niedziela, 6 marca 2016

Rękopis "Ku Słońcu"



Autor: Andrew Korycznski
Tytuł: Ku Słońcu (tytuł pierwotny)
Format: komputeropis

Jak wiecie w listopadzie zgodziłam się pod wpływem lekkiej gorączki (pomroczność jasna) przeczytać powieść pana Andrew Korczynskiego Ku Słońcu. Wiedziałam, że dzieło jest wielkie, lecz gdy otrzymałam przesyłkę, dotarło do mnie, na co się porwałam. Wielkie i ciężkie tomiszcze, nieporęczne dla mnie. Format A-4, czcionka Times New Roman 11, interlinia pojedyncza i bagatela 431 stron! Byłam zła sama na siebie. No ale cóż…słowo się rzekło, książka u Martuchy. Zaczęłam czytać w nowym roku. Lektura zajęła mi 2 miesiące, oczywiście z przerwami.
Główny bohater to Robert Meissner, rocznik 1920, pokolenie Kolumbów. W kwietniu 1938 roku uczęszcza do drugiej klasy liceum. Jest nieślubnym dzieckiem Jadwigi. Matka pozbawiona uczuć ciągle poniża syna. Sytuację pogarsza też fakt, że są biedni i Robert niedojada. Na szczęście sąsiadka Amelia traktuje go jak syna i karmi nie tylko obiadami, ale też matczyną miłością. Z kolei miłość duchową i fizyczną odkrywa z Wiktorią. Chłopak jest bystry i inteligentny, kuty na cztery nogi, czasami cyniczny i dwulicowy. Posunął się nawet do tego, że okradł  kościół i księdza.
Uczciwy był tylko wobec tych, których kochał i szanował.
Robert przeczuwa wojnę z Niemcami. Wkrótce jego przeczucia stają się faktem. Chłopak trafia do wojska. Bierze udział w walkach. Rana postrzałowa policzka jest ‘na szczęście’ – będzie miał powodzenie u kobiet. Prorocze słowa! Los nie szczędzi mu atrakcji. Wraz z wojskiem przemierza pół Europy, trafia do Anglii. Nawet zaczyna studiować w Oxfordzie. Po powrocie na front wykazuje się nie tylko odwagą, ale i brawurą. Jeszcze w trakcie wojny bierze szybki ślub z niemiecką baronessą!
Bardziej cenimy to, co osiągamy z największym trudem.
Łatwo w życiu mu nie było. Był zdany sam na siebie i swój spryt. I tak oto po wojnie był: wywiad brytyjski w Hamburgu, ambasada w Egipcie, dom we Francji, wizyty w USA i północnej Afryce... Oj, nosiło go po świecie! Życie Roberta Meissnera jest pełne ciekawych i zaskakujących zwrotów, przygód na różnych kontynentach i w różnych krajach. Prawie cały czas na emigracji, bo w Polsce bohater jest tylko gościem, niekoniecznie pożądanym przez ówczesne władze. Kobiet też nie brakuje w życiu Roba. Wiktoria, Laura, Marion, Lou Lou – to najważniejsze jego miłości. Ale nie jedyne…
Jeśli chcesz, żeby ludzie ci pomagali, to pomagaj im, jeśli są w potrzebie.

Robert miał szczęście do ludzi. Pomagał z dobroci serca, nie zważając na narodowość czy poglądy polityczne. Uważał, że tak należy. Ale z drugiej strony nigdy nie wiedział, kiedy owe znajomości zaprocentują i jakie wymierne korzyści przyniosą, zarówno osobiste, jak i finansowe. Jego ambicja, cwaniactwo i zaradność oraz umiejętność przewidywania wydarzeń na podstawie znanych mu faktów spowodowało, że ten biedny polski chłopak został kimś i osiągnął sukces. Przeważnie uczciwie.
Pieniądz to pieniądz, jest bezimienny.
Powieść o wstępnym tytule Ku Słońcu to opis życia Roberta na przestrzeni 36 lat, od 1938 roku do 1974. W pewnym momencie myślałam już, że bohater jest w czepku urodzony, prawie nietykalny, ale na szczęście autor w odpowiednim momencie zainterweniował i człowiek był tylko człowiekiem z kręgosłupem moralnym. Ilość przygód Roba wraz z wiekiem spada, co wyraźnie widać pod koniec powieści. On ich nie szukał, same go znajdowały. Bardziej rozbudowane zostały rozdziały dotyczące jego młodości i wieku dojrzałego, lecz do końca pozostaje on aktywnym i sprawnym mężczyzną. Zakończenie mnie zaskoczyło. Ale na takie Robert zasłużył całym swoim życiem. Tylko autor musi dopracować jeszcze samą końcówkę.
Trudno mi określić gatunek. To prawdziwy misz-masz. Powieść łączy w sobie elementy obyczajówki, przygodówki, sensacji, powieści szpiegowskiej. Nie brak też elementów thrillera politycznego, dramatu psychologicznego i erotyku, a to wszystko osadzone w realiach historycznych XX wieku. W zamiarze miała być to powieść przygodowa, wyszła powieść epicka.
Dynamiczna i barwna akcja, zaś wątków całe mnóstwo jak na tyle stron. Czasami aż za bardzo autor się rozpisywał i odbiegał od głównych wydarzeń. Niewątpliwie pan Andrew lubi samochody, jachty i kursy walut, pasjonuje się historią. I to widać. Dbałość o szczegóły parametrów technicznych, przewalutowania walut, dat i ich dni tygodnia, wiedzy historycznej zrobiła na mnie duże wrażenie, jednak czasem nużyła. Co za dużo…  
Sam styl autora jest komunikatywny i przystępny. Generalnie dobrze mi się czytało, choć musiałam cały czas walczyć z pewną jego manierą. Wszelkie opisy oddawały realia danego miejsca pod każdym względem. Można było wczuć się choćby w opis odbicia zakładnika, rejs po oceanie czy igraszki z żoną. Muszę przyznać, że sceny erotyczne są dość śmiałe i rozbudowane. Autor nie ma hamulców pod tym względem, używa może czasem nieco zbyt kolokwialnych i wulgarnych słów, ale wie, o czym pisze. Czasami jego słowa, zdania zatrzymywały mnie na chwilę i zmuszały do refleksji, na przykład:
W życiu uczciwe walki się nie zdarzają.
Jeśli chodzi o bohaterów, to nie mam generalnie zastrzeżeń. Zostali stworzeni przez autora i obdarzeni pakietem zalet i wad, pakietem talentów i umiejętności. Pakietem odcieni szarości. Ich emocje czuje się w trakcie czytania. A i czytelnik raz się oburza, raz jest zdumiony, innym razem śmieje się, złorzeczy na los lub roni łezkę. Miłość miesza się z nienawiścią, wierność ze zdradą, zaufanie i zazdrość, odwaga i tchórzostwo, jak to w życiu. Małe zastrzeżenie – za mało o dzieciach Roberta. 
Czekam na wydanie tej powieści i jej ostateczny kształt, bo jeszcze jest trochę poprawiania i szlifowania. W trakcie czytania byłam w stałym kontakcie e-mailowym z autorem: wytykałam mu błędy, podpowiadałam, sugerowałam, dopytywałam, słowem – zawracałam głowę. Autor cały czas pracuje nad swoim dziełem i nanosi poprawki, te swoje i te ode mnie, dlatego jego wersja momentami różniła się od tej, którą ja jeszcze czytałam. Obiektywnie sprawdzałam (od pewnego momentu), subiektywnie czytałam, wszelkie uwagi przekazywałam na bieżąco lub w formie ołówkowania komputeropisu, co widać na dołączonych zdjęciach.
Czy autor dostosuje się do moich subiektywnych sugestii? Czy weźmie je pod uwagę? Czy choć na chwilę się na nich zatrzyma? Nie wiem. Niewątpliwie błędy poprawi. Ja trzymam kciuki, bo zapowiada się dobra powieść o życiu pewnego Polaka. Być może jeszcze w tym roku. Na razie pan Korczynski ma co robić!

* * * * * * * * * * * *
A żeby było śmieszniej i ciekawiej w mym życiu… Ledwo w czwartek odesłałam Ku Słońcu autorowi, a wieczorem w mej skrzynce pojawiła się kolejna powieść do wstępnej recenzji, aczkolwiek jeszcze niedokończona. A wiecie kto jest autorem? Córka mej siostry ciotecznej, Ola z klasy VI od wierszyka Sen. Dziewczyna nie próżnuje! Ma zaczęte 4 (słownie: cztery) projekty książek, ale najbardziej się skupia na cyklu Cztery żywioły i pierwszym tomie zatytułowanym Woda. Co ja pisałam w jej wieku? Wypracowania szkolne, ot co! Gdy przez telefon kuzynka przeczytała mi jej 3 wypracowania, to byłam w małym szoku. Ola w moich oczach urosła. Zobaczę, czy na Wodzie nie popłynęła! ;)

Książka przeczytana w ramach wyzwań:
 

10 komentarzy:

  1. Fajnie, że miałaś możliwość uczestniczyć w powstawaniu takiej ciekawej książki. Będę trzymać kciuki za autora, żeby ją wydał. Rozumiem, że to będzie Twój patronat medialny? Nie mogłoby być inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O patronacie kompletnie nie pomyślałam! Nie zgodziłam się nawet na to, by moje nazwisko było jako korektora, bo powieść czeka jeszcze wiele poprawek, a ja nie wiem, czy będę w stanie przeczytać kolejny raz 800 stron w wersji książkowej (taka objętość jest planowana). Zobaczymy, jak to będzie z tym self-publishing. Podziękowania, egzemplarze i konkursy ponoć mają być... :)

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem zaangażowania, bo taka lektura jest bardzo czasochłonna. Widać, że wymaga jeszcze redakcji, ale kto wie, może powstanie z tego naprawdę ciekawa pozycja. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez wciąż jeszcze jestem pod wrażeniem, że dałam radę.
      Serdeczności literkowe :)

      Usuń
  3. Tomiszcze, ale ciekawie się zapowiada, jak zostanie dopracowane to może wzbudzić zainteresowanie....

    Podziwiam Cię ......

    OdpowiedzUsuń
  4. Woo, wielkie gratulacje! Ja bym się nie odważyła by po nią sięgnąć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym ją widziała, to też bym się nie zdecydowała raczej. Ale lekka gorączka i brak konkretów zrobiły swoje ;)

      Usuń
  5. Cóż za potężne tomiszcze! Takie lubię, choć w ręce ciąży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ręku nie dało się tego trzymać. Aż żałuję, że nie zważyłam tomiszcza!

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.