wtorek, 24 lutego 2015

W afrykańskim upale



Autor: Katherine Scholes
Tytuł: Żona myśliwego
Tłumaczenie: Anna Zielińska
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
Data wydania: 2010
ISBN: 978-83-247-1656-2




Wielka miłość sprawiła, że Australijka Mara związała się z Johnem, myśliwym organizującym safari w Afryce, i zamieszkała z nim w Tanzanii. Po trzech latach firma chyli się ku upadkowi, a Mara, zdradzona przez męża, czuje się samotna i opuszczona. I wówczas na farmie pojawia się barwna ekipa z Hollywood, by kręcić film. Dom ożywa. Mara czuje się znów potrzebna. Między nią a słynnym z urody i wierności żonie głównym aktorem Peterem rodzi się uczucie.

Afrykę kocham wielką miłością. Nawet w pokoju na ścianie stworzyłam sobie małą Afrykę z dekoracji welurowych – wioskę afrykańską i sawannę. Dlatego też czytanie powieści Katherine Scholes Żona myśliwego sprawiło mi prawdziwą przyjemność.
Historia opowiedziana jest z punktu widzenia głównej bohaterki – Australijki Mary, która zakochała się w afrykańskim myśliwym Johnie Sutherland i przybyła na Czarny Ląd. W Tanzanii wraz z mężem prowadzi posiadłość Raynor Lodge. Jednak brak klientów daje się we znaki i posiadłości grozi widmo bankructwa. John zatrudnia się na 5 tygodni do safari daleko od domu, zaś Mary zostaje sama na posterunku z nielicznymi czarnoskórymi pracownikami. Nagle jak grom z jasnego nieba dostaje propozycję, aby przez 2 tygodnie gościć ekipę filmową. Mało tego, dostaje również ofertę bycia dublerką głównej postaci w filmie – Lillian Lane.
Musisz być zdolna do odejmowania trudnych decyzji. Afryka nie jest dla mięczaków[1]. I taka jest prawda. Mara pod nieobecność męża jest nie tylko żoną myśliwego, zostaje dla służby bwaną memsahib. To ona teraz rządzi, to jej muszą się wszyscy słuchać. Na szczęście Menelik, Kefa, Tomba i inni czarnoskórzy wszystkie polecenia wykonują bez szemrania. Mara traktuje ich z szacunkiem, a i oni potrafią ukryć przed gośćmi jej wpadki (pierwszego dnia zaspała). To ona sama organizuje pobyt ekipy filmowej, wszystkiego dopilnowuje, potem skupia się na pomaganiu filmowcom, dubluje Lane.

Lecz oprócz widma bankructwa posiadłości Mara ma jeszcze inny problem natury osobistej. Mimo że od 3 lat jest mężatką, to nie zaszła w ciążę, choć bardzo pragną z mężem mieć dzieci. Problemy się nawarstwiają, bowiem od kilku miesięcy bohaterka wie o zdradzie męża z córką klienta. Małżonkowie się oddalają od siebie: Z nagromadzenia niewypowiedzianych słów wyrasta niemożliwy do skruszenia mur[2]­.
Na pierwszej uroczystej kolacji Mara zwierza się ekipie filmowej ze swoich kłopotów i wówczas słyszy znamienne słowa: Prawie zawsze wszystko się w końcu układa. Nie wiedzieć czemu, przychodzi odmiana, kiedy człowiek najmniej się tego spodziewa[3]. Aż chce się zanucić „Los się musi odmienić”… Czasami człowiek musi sięgnąć dna, by potem było dobrze.
Co mnie urzekło w tej książce? Pięknie opowiedziana historia niespełna 30-letniej kobiety z jej punktu widzenia. Praca na planie filmowym to dla niej nie tylko przygoda, ale i wielkie wyzwanie organizacyjne, a dla czytelnika podejrzenie pracy na planie filmowym, poznanie tajników kręcenia filmu od podszewki ze wszystkimi aspektami, radościami i bolączkami, np. finansowymi. A to wszystko się rozgrywało w niepewnych czasach po uzyskaniu niepodległości Tanzanii.
Do opisu bieżących dni w sposób bardzo naturalny wplecione zostały wspomnienia bohaterki o jej dzieciństwie w Australii, historia poznania jej męża czy odkrycie zdrady. Mara nie tylko opowiada, ale i analizuje sytuacje, swoje emocje, zadaje sobie wiele pytań, na które próbuje znaleźć odpowiedź, co nie jest łatwe. A na dodatek między nią a głównym bohaterem w filmie, aktorem Peterem Heath’em zaczyna się rodzić uczucie. Zakazane uczucie…, bowiem oboje są w związkach małżeńskich.
Ja szczególną uwagę zwracałam na opisy piękna Czarnego Lądu. Zwłaszcza zwierząt. Przejście lwa z zakrwawionym pyskiem po polowaniu tuż przed nosem filmowców, ratowanie małego bawołu z błota. I słonie – to im autorka poświęciła najwięcej uwagi, choć w moim odczuciu zbyt mało. To na nie polował jej mąż. No i zabrakło mi kuzynek żyraf…
Powieść Żona myśliwego czyta się sama. Akcja toczy się normalnym rytmem i przenosi czytelnika na afrykańską sawannę i jednocześnie na plan filmowy. Nie ma zbyt wielu zwrotów akcji. Całość wydaje się bardzo naturalna w swej fabule i sposobie narracji, a każdy z bohaterów, niezależnie od tego, kim jest na kartach powieści, to postać z krwi i kości, która na pewno zaskarbi sobie serce czytelnika. Samo zakończenie byłoby w porządku, gdyby nie epilog przenoszący czytelnika w czasie o 25 lat – wydał mi się on całkowicie zbędny, nie wiem, czemu miał służyć.
Jeśli macie ochotę na poznanie historii Mary i przeniesienie się na jakiś czas do Tanzanii na plan filmowy, to gorąco zapraszam do lektury.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:


[1] K. Scholes, Żona myśliwego, Warszawa 2010, s. 154.
[2] Ibidem, s. 278.
[3] Ibidem, s. 92.

8 komentarzy:

  1. Książki o Afryce to ja zawsze chętnie.. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi niezwykle interesująco i klimatycznie. Jestem jak najbardziej zainteresowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie, bo i wątek miłosny Cię nie zawiedzie, a przynajmniej nie powinien.

      Usuń
  3. Afryka, safari już to mnie zachęca do poznania tej niesamowicie klimatycznej powieści .

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam o tej książce, a mogłaby mi się spodobać.
    Zapisuję tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie! A z tego co wiem, to autorka ma jeszcze jedną książkę na swoim koncie.

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.