dotarło,
że Mati nie jest rośliną, tylko inteligentnym człowiekiem. Alfabet Blissa
okazał się być tym ogniwem w łańcuszku, którego do tej pory w życiu Mateusza
brakowało. Od tej pory wiele się dobrego wydarzyło w jego życiu. I prasa pomogła,
i dobrzy ludzie, i łut szczęścia.
Mateusz
nie poddaje się, walczy od małego o siebie i kontakt z otoczeniem. Jego
gulgania są tłumaczone na ludzki i język i wtedy czytelnik może poznać bystrość
umysłu chłopca, przebłyski jego geniuszu, spostrzegawczość, autoironiczne
wypowiedzi czy nawet złośliwe komentarze. Oj można się pośmiać, czytając teksty
Matiego. W jego historii nie brak optymizmu i woli walki. Dzięki telewizji Mati
ma ogromną wiedzę, której niestety nie może wykorzystać. Ale gdy w końcu
nawiązał porozumienie z otoczeniem, napisał sztukę i wiersze. Szkoda, że tylko
jeden wiersz został zamieszczony w książce, bo chce się więcej. Poza tym tak
jak każdy człowiek przechodzi wszystkie etapy – dzieciństwo, młodość, śmierć
ojca, pierwszą miłość, pierwsze rozczarowanie, rozstanie z bliskimi. A w tym
wszystkim najważniejsze były gwiazdy i…cycki! Tak, Mateusz uwielbiał cycki,
gapił się na nie i dawał punkty w swej 10-stopniowej skali.
Książka
podzielona jest na 7 części, a w ich obrębie są numerowane rozdziały. Czyta się
ona sama, bo tak wciąga opis życia bohatera i jego zmagań z brutalną
rzeczywistością. Owszem, momentami są trudniejsze fragmenty w odbiorze, które
karzą się zatrzymać i zastanowić nad życiem. Tu nie ma koloryzacji, tylko
fakty. Autor i narrator nie szczędzą czytelnikowi brutalnych opisów, zwłaszcza
przedstawiając pobyt chłopca w ośrodku. W państwowej placówce nagromadzenie
ludzkiego nieszczęścia przybiera apogeum. Oburzenie miesza się ze wzruszeniem,
zaś wstręt i wstyd z pięknem i dobrocią. Jednak i w takim miejscu można być
szczęśliwym, można odnaleźć człowieka w człowieku, można zacząć żyć pełna parą
i wygrać z ułomnym ciałem.
Książka
poruszy każdego. Jednak przede wszystkim daje nadzieję, napawa optymizmem,
motywuje do wali z samym sobą zwłaszcza ludzi, którzy borykają się z jakimiś
fizycznymi ograniczeniami. Po prostu… chce się żyć!
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Niezwykła historia niezwykłego człowieka. Mimo swojej ułomności z nie poddaje się, walczy od małego o siebie i kontakt z otoczeniem. To szalenie wzruszające. Jestem pełna podziwu dla niego. Książkę oczywiście chętnie poznam, jak również z ciekawością zobaczę film.
OdpowiedzUsuńTo prawda, historia niezwykła! Każdy powinien przeczytać tę książkę!
UsuńOd dziś jest to dla mnie lektura obowiązkowa! Tym bardziej, że poruszana w powieści tematyka, wcale nie demotywuje, tylko wręcz przeciwnie, napawa optymizmem.
OdpowiedzUsuńTo prawda, daje optymistycznego kopa ;)
UsuńFilmu nie oglądałam, ale książkę muszę przeczytać. Historia Matiego jest trudna, ale pełna nadziei. Podziwiam go i jego rodziców.
OdpowiedzUsuńTak, nadzieja umiera ostatnia! Książka powinna być obowiązkową lekturą :)
Usuń