piątek, 25 marca 2016

Oddam sierotę w 'dobre' ręce



Autor: Christina Baker Kline

Tytuł: Sieroce pociągi
Tłumaczenie: Berenika Janczarska
Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria: Szmaragdowa seria
Tom: 6
Liczba stron: 369
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-7554-821-1 


Dziś opowiem Wam o książce, przed której czytaniem jakiś czas się broniłam, ale gdy już zaczęłam ją czytać, to przepadłam! Powieść Christiany Baker Kline Sieroce pociągi otworzyła mi oczy na nieznaną mi do tej pory historię USA, pokazała mało znany, lecz istotny epizod w historii tego mocarstwa.
Zacznę od faktów historycznych. W latach 1854-1929 miał miejsce w USA pewien… eksperyment społeczny! Przez 75 lat z Nowego Jorku i innych metropolii Wschodniego Wybrzeża na Środkowy Zachód regularnie kursowały sieroce pociągi. W tym czasie przewiozły ponad 200 tys. dzieci osieroconych, porzuconych i bezdomnych.  Często były to dzieci pierwszego pokolenia imigrantów przybyłych do USA z Włoch, Irlandii, Polski (zdjęcia zamieszczone w dodatku na końcu książki są bardzo przejmujące).
Dwieście tysięcy dzieci wysłanych pociągami na Środkowy Zachód – zebrane z ulic Nowego Jorku niczym odpadki, jak śmieci załadowane na barkę i odsyłane najdalej, jak się da, poza zasięg wzroku. (s. 224)
Pod przykrywką adopcji dzieci trafiały do różnych rodzin. Ot, ślepy traf! Najczęściej czekał je los służących, taniej siły roboczej. Ale i droga do ‘nowego domu’, o ile można tak nazwać przyszłe miejsce zamieszkania tych dzieci, nie była usłana różami. Kilka dni w pociągu na twardych ławkach, bez możliwości umycia się, ze skromnym wyżywieniem, pod opieką surowych wychowawców z domu dziecka, jechały w nieznane. Starsze dzieci musiały się opiekować młodszymi. Na stacjach, na których zatrzymywały się sieroce pociągi, wcześniej rozwieszano plakaty informujące, że będą sieroty do przygarnięcia tego dnia i w takich godzinach. Mieszkańcy miasteczek i okolicznych wsi zbierali się na dworcach i oglądali dzieci jak konie na targu przed kupnem, szczególnie okoliczni farmerzy, którzy szukali taniej siły roboczej.
Zaledwie złożenie podpisu pod dokumentami dzieli was od jednego z dzieci stojących na podium: silnych, zdrowych, zdatnych do pracy w gospodarstwie i pomocy w domu. Macie okazję  uratować jakieś dziecko przed osieroceniem, nędzą… także przed grzechem i zgorszeniem. (s. 88-89)
Wszystko w imię miłosierdzia… Wystarczył jeden podpis na dokumencie i można było mieć sierotę na 90 próbnych dni. Dzieci, które od razu nie miały szczęścia trafić w ‘dobre’ ręce, jechały dalej w głąb USA. Jednym z tych dzieci jest Niamh Power pochodząca z Irlandii, która po pożarze w 1929 roku jako jedyna ocalała z rodziny. Trafiła do sierocińca Chidren’s Aid. Opiekunowie ładnie ubrali 9-letnią dziewczynkę, wsadzili do sierocego pociągu i wysłali jak paczkę do nowego domu:
Dzieci, ludzie nazywają ten pociąg sierocym i macie szczęście, że się w nim znaleźliście. Zostawiacie za sobą złe miejsce, wylęgarnię nieuctwa, biedy i przywar, dla zacności wiejskiego życia. (s. 44-5)

Niamh była ruda, a to był problem dla większości Amerykanów. Nie od razu znalazła dom. Dziewczynka przeszła piekło, miała różne problemy, trafiła do kilku rodzin. Jej tożsamość była zmieniana według uznania nowych opiekunów, tylko mały krzyż Claddagh (serce w koronie trzymane w dłoniach, oznaczające: miłość, lojalność i przyjaźń) od babci przypominał jej o korzeniach i tożsamości. Po wielu latach już jako Vivian Daly wróciła na Wschodnie Wybrzeże. Wiedzie beztroskie życie, żyje bieżącą chwilą, a wspomnienia z dzieciństwa zamknęła w kufrach na strychu i zapomniała o nich.
Ale los bywa taki, że w odpowiednim momencie wyciąga asa z rękawa i każe wrócić do zamierzchłej przeszłości. Tym asem jest 17-letnia zbuntowana nastolatka, Molly Ayer, pół Indianka  Penobscot, która po kolejnym wybryku ma do wyboru albo trafić do poprawczaka, albo przepracować 50 h godzin społecznych dla szkoły. Molly wybiera pracę. Trafia do już 91-letniej Vivian do Spruce Harbor i ma za zadanie uporządkować strych staruszki. Zaczyna od pudła z napisem „1929-1930”. Po kolei wyciąga: musztardowy płaszcz, brązowe wełniane rękawiczki, zieloną aksamitną sukienkę z szeroką wstążką, kardigan, zniszczoną książkę Ania z Zielonego Wzgórza
Początkowo nudna praca staje się fascynującą podróżą w przeszłość Vivian i historię USA. Molly zaczyna postrzegać pracę w innym świetle, ma coraz więcej pytań do Vivian, czuje ze staruszką coraz silniejszą więź mimo dzielących je 74 lat różnicy wieku, a do tego dochodzi udział w szkolnym projekcie o „przenoskach”. Jest rok 2011. Vivian w każdej chwili morze umrzeć, dlatego czas stawić czoła prawdzie… Czas zapoznać się z dobrodziejstwami techniki XXI wieku…
Autorka w swej powieści stawia czoła prawdzie historycznej w sposób beletrystyczny. Zanim w ogóle zaczęła ją pisać, zapoznała się z dokumentami, poznała ludzi, którzy mieli to ‘szczęście’ jechać sierocymi pociągami. Z ich opowieści powołała do życia postać Irlandki Niamh Power. Na przykładzie losów bohaterki ukazała tak naprawdę tylko część prawdy o (nie)amerykańskich sierotach, bowiem historia życia każdej sieroty była inna. Nie mniej powstał wiarygodny i przejmujący obraz dzieci zdanych na łaskę obcych ludzi. Dramat ich losów był tym większy, że właśnie zaczynał się wielki kryzys…  
Sieroce pociągi to podwójność i zbieżność zarazem. Podwójna jest akcja książki. Wszechwiedzący narrator naprzemiennie opowiada o wydarzeniach z 2011 roku oraz z lat 1929-1950. Każdy rozdział jest odpowiednio zatytułowany, więc pogubić się nie można. Stopniowe odkrywanie przeszłości Vivian jest związane z kolejnymi odkryciami na strychu. Prawda sprzed lat zostaje ujawniona, ale bez koloryzowania, bez rzucania oskarżeń, po prostu naga prawda. 
Dwie główne bohaterki to kobiety w różnym wieku, wychowane w różnych czasach i przez różnych ludzi w innych warunkach, a mimo to bardzo sobie bliskie. W ich historii życia oraz ich psychice można znaleźć wiele podobieństw: sieroty, tułaczka po obcych domach, wychowanie przez obcych ludzi,  powikłane relacje, brak miłości, brak przeszłości, brak tożsamości kulturowej, permanentna tymczasowość, przywdziewanie masek i nowych tożsamości, unikanie ryzyka oraz… miłość do książek.
Nie mam się do czego przyczepić i nie chcę. No może tylko do tego, że chciałabym, aby powieść była dłuższa, abym mogła poznać dalszy rozwój wydarzeń, abym mogła więcej się dowiedzieć o sierotach z pociągu, bowiem zakończenie pozostawia lekki niedosyt.
Sieroce pociągi to powieść poruszająca do głębi najczulsze struny człowieczeństwa czytelnika, chwytająca za serce, ściskająca gardło ze wzruszenia tym bardziej dlatego, że jest ona oparta na faktach. Książka daje nadzieję, że los może się odmienić, a tragiczna historia może mieć szczęśliwe zakończenie. Naprawdę!
„Dobra wola, dobre czyny – wtenczas człowiek jest bez winy”. (s. 77)

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

14 komentarzy:

  1. To jest wstrząsające... jednak mnie nie odstrasza, a zachęca do poznania tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że mogłabym ją przeczytać, tym bardziej , że bohaterka jest tylko trochę młodsza ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro książka chwyta za serce, to wezmę ją pod uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda na ciekawą, ale nie mam na razie sił na takie tematy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też do tej książki dojrzewałam, a gdy zaczęłam czytać, to nie mogłam przestać.

      Usuń
  5. Czuję, że i mnie by ta książka mocno poruszyła, skoro już sama recenzja wywołuje takie emocje we mnie.

    OdpowiedzUsuń

  6. W książce "Portowe kroniki" autorka przypomina o statkach przypływających do Ameryki z sierotami z Londynu. Dzieci te głównie trafiały do farmerów, gdzie ciężko pracowały.


    Miłosierdzie różne miało oblicza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, bardzo różne. A za książką się rozejrzę w swojej bibliotece.

      Usuń
  7. Eksperyment społeczny to zdecydowanie coś dla mnie!

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.