wtorek, 17 lutego 2015

Zima w sanatorium



Jak to w sanatorium – człek się leczy i biega na zabiegi. Ale nie tylko! Chciałam jechać do Gołdapi również ze względu na to, co się dzieje po zabiegach. Tutaj dwóch animatorów prężnie działa – wycieczki, dansingi, dyskoteki, karaoke, ogniska itd., itp. Wprawdzie na wycieczki nie jeżdżę, bo okolice i Wilno od dawna mam pozwiedzane, lecz "rozrywam się" inaczej.
Spacery są normą. I tak po drodze do miasta spotkałam Bałwankową rodzinkę, do której się na chwilę przytuliłam. Notabene ktoś miał wspaniały pomysł i świetnie go zrealizował:

Mrozów wprawdzie nie ma, ale zima na północy kraju jako tako się trzyma, więc ognisko w zimowej krasie wygląda tak:


Ale nie byłabym sobą, gdybym nie dopadła konia!




Wena, koń zimnokrwisty, ciągnęła sanie po lesie tuż przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim. Taaaak, byłam na kuligu. Prawie półgodzinna przejażdżka była pełna wrażeń z przechyłami na czele. W pewnym momencie koleżanka musiała mnie mocno przytrzymać, bym nie wypadła z sań.



A na koniec musiałam jeszcze Wenę pogłaskać i nakarmić. Jadła mi chleb z ręki i… w którymś momencie cała ma długa dłoń zginęła w pysku konia. Czułam zęby, język i ślinę, ale nie zostałam ugryziona. Po prostu koń wolał pyszny chleb, a ja potem wycierałam dłoń w śniegu.  



Zaś we wtorek wybrałam się na warsztaty rękodzieła, ot dodatkowe ćwiczenia manualne na me chore rączki. A oto moje dzieło – kartka wykonana techniką IRIS:



6 komentarzy:

  1. A u mnie nawet grama śniegu, dlatego patrzę z nutką zazdrości na ten cudny krajobraz. Miłego wypoczynku życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. kuruj się kuruj! zdjęcie ogniska boskie! u mnie zero śniegu!

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.