sobota, 24 stycznia 2015

Historia choroby



Autor: Magdalena Zimniak
Tytuł: Białe róże dla Matyldy
Wydawnictwo: Prozami
Liczba stron: 297
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-63742-14-0
 



Po nagłej śmierci rodziców Beata próbuje odzyskać spokój. Nie jest to łatwe, ponieważ krótko po pogrzebie pojawiają się śledczy, podając w wątpliwość tezę o wypadku. Z każdym dniem w głowie Beaty wykluwa się więcej pytań, a znalezione przez nią pamiętniki ciotki Matyldy rzucają nowe światło na przeszłość całej rodziny. Odkrywane tajemnice zachwieją życiem kobiety. Żadna wartość nie pozostanie pewnikiem.

Blurb, tytuł i okładka nie zapowiadały, że treść książki Magdaleny Zimniak Białe róże dla Matyldy aż tak mnie zaskoczy i mną trochę potrząśnie. Wprawdzie początek mnie nużył, bo nie lubię, gdy każda prozaiczna czynność życiowa jest skrupulatnie opisywana. Akcja pochłonęła mnie n a całego dopiero wtedy, kiedy Beata zaczęła czytać pamiętnik swej starej ciotki Matyldy i dała się wciągnąć jego treści.
Wszystko zaczęło się od tragicznego wypadku samochodowego rodziców Beaty, w którym oboje zginęli. Po pogrzebie na cmentarzu zasłabła ciotka Matylda, siostra matki. Trafiła ona do szpitala, ale ktoś musiał zaopiekować się jej kotami. Padło na siostrzenicę. Ta będąc już w jej domu zauważyła na szafce stare zeszyty. Z ciekawości zajrzała do jednego z nich i zaczęła czytać. Treść tak ją wciągnęła, iż zapomniała o bożym świecie. A że lektura była dość obszerna, to zabrała ją do swojego domu. W sekrecie przed mężem i ciotką Beata Tyszkiewicz po kryjomu czytała pamiętnik Matyldy. W dodatku okazało się, że wypadek nie był wypadkiem, tylko morderstwem…

Te dwie sprawy burzą codzienny spokój głównej bohaterki i narratorki w jednym. Młoda kobieta już sama nie wie, w  co ma wierzyć, komu ma wierzyć, kto jest kim i czyim właściwie jest ona dzieckiem. Na własną rękę rozpoczyna prywatne śledztwo. Pytań jest mnóstwo. A ledwo na ich część znajdzie odpowiedź, to przybywają nowe pytania. Sytuacja zamiast się rozplątać, to jeszcze bardziej się gmatwa. Z pamiętnika wyłania się bowiem zupełne inne oblicze Mat, bo tak woli ciotka by ją nazywano. Ale to wcale nie jest skrót od jej imienia. Ta prawda mnie zaskoczyła. Zresztą nie ta jedna w tej powieści.
Matylda zaczęła pisać pamiętnik w wieku 16-lat. Pamiętne urodziny wpłynęły na jej psychikę, ale bardziej relacje w rodzinie – zazdrość o starszą, piękniejszą i mądrzejszą siostrę, brak okazywania miłości ze strony ojca, za to specyficzny i bolesny system kar za jej przewinienia oraz głupiutka matka. Nastolatka znalazła sposób, by być w centrum zainteresowania rodziny, by czuć miłość wszystkich jej bliskich. Po co pisze pamiętnik?
Prowadzę pamiętnik nie jedynie po to, żeby upamiętnić zdarzenia i własne odczucia, celem jest również uporządkowanie myśli. Choruję nie wyłącznie z tego powodu, aby mieć kontrolę. W moim życiu do tej pory nie było miłości, dlatego wydawało się jałowe i puste. Zły stan zdrowia przewraca wszystko do góry nogami. Zaczynają mnie kochać, a przynajmniej takie mam wrażenie. Rozkwitam dzięki temu, czuję się bogata duchowo. To jednak coś więcej. Ja również zaczynam kochać i świat zyskuje nowy wymiar[1]. Oj, tak! Matylda kochała, jednak na swój własny i pokręcony sposób. Umysł ludzki ulega potwornym odchyleniom[2]. Matylda stała się inteligentnym potworem, suką chroniącą własny tyłek, gotową usunąć ze swej drogi każdego, kto zagrozi jej bezpieczeństwu. Sterowała wszystkimi dookoła. A jako lekarz znała różne sposoby. Jej zawód miał dwa oblicza – anioł chorych w szpitalu, w domu – potwór w ludzkiej skórze.
Pamiętnik to dokument szaleństwa. Kolejne jego fragmenty czytałam z zapartym tchem. Z niedowierzaniem, z przejęciem, z szokiem w oczach i otwartą buzią. Nie wiedziałam, że jest taka choroba. Nie wiedziałam, że ma tak drastyczny przebieg. A z drugiej strony ciężko mi było uwierzyć, że tak długo nikt się nie zorientował w sytuacji, że tyle zła i nieszczęść może dotknąć jednego człowieka… Z jednej strony współczułam Matyldzie, z drugiej jej nienawidziłam, za to co zrobiła.
Podobnie reagowała Beata, a że ją to osobiście dotyczyło, to nic dziwnego, że kobieta mało w obłęd nie popadła. Prawda ją osaczała, pozbawiała złudzeń, rozrywała serce, niszczyła rodzinę i wspomnienia, powodowała utratę zaufania do bliskich, a także pozbawiała tożsamości. Kobieta szamocząc się między różnymi wersjami prawdy, miedzy wątpliwościami i hipotezami ucieka od kochającego męża Konrada. Pomagają jej różni spotkani przypadkowo ludzie, w tym księża. Kobieta utrzymuje kontakt jedynie z podkomisarzem Potrzebowskim, prowadzącym śledztwo w sprawie morderstwa jej rodziców. Czasami lepiej zostawić robotę specjalistom, niż samemu bawić się w domorosłego śledczego i przeżywać katusze.
Rozwiązanie zagadki śmierci rodziców Beaty było dla mnie lekkim zaskoczeniem, bo obstawiałam innego sprawcę. A i samo zakończenie powieści mnie zaskoczyło. Zastanawiałam się, czy Matylda nie postawiła kropki nad i w rodzinnej sprawie. Na dwoje babka wróżyła…
Powieść Białe róże dla Matyldy to przerażający obraz ciężko chorej psychicznie kobiety, studium jej przypadku i odkrywania prawdy po latach przez Beatę. To obraz wielopokoleniowej rodziny z jej głęboko skrywanymi tajemnicami. Autorka dogłębnie scharakteryzowała główne bohaterki rodzinnego dramatu, przedstawiła ich psychikę i motywy, myśli oraz czyny. I za to duży plus. A przy tym całość napisana jest prostym, lekkim stylem, choć temat bardzo trudny i poruszający w odbiorze. Podobał mi się zabieg narracyjny polegający na przenoszeniu się w czasie z Matyldą. Niby Beata zaczyna czytać pamiętnik (kursywa), a po chwili ona wraz z czytelnikiem (normalna czcionka) przenoszą się do wydarzeń sprzed lat i niejako z boku obserwują poczynania Matyldy. Ten stylistyczny zabieg dodał życia pamiętnikarskim opisom. Uwiarygodnił je.
Książkę polecam każdemu. Mimo nużącego początku i trudnej problematyki osób chorych psychicznie fabuła wciąga i nie pozwala odetchnąć, podnosi adrenalinę i budzi skrajne emocje. Wstrząsa człowiekiem. 

Książka przeczytana w ramach wyzwań:


[1] M. Zimniak, Białe róże dla Matyldy, Poznań 2014, s. 102.
[2] Ibidem, s. 196.

8 komentarzy:

  1. Wstrząsnęła mną ta książka i to dogłębnie. Niezwykła historia, która aż kipi od emocji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie takie książki sprawiają,że pragnę i kocham czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro tematyka jest tak ciekawa i poruszająca, to nawet nie straszny mi ten nużący początek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nużący w mej ocenie, więc nie wiem, jak Ty go byś oceniła.

      Usuń
  4. Ta książka ma tak przyciągającą okładkę, że i bez Twojej recenzji, pewnie po nią wcześniej czy później bym sięgnęła. A tak jeszcze dobiłaś leżącego i teraz muszą ją już po prostu mieć na półce! :)

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.