Tytuł:
Rany kamieni
Tłumaczenie:
Radosław
Januszewski
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 334
Oprawa: miękka
Data wydania: 2013
Oprawa: miękka
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-241-4854-7
Rany kamieni – tu wszystko jest inne: bohater, sceneria, tylko Beckett jest taki sam: mistrz wyrafinowanej prozy, oszczędnych środków, bogatego języka, plastycznych opisów. Mistrz emocji, mistrz nastroju, strachu i tajemnicy. I znawca ludzkiej natury. Ktoś ucieka… przez pola gdzieś we Francji. W zagajniku parkuje luksusowe audi. W strumieniu usiłuje zmyć krew z fotela, z pasa i rąk… Zaciera wszelkie ślady. Zabiera plecak i odchodzi. I zabiera coś jeszcze… W nieznośnym upale wśród obezwładniającej ciszy i w paraliżującym słońcu idzie przed siebie. Tylko dokąd? Tego nie wie. Nie ma pieniędzy, żadnych planów, za to ma siniaki na twarzy. Dowiadujemy się, że jest Anglikiem. Widzimy, że jest inteligentny i wrażliwy. Domyślamy się, że jest młody. Wiemy, że musi się ukrywać…
W desperacji wchodzi do ogrodzonego drutem kolczastym lasu i dociera do wyglądającej na opuszczoną farmy. Prosi o wodę młodą tajemniczą kobietę z dzieckiem na ręku… Nie spodziewa się, jak szybko i w jakich dramatycznych okolicznościach będzie mu dane tu wrócić. I w jak deliryczno-surrealistycznej scenerii, przywodzącej na myśl scenerię największych XIX i XX-wiecznych mistrzów prozy, będzie uwięziony – a może ocalony. To brzydko-piękne odcięte od świata miejsce i jego zagadkowi mieszkańcy są wielką mroczną tajemnicą. Choć w tej nieodgadnionej dziwności wszystko i wszyscy są aż do bólu prawdziwi – w swoich słabościach, porywach szlachetności, w swoich zbrodniach i karach…
Pokochałam
pióro Simona Becketta od pierwszych stron Szeptów
zmarłych (recenzja TUTAJ, a Chemia śmierci (recenzja TUTAJ) mnie w tym
utwierdziła. Dlatego z wielkim entuzjazmem sięgnęłam po jego najnowszą powieść Rany kamieni.
Zaczęłam czytać i się zniechęciłam. Po kilku stronach przerwałam czytanie i
odłożyłam książkę na 2 tygodnie. Ale wróciłam do niej.
Rany kamieni to zupełnie inna powieść w wykonaniu Simona Becketta. Nie
ma tu mocnego początku jak w poprzednich książkach pisarza. A przynajmniej TAK
mocnego, że po kilkunastu sekundach czytania przechodził czytelnika dreszcz. Główny
bohater i narrator w jednym – Sean, ukrywa auto, zabiera ze sobą małą paczkę i
ucieka. Mnie to o dreszcze nie przyprawiło i nawet do końca nie zaintrygowało,
skoro przerwałam czytanie; raczej mnie znużyły szczegółowe opisy i brak
prawdziwych emocji.
"Dzięki"
wnykom bohater trafia do rodziny Arnauda. Rodzina ta żyje w odosobnieniu przede
wszystkim na własne życzenie, ale i mieszkańcy sąsiedniego miasteczka nie są do
niej przychylnie nastawieni. Ciężka atmosfera wisi w powietrzu. Każdy coś
ukrywa przed innymi. Każdy bohater ma
swoją tajemnicę, a nawet kilka. To one osaczają nie tylko bohaterów, ale i
czytelnika, a ten chce odkryć wszystkie sekrety.
W
trakcie rozwoju wydarzeń poznajemy z retrospekcji wcześniejsze życie Seana.
Akcja na francuskiej prowincji przeplata się z londyńskim życiem bohatera. Ale
trochę to wszystko przytłaczają zbyt długie opisy nad losem i naturą ludzką
(coś dla fanów analizy psychologii człowieka), choć pojawiająca się z rzadka
dawka czarnego humoru wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika.
Akcja
nieco zagmatwana, niektóre rozwiązania zaskakują, innych można było się
domyślić. Bez fajerwerków. W ostatnim rozdziale oba wątki, francuski i
londyński, splatają się, a epilog ostatecznie wszystko wyjaśnia. I dopiero
ostatni rozdział ukazuje, że to kryminał. W trakcie czytania bardziej miałam
wrażenie, że to obyczajówka z elementami grozy oraz nutą niedomówień,
tajemniczości, mroczności. I szczerze powiedziawszy do końca nie rozgryzłam
tytułu.
Summa
summarum – czytając
najnowszą powieść Becketta nie czułam tej grozy, tego dreszczyku emocji, znanej
mi z poprzednich książek.
Ja jestem zawiedziona, zdecydowanie wolałam poprzedniego Becketta i jego
bohatera, doktora Davida Huntera.
Książka przeczytana
w ramach wyzwań:
Czytałam tego autora całą serię o Davidzie Hunterze, która bardzo mi się podobała. Co do powyższej książki widzę, że szału nie ma. Czytałam też inne recenzje ,,Rany kamieni'' i niemal wszystkie pokrywają się z twoimi odczuciami, dlatego chyba dam sobie spokój z tą książką.
OdpowiedzUsuńJak uważasz. Według mnie niewiele stracisz...
UsuńSkoro tak uważasz, to tak zrobię :)
UsuńA potem będzie na mnie :)
Usuńcóż ja jestem na razie po pierwszym tomie z trzech, a co do tej opowieści to nie jestem pewna i to nie pierwsza opinia że jej czegoś brak;)
OdpowiedzUsuńBrak trupów i doktora Davida Huntera...
UsuńDzięki za wartościową recenzję :) Miałem dylemat czy wziąć się za czytanie tej książki, ale jednak przełożę to na późniejszy termin. Może w między czasie wyjdzie kolejna część z Hunterem :) Oby...
OdpowiedzUsuńAno właśnie oby...! I dziękuję za miłe słowa :)
Usuń