Tytuł:
Fartowny pech
Wydawnictwo: Prószyński Media
Liczba stron: 303
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
Oprawa: miękka
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-7839-774-8
Starają się
tylko fujary, twardziele robią, co trzeba. (s. 266)
Aż
żałuję, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem powieści Olgi Rudnickiej Szczęśliwy pech. Ale co się odwlecze,
to… nie uciecze, oj nie. Nawet bohaterom nie uciekło!
Jako
pierwszego czytelnik poznaje twardziela Gianniego. To wolny strzelec pracujący
dla bossów z półświatka, specjalista od trudnych przypadków, ale mający swój
kodeks honorowy. Ma własną sprawiedliwość, szanuje ludzi ciężko i uczciwie
pracujących, jest szarmancki wobec kobiet. Właśnie dostał nietypowe zlecenie w
Polsce od mafiosa Padliny. Gianni najpierw musi dowiedzieć, kogo ma zabić!
Brat
Gianniego, a właściwie Klemensa Dzianego, to Krystian, o dziwo policjant. I to
z gatunku fujar. Po wlepieniu mandatu żonie komendanta oraz pobiciu gitarą
przez 12-letnią dziewczynkę Krys dochodzi do wniosku, że pora zmienić pracę.
Zakłada biuro detektywistyczne. Zostaje prywatnym detektywem.
Krys
nie zna prawdy o starszym bracie. Żyje w błogiej nieświadomości, oczywiście do
pewnego momentu. Z wyglądu bracia są do siebie bardzo podobni fizycznie, jednak
są też bardzo różni…
O ile Kryś
sprawiał wrażenie faceta, który muchy by nie skrzywdził, to na widok Klemensa
ta sama mucha wolałaby dobrowolnie paść trupem. (s. 48)
Klemens
daje zlecenie swemu bratu, który we wsi Paszcze ma wytropić, kto jest
właścicielem skrytki pocztowej. Na miejscu okazuje się, że mieszka tam jego
kolega ze szkoły policyjnej Filip Nadziany. Posterunkowy przeniósł się na wieś
i zamieszkał w domu po pradziadku. Przełożonego poprosił o przeniesienie
Kaczkowa, gdyż po serii niefortunnych wydarzeń chciał wszystko zacząć od nowa.
Muszę tu zaznaczyć, że Nadziany, ksywa Joker, ma wyjątkowego pecha w życiu,
zwłaszcza do urządzeń mechanicznych.
Jak
to bywa, plany lubią spalać na panewce. Nic nie wydaje się być takie, jakie
powinno. Niefortunne postrzelenie Dzianego w stopę przez Nadzianego burzy
misterny plan Giannego i powoduje kolejne komplikacje. Doprowadza do
porachunków poznańskich mafiosów Padliny, Tatka i Dąbka oraz nowej grupy
przestępczej. Prawdziwa wojna gangów. Ale na wesoło, z niespodziewanymi
zwrotami akcji.
Autorka
świetnie nakreśliła trzech głównych bohaterów. Każdy jest inny. Okazuje się, że
fujara może stać się twardzielem, a twardziel… fujarą, gdy go ślepa miłość
trząśnie jak piorun. Mały, chudy, płaski wypłoch z dziwnymi, żółtymi włosami
pokazuje swój charakterek i tadam! Są jeszcze inni bohaterowie, równie
wyraziści – wiecznie pijany Robcio, mafiosi i ich mniej lub bardziej udane
dorosłe dzieci. Mogłoby być więcej krzepkiej staruszki pani Marysi i jej
synowej, które mają założoną niebieską kartę i które obok Robcia stanowią
miejscowy koloryt. Niezła galeria postaci.
Nawet
nie wiem, kiedy przeczytałam powieść, tak mnie wciągnęły zawirowania akcji. A
jedna z pierwszych doprowadziła mnie do płaczu ze śmiechu. Wyobraziłam sobie
opisywaną scenę i parskałam w głos. Jestem ciekawa, jakby ta scena wyglądała w
filmie! Autorka ma dar opisywania, zwłaszcza sytuacji. Robi to w sposób
niezwykle obrazowy, ale nie do końca podaje wprost, o co chodzi. Często używa
peryfraz, bawi się słowami, co tworzy mieszankę iście komediową. Dzięki temu sytuacje
grozy mogą wydawać się komiczne, a te komediowe jeszcze bardziej śmieszne. Zaskakujące
pomysły u Olgi Rudnickiej są na miejscu codziennym.
Pragnę
zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Nazwiska i ksywki głównych bohaterów, a
także innych bohaterów i nazwa wsi Paszcze. Wszystkie te nazwy własne są bardzo
wymowne, zaś zbitka Nadziany, Dziany, Gianni tworzy specyficzną mieszankę
głosek o podobnym brzmieniu (współbrzmienie głosek) i jeszcze bardziej śmieszy
oraz plącze akcje. Naprawdę nazwisko ma znaczenie i niesie ze sobą wiele
informacji, dlatego moim zdaniem tak ważne jest nadanie bohaterom odpowiednich
imion i nazwisk.
Pech
może się okazać szczęściem, zaś szczęście nieszczęściem – wszystko zależy od
okoliczności i punktu widzenia lub siedzenia, a może dwóch w jednym. Sami chyba
to wiecie ;)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
ABC
czytania, Grunt to okładka,
Wyzwanie biblioteczne,
Polacy
nie gęsi IV, Motyw
zdrady w literaturze, Wyzwanie
kryminalne, Fantazyjny
alfabet stronicowy
Ciągle obiecuje sobie, że wezmę się za kryminały Olgi Rudnickiej, zawsze jednak okładam ,,na potem".
OdpowiedzUsuńJa też odkładałam, niepotrzebnie!
UsuńMyślę, że takie oryginalne nazewnictwo na pewno jest wielkim plusem.
OdpowiedzUsuńWedług mnie tak. A i onomastyka kłania się w pas.
UsuńMam tę powieść na tegorocznej liście, chociaż wcześniej planuję przeczytać serię "Zacisze 13" Rudnickiej :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMój egzemplarz też zagościł na tegorocznej liście ;)
UsuńSerdecznosći!
Czytałam, bardzo fajna, uwielbiam O. Rudnicką, jednak największym sentymentem darzę siostry S. :D
OdpowiedzUsuńJa znam tylko pechowców i szczęściarzy :)
UsuńUwielbiam płakać ze śmiechu. Nie znałam Olgi Rudnickiej od tej strony, ale zamierzam to zmienić.
OdpowiedzUsuńJedna scena rozłożyła mnie na łopatki ze śmiechu.
UsuńTa książka jest mega. Bawiłam się przy niej przednio.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń