Jak
to w sanatorium – człek się leczy i biega na zabiegi. Ale nie tylko! Chciałam
jechać do Gołdapi również ze względu na to, co się dzieje po zabiegach. Tutaj dwóch
animatorów prężnie działa – wycieczki, dansingi, dyskoteki, karaoke, ogniska
itd., itp. Wprawdzie na wycieczki nie jeżdżę, bo okolice i Wilno od dawna mam
pozwiedzane, lecz "rozrywam się" inaczej.
Spacery
są normą. I tak po drodze do miasta spotkałam Bałwankową rodzinkę, do której
się na chwilę przytuliłam. Notabene ktoś miał wspaniały pomysł i świetnie go
zrealizował:
Mrozów
wprawdzie nie ma, ale zima na północy kraju jako tako się trzyma, więc ognisko
w zimowej krasie wygląda tak:
Ale
nie byłabym sobą, gdybym nie dopadła konia!
Wena,
koń zimnokrwisty, ciągnęła sanie po lesie tuż przy granicy z Obwodem
Kaliningradzkim. Taaaak, byłam na kuligu. Prawie półgodzinna przejażdżka była
pełna wrażeń z przechyłami na czele. W pewnym momencie koleżanka musiała mnie
mocno przytrzymać, bym nie wypadła z sań.
A
na koniec musiałam jeszcze Wenę pogłaskać i nakarmić. Jadła mi chleb z ręki i…
w którymś momencie cała ma długa dłoń zginęła w pysku konia. Czułam zęby, język
i ślinę, ale nie zostałam ugryziona. Po prostu koń wolał pyszny chleb, a ja potem
wycierałam dłoń w śniegu.
Zaś
we wtorek wybrałam się na warsztaty rękodzieła, ot dodatkowe ćwiczenia manualne
na me chore rączki. A oto moje dzieło – kartka wykonana techniką IRIS:
Miło spędzasz czas...
OdpowiedzUsuńStaram się :)
UsuńA u mnie nawet grama śniegu, dlatego patrzę z nutką zazdrości na ten cudny krajobraz. Miłego wypoczynku życzę.
OdpowiedzUsuńTeraz mamy małe mrozy... :)
Usuńkuruj się kuruj! zdjęcie ogniska boskie! u mnie zero śniegu!
OdpowiedzUsuńNiedługo wrzucę inne zdjęcia z kuracji ;)
Usuń