To jest już koniec, nie ma już nic, ja jestem
wolna, mogę już iść….
Złożyłam
dwa podpisy na papierkach i poszłam sobie do domu, a właściwie pojechałam. Cóż, life is brutal and full of zasadzkas… Choroba doprowadziła do
tego, że moje życie uległo diametralnej metamorfozie. Dziś oficjalnie
rozwiązałam umowę o pracę. Nie jestem już belferką, a byłam nią przez
kilkanaście lat. Jestem rencistką, młodą rencistką… Jakoś mi ciężko na duszy i
łza się w oku kręci…
Jak to młodzież mówi: www.żal.pl
;)
Szukam otwartego
okna, skoro ktoś zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Otwierają się Marto nowe perspektywy przed Tobą i jestem przekonana, że się odnajdziesz w swej nowej rzeczywistości "wolnego człowieka". Tego Ci życzę z całego serca.
OdpowiedzUsuńBędę Ci kibicować. Teraz najważniejsze jest zdrowie.
To prawda, zdrowie najważniejsze, a ono mi ostatnio dopisuje. Zapewne masz na myśli pisanie książek... :)
UsuńNie przejmuj się. To że zakończyłaś jeden etap w Twoim życiu wcale nie oznacza, że nic za rogiem cię nie czeka. Przeciwnie. Dobrze wypatruj, bo może niebawem los się do Ciebie uśmiechnie. Ja w to mocno wierzę!
OdpowiedzUsuńBędę wypatrywać i wyglądać przez okno :)
UsuńCoś trzeba skończyć, by coś się mogło zacząć. Zarażam Cię moim optymizmem. Głowa do góry i buziaki :)
OdpowiedzUsuńA takie zarażenie się jest jak najbardziej wskazane :)
Usuń