Autor: David Safier
Tytuł:
Marna karma
Tłumaczenie:
Inez Okulska
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 304
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-241-51913-2
KONKURS „KSIĄŻKA ZA LEPIEJA” – TUTAJ
Czy trzeba zostać mrówką, żeby nauczyć
się być człowiekiem? Na to pytanie musi odpowiedzieć sobie sławna prezenterka
telewizyjna, która po śmierci odradza się jako mrówka i w kolejnych wcieleniach
zbiera dobrą karmę dobrymi uczynkami, po to, żeby odpokutować swoje winy i
odnaleźć szczęście. „Dzień, w którym umarłam, nie bardzo był przyjemny. I to
wcale nie z powodu śmierci. Jej udało się zająć dopiero szóste miejsce w
rankingu najgorszych momentów całego dnia...” – zaczyna swoją opowieść Kim –
trzydziestodwuletnia kobieta sukcesu. Najsławniejsza prezenterka telewizyjna,
żona mężczyzny idealnego i matka cudownej pięciolatki. Najgorszy moment
numer jeden nastąpił po jej nagłej śmierci, kiedy to ogromna mrówka, która
przedstawiła się jako Budda, poinformowała Kim, że ponieważ nie była dobra dla
innych, odrodziła się jako mrówka. I teraz ma się postarać być lepsza. I dalej
Kim opowiada, jak to w kolejnych wcieleniach zbierała dobrą karmę dobrymi
uczynkami. Historia zabawna, absurdalna, galopująca przez coraz bardziej
nieprzewidywalne zdarzenia i kolejne progi reinkarnacji. Przez różne kraje i
światy podziemne. Mamy tu Casanovę w różnych wcieleniach i Buddę. Wielki świat
i świat zwykłych ludzi. Zaskakujące światy owadów i czworonogów… I wiele,
wiele wielkich miłości…
Zanim zaczniecie czytać poniższą recenzję, zastanówcie się, czy jesteście dobrymi ludźmi i ile dobrych uczynków spełniliście… w tym życiu. To ważne. Dlaczego? Żebyście się nie przestraszyli konsekwencji na przyszłość, tak jak to było z główną bohaterką powieści Marna karma Davida Safiera.
Kim
Lange jest wielką gwiazdą telewizji niemieckiej. Ma rodzinę, ale nie poświęca
jej zbyt wiele czasu i uwagi, kariera jest dla niej ważniejsza, nawet bardziej
niż urodziny córki. Kim właśnie otrzymała prestiżową nagrodę, spędziła upojną
noc w ramionach przystojnego kolegi po fachu z konkurencyjnej stacji i wyszła
na balkon hotelu... Niby nic takiego, ale kto by przewidział, że akurat tej
nocy do atmosfery dostanie się stacja kosmiczna, której 2% nie ulegnie
spaleniu? Kto by przewidział, że jedna z części centralnie trafi w
dziennikarkę? I to jaka część?! Gwarantuję, że ze śmiechu spadniecie z krzesła!
Tak absurdalną sytuację trudno sobie wyobrazić, a co dopiero przewidzieć!
Kiedy
Kim doszła do siebie po zderzeniu z pewnym elementem stacji kosmicznej stwierdziła,
iż ma ogromną głowę, okropny odwłok, 6 odnóży, 2 ekstremalnie długie czułki!
Wypisz, wymaluj – mrówka! Tak, to była Kim w swym nowym zwierzęcym wcieleniu.
Dlaczego mrówka? Bo nie zasłużyła na nic innego, bo była niedobra dla innych.
Dołączyła do takich sław jak Dżyngis Chan, Giacomo Casanova,Einstein…
Przed
obliczem mrówki Kim staje mrówka Budda, który jest odpowiedzialny także za
dusze niewierzących. Budda zawsze przyjmuje taką formę, w której odradza się
dana ludzka dusza. Jako mrówka Budda udziela rady mrówce Kim:
Postaraj się
zatem zrobić wszystko, co w twojej mocy,
by nowe życie
okazało się lepsze. (s. 41)
Ba!
Nie jest to takie proste, skoro jest się charakterną egoistką z parciem na
szkło. Ale życie weryfikuje nasze postawy. Reinkarnacja jednak istnieje, jak
się przekonała na własnej skórze albo chitynie główna bohaterka. Zaczęła nowe
życie w mrowisku od starcia ze swą przełożoną. Jej dziennikarska elokwencja i
wyszczekanie co i rusz sprowadzało na nią kłopoty. Jak się łatwo domyśleć, jej
życie nie trwało zbyt długo. Znów się ocknęła jako mrówka. I tak kilka razy.
Trudno być dobrym, skoro przeważnie było się złym.
I
tak od kilku wcieleń mrówki, poprzez świnkę morską, cielę, dżdżownicę, stonkę
ziemniaczaną, wiewiórkę, psa beagle’a, aż do ludzkiego ciała:
Stwierdziłam nie
tylko, że są to ludzkie ramiona, ale też że składają się prawie wyłącznie z
wałków tłuszczu, które u zawodnika sumo mogłyby być powodem do prawdziwej dumy.
Kiedy już udało mi się usiąść, ze smutkiem zobaczyłam, ze owe wałki mają całą
rzeszę krewnych na brzuchu oraz nogach. I cała ta krągła rodzinka przelewa się
swobodnie… (s. 207)
Narratorka
niektórym swoim wcieleniom poświęca dużo uwagi i szczegółowo opisuje swe
przeżycia i doświadczenia ze swadą i humorem, inne zaś traktuje po macoszemu.
Trochę szkoda, bo traci na tym czytelnik – ma mniej powodów do płakania i
pękania ze śmiechu. Kolejne zwierzęce wcielenie zależy od ilości zdobytej
dobrej karmy, jednak musi być ona zdobyta nie z pobudek egoistycznych, by Kim
mogła wrócić do swej rodziny i naprawić krzywdy, ale wynikać z odruchu serca, z
dobroci serca. Tylko wpierw trzeba mieć serce… Kim go szuka, bowiem chce
odzyskać męża, córeczkę, zaś przyjaciółkę w roli nowej narzeczonej ślubnego
odstawić na boczny tor.
W
trakcie jednego z wcieleń mrówki Kim odkrywa, iż nie jest jedynym człowiekiem
po reinkarnacji w ciele owada. Współtowarzyszem niedoli staje się słynny
kochanek – Giacomo Casanova. Ten to dopiero ma pod górkę! Ponad sto wcieleń i
dalej jest mrówką. Trudno zmienić nawyki i naturę. Nawet królowej mrówek
Casanowa nie odpuszcza! Ale dzięki Kim udaje mu się nazbierać dobra karmę i
opuścić mrowisko:
Pani nawet nie
wie, jak bardzo zachwyca mnie powrót do gromady ssaków! I wie pani, madame, na co się najmocniej raduję? Na
uciechy cielesne. (s. 133)
Wyobraźcie
sobie świnkę morską i uciechy cielesne! Casanowa nie przepuści żadnej samicy.
Kwestie moralne zawsze przedstawia w wygodny dla siebie sposób.
Miłość nie jest
przecież żadnym powodem do abstynencji. (s. 176)
Zazdrość
bynajmniej nie jest przeszkodą dla miłości. (s. 187)
Nawet
gdy go nie ma na scenie, to o poczynaniach kochanka wszech czasów dowiadujemy
się z krótkich wpisów z jego pamiętnika. To małe perełki językowe, ukazujące
kunszt wysławiania się w każdej sytuacji.
Jego wypowiedzi charakteryzuje wysoki styl, starodawne słownictwo, inna
składnia, dobre maniery i szacunek okazywany rozmówcy z dozą kokieterii.
Autorowi
trzeba przyznać (tłumaczowi też), że świetnie włada językiem. Cięte riposty,
trafne spostrzeżenia, niekonwencjonalny dobór słów oraz środki artystyczne
powodują, że czytelnik śmieje się praktycznie cały czas, a to z obgryzionych
paznokci i klęski głodu, a to z niedomogów intelektualnych, a to z
prześladowczyń szybkich niczym amerykańskie
oddziały specjalne nafaszerowane amfetaminą. Lekki styl niemieckiego pisarza
sprawia, że książka czyta się sama, w dodatku szybko i przyjemnie, zaś uśmiech
nie znika z twarzy. Słowa nie są frazesami, niosą ze sobą wartość ponadczasową,
bowiem komizm słowny i sytuacyjny to nie jedyna wartość książki.
Ważniejsze
jest nasze doczesne życie, które autor ukazał w nieco absurdalny sposób.
Poprzez kolejne zwierzęce wcielenia i zbieranie karmy autor skłania czytelnika
do głębokiej zadumy nad własnym bytem i postępowaniem na co dzień. Książka jak
żadna inna dociera do człowieka i jego pokładów człowieczeństwa, do
przewartościowania swego życia i pójścia tą lepszą drogą, nawet gdy nie wierzy
w reinkarnację. Życie po śmierci jest okropne, ale i ci, którzy żyją, nie mają
lekko, dlatego:
Jedyny i wyłączny
sposób zbierania dobrej karmy polega
na pomaganiu
innym istotom. (s. 201)
Pomagajmy
innym i zaczytujmy się Marną karmą, aby
nazbierać jak najwięcej tej dobrej i przejść wewnętrzną metamorfozę. Gorąco
polecam! Refleksje gwarantowane! Ubaw po pachi też ;)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Tematycznie książka mnie nie zainteresowała, więc tym razem jednak dam sobie spokój.
OdpowiedzUsuńTrzeba ją traktować z lekkim przymrużeniem oka albo całkiem poważnie.
UsuńJa ostatnio coś mam jakiś dołek czytelniczy i ciężko mnie zadowolić :)
UsuńDołki trzeba przeczekać, a potem się wdrapać na wzgórza... :)
Usuń