Tytuł:
Klinika śmierci
Tłumaczenie:
Robert Sudół
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 511
Oprawa: miękka
Data wydania: 2015
Oprawa: miękka
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-7985-606-0
W naszym
społeczeństwie AIDS wciąż jest postrzegane jako kara za grzechy. To rodzi
przesądy i dyskryminację. (s. 80)
Oj,
jak ja się stęskniłam za dobrym thrillerem medycznym! Harlan Coben przyszedł do
mnie, a jego Klinika śmierci
otworzyła przede mną swoje podwoje. Ze wstępu dowiedziałam się, że ta powieść
została napisana przez autora dawno temu, gdy miał dwadzieścia kilka lat i nie
zajrzał do niej przez 20 lat! Powieść cierpliwie czekała, aż szuflada zostanie
otwarta, a ona sama zostanie oddana do druku. Wprawdzie dziś inaczej wygląda
sprawa leczenia AIDS i osób zarażonych wirusem HIV, ale warto cofnąć się w
czasie i zapoznać z wersją Cobena..
Sara
Lowell jest błyskotliwą dziennikarką telewizyjną, prezenterką popularnego talk
show „NewsFlash” uwielbianą przez widzów, a do tego piękną kobietą, aczkolwiek
chodzącą o lasce i z ortezą na nodze z powodu uszkodzenia nerwu. Jej mąż to
Michael Silverman, znany koszykarz New York Nicks, gwiazda NBA. Oboje są
ulubieńcami mediów. Sara dowiaduje się, że jest w ciąży. lecz jej szczęście
trwa krótko. Michael z silnym bólem brzucha trafia do tego samego szpitala.
Wstępna diagnoza – zapalenie wątroby, ale ta dokładna… zwala ich z nóg. Okazuje
się, że koszykarz ma AIDS, chorobę homoseksualistów, chorobę gejów, jak wówczas
ją nazywano i piętnowano.
Z
pomocą spieszy przyjaciel rodziny, doktor Harvey Riker, który w swej klinice
Sidney Pavilion szuka leku na AIDS i jest o krok od wynalezienia go. Jednak
klinika potrzebuje pieniędzy na prowadzenie dalszych badań, bo wsparcie od
rządu jest zbyt niewystarczające. Tymczasem ktoś próbuje zastopować jej
działalność. W dziwnych okolicznościach ginie wspólnik Rikera, dr Bruce Grey. W
ciągu kilku miesięcy zostają brutalnie zamordowani wyleczeni pacjenci, geje. To
sprawka seryjnego mordercy, któremu dziennikarze nadali Homorozpruwacz. Młody
policjant Max „Tik” Bernstein ma nad czym obgryzać paznokcie i ołówki…
Pierwszy
raz w powieści spotkałam się z tak niezwykłą osobowością śledczego, jaką jest
Max. Potrafi rozwiązać każdą zagadkę, popaprane sprawy to dla niego nie
problem. On wie, co kombinują najprzeróżniejsi porąbańcy. Sam przyznaje, że…
lubi obłędy. Jednak jego zachowanie podczas śledztwa doprowadza ludzi będących
w jego pobliżu do obłędu. Max nie usiedzi w miejscu! On wstaje, przechadza się,
przesiaduje, a nawet żongluje 4 czerstwymi pączkami naraz. Wierci się,
niecierpliwi, szpera i gmera, obgryza paznokcie do krwi, nawija kosmyk włosów
na palec, notorycznie żuje ołówki czy kabel od telefonu w budce. Lecz:
To właśnie
dzięki swojej dziwności przerasta nas wszystkich o głowę. (s. 323)
Max
przyjaźni się z Sarą. To ona kiedyś pomogła mu rozwiązać pewną sprawę i znaleźć
zabójcę policjantów. Lubił z nią rozmawiać o prowadzonych śledztwach, bo ona
potrafiła słuchać i myśleć! Wspólne analizowanie poszczególnych etapów
dochodzenia, poczynań osób będących w kręgu podejrzanych, wysnuwanie hipotez –
to wszystko wciąga też czytelnika do rozmowy jako biernego słuchacza. Ale Max
ma też osobisty powód, by dopaść Homorozpruwacza. O tym wiedzą tylko 3 osoby i…
czytelnik.
Ten
bohater najbardziej mi się spodobał dzięki swej dziwności. Ale inni też
przykuwali do siebie moją uwagę. Seryjny morderca mnie tak nie drażnił, jak siostra
Sary i kaznodzieja Sanders. Ten ostatni to śliski węgorz, przebiegły lis,
inteligentny manipulant o mrocznej stronie duszy. Ma moc budzenia ludzi za
pomocą słów, manipuluje nimi, ogłupia i wyciąga od nich grubą kasę strasząc ich
zbliżającym się Armagedonem. Według niego AIDS
to współczesna plaga egipska rzucona przez Boga, który szykuje się do
ostatecznej rozprawy. Jego „Święta Misja” ma się bardzo dobrze, zwłaszcza ze
jej szef kaznodzieja od lat nie płaci podatków, co Sara starała się udowodnić w
swoim programie.
Jest
też mowa o mediach i ich bezwzględności w przedstawianiu faktów i dochodzeniu
do świadków, a nawet ich przekupywaniu. Dziennikarz z 40-letnim doświadczeniem
kieruje się w swej pracy niewzruszonymi zasadami. Jest głuchy na prośbę Sary,
gdyż uważa, że nie wolno pomijać istotnych aspektów sprawy dla dobra osób
trzecich, i to bez względu na konsekwencje.
Autor
maluje portret rodziny Lowellów, wcale nie taki krystaliczny. Wspomina również
o przemocy wobec dzieci i wykluczeniu z rodziny, kręgu rówieśników; o dążeniu
do celu i osiąganiu sukcesów; o prostytucji dzieci w Tajlandii; o poświęceniu rodziny
kosztem pracy; o traktowaniu ludzi chorych na AIDS i przypinaniu im łatki
gejów, niezależnie od orientacji seksualnej chorego; o finansowaniu szpitali i
klinik, o ich działalności naukowej i etapach prowadzonych badań; o spiskach
zawiązywanych wśród wpływowych ludzi, aby oni mogli osiągnąć swoje cele, w ich
mniemaniu te wyższe. Ludzie kierują się naprawdę dziwnymi pobudkami. A cel? Może
być dla osoby postronnej błahy, a dla innych manią wielkości. Dużo w tej
powieści różnych wątków, ale wszystkie one łączą się w spójna całość.
Akcja
rozgrywa się w szybkim tempie, ma wiele zwrotów akcji. Wraz z jej rozwojem
czytelnik nie wie, komu zaufać, kto jest mordercą, kto zdradził i kogo.
Elementy tajemniczej układanki są wciąż odkrywane i nie zawsze do siebie
pasują. Autor dokładnie przemyślał fabułę i wiedział, jak zainteresować
czytelnika i podwyższyć mu ciśnienie. Niektóre opisy scen naprawdę mrożą krew w
żyłach.
Narrator
przenosi czytelnika w różne miejsca. To nie tylko teren USA, to też Tajlandia,
w której klinika Rikera ma magazyn, do którego wysyłane są wszystkie materiały
laboratoryjne z kliniki. Słuszne zabezpieczenie tak skomplikowanych i ważnych
dla ludzkości badań. Rozwiązanie sprawy może zaskoczyć, ale nie musi. Z biegiem
czasu kolejni podejrzani odpadają z kręgu zainteresowania Maxa i czytelnika.
Jednak samo zakończenie zaskakuje konstrukcją i pomysłem, a ostatnie słowa
jednego z bohaterów… powiedzmy, że dają nadzieję.
Klinikę śmierci dobrze się
czyta. Owszem, czasem jest trochę kaznodziejskiego i patetycznego tonu, co bywa
zrozumiałe, ale i czuć taką wiarę młodego Cobena w lepszy świat, w moc medycyny
i naukowców, może i lekką naiwność pełną szlachetnych idei. Mnie osobiście to
nie przeszkadzało. Jednak w powieści można wyłapać kilka drobnych wpadek
Cobena, choćby ta z lotniska, ale… młody wiek autora, brak doświadczenia, jego
szczere wyznanie we wstępie. Na te uchybienia można spojrzeć przez palce, a po
części można zrzucić winę na inne czasy – lata 90-te XX wieku to nie 2016 rok!
Postęp czasami
wymaga mozołu. (s. 507)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Pod hasłem, Grunt to okładka,
Wyzwanie
biblioteczne, Motyw
zdrady w literaturze, Wyzwanie
kryminalne, Czytam
opasłe tomiska
Pamiętam, że czytałam tę książki i bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńCzyli była dobra i zapadła w pamięć :)
UsuńPodoba mi się, że Coben rozwinął mocno osobowość śledczego, dawno nie czytałam powieści autora więc z przyjemnością wrócę do jego twórczości. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też miałam dłuższą przerwę od książek Cobena, ale powrót do jego twórczości był udany.
UsuńSerdeczności ;)
Od pewnego czasu mam ochotę na thriller medyczny i już wiem, że ten będzie dobrym wyborem!
OdpowiedzUsuńI ja to wiem :)
Usuńdawno nie czytałam nic Cobena, chyba muszę wrócić do jego twórczości
OdpowiedzUsuńJej, tej książki Cobena nie czytałam. Muszę nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńAno musisz :)
UsuńLubię twórczość Cobena, więc będę miała na uwadze powyższą książkę.
OdpowiedzUsuńI słusznie. Warto przeczytać o klinice śmierci.
UsuńOo, dawno nie czytałam tego autora, chyba pora to zmienić. ;)
OdpowiedzUsuńNie chyba, a na pewno :)
Usuń