niedziela, 20 marca 2016

Spadek bibliofila



Autor: Arkadiusz Niemirski
Tytuł: Testament bibliofila
Ilustracje: z Zamku Działyńskich w Kórniku
Wydawnictwo: Ossolineum
Seria: Nasza Biblioteka
Tom:13
Liczba stron: 287
Oprawa: miękka
Data wydania: 2005
ISBN: 83-0404700-4

W życiu należy kierować się zarówno intuicją, jak i rozumem, przede wszystkim, dostrzegać związki miedzy faktami. (s. 77)
W dziale przygodówek dla dorosłych znalazłam książkę Arkadiusza Niemirskiego Testament Bibliofila. Już sam tytuł mnie zaintrygował, a blurb podwyższył poziom zaciekawienia. Gdy zaczęłam czytać, okazało się, że to przygodówka dla młodzieży, ale czytania nie przerwałam. Dałam się ponieść przygodzie. Wzięłam udział w śledztwie i razem z bohaterami szukałam spadku po bibliofilu.
Na początku kwietnia 2002 roku zmarł w Kórniku Emanuel Karski, 65-letni architekt, odludek, zapalony bibliofil, interesujący się Tytusem Działyńskim i jego zbiorami bibliofilskimi, uczony świrus, szaleniec, wariat dużego kalibru. Swoim dorosłym dzieciom oraz tajemniczej przyjaciółce zostawił spadek. Każdy otrzymał płytę CD z hasłem, otwierającym akt prawny do pewnego cennego przedmiotu. I jak słusznie za życia staruszek przewidział, nikomu z całej czwórki nie udało się złamać hasła. Dlatego po 3 miesiącach od śmierci pana Emanuela spadkobiercy spotykają się ponownie u mecenasa Czaplińskiego. Każdy z nich otrzymuje kopertę, a potem mecenas wkłada kasetę do magnetofonu i w gabinecie rozlega się głos nieboszczyka. Padają słowa:
Obawiam się, że nie jesteście zdolni rozwiązać prostej łamigłówki, a co dopiero mówić o intelektualnej zabawie, w jaką was zaangażowałem. Chciałem jednak dać szansę każdemu… Żeby odgadnąć hasło i zostać jedynym spadkobiercą, trzeba ruszyć mózgownicą… Intelekt… wiedza, to są odpowiednie wytrychy do mojego skarbca. Nie ma tu miejsca na los szczęścia. (s. 33)
Poszukiwanie skarbu ekscentrycznego bibliofila zaczyna się na całego. Wszyscy mają równe szanse, wszystkie metody dozwolone w myśl hasła: „Kto pierwszy, ten lepszy”. Ale… trzeba ruszyć szare komórki i zmusić je do pracy, a z tym może być problem, bo dzieci spadkobiercy są wygodne i próżne. Najstarsza córka Emanuela, Barbara Karska wynajmuje detektywa i działa z córką Klaudyną. Joanna to nieco przejrzała modelka, której pomaga nowy narzeczony, Francuz Pierre. Najmłodszy jest Patryk, tegoroczny maturzysta, który nie ma głowy do nauki, tylko do lenistwa. Każde z rodzeństwa działa na własną rękę, bo jest skłócone. Jest jeszcze czwarta sukcesorka, tajemnicza nieznajoma, była kochanica Karskiego.
Trop prowadzi do zamku w Kórniku i słynnych dzieł sztuki oraz bogatego księgozbioru Biblioteki Kórnickiej. 

Zaczyna się śledztwo pełne nieprzewidzianych zwrotów akcji, przyprawiających o ciarki lub zawał serca, pełnych sojuszy i zmiany stron, a nawet humoru, które zapewniają niektóre dialogi i sytuacje. Kilka razy śledzący nie wiedział, że jest śledzony przez kogoś innego. W końcu skarbu szukają 4 grupy: Barbara z Klaudyną, Joanna z Pierrem, Patryk, gangsterzy z obcym akcentem. Tajemnicza przyjaciółka zmarłego pojawia się w powieści nieco później. I jest jeszcze grupa, której przewodzi Bryzol – grupa wyrostków bez pracy i kasy, za to chętna do łamania prawa. Jej pojawienie się zawsze gwarantowało nieprzewidziane wydarzenia. Kto tu gra i przed kim? Kto odnajdzie skarb? Co będzie skarbem? Nie zdradzę. Ale zakończenie i pomysłowość Karskiego zaskoczą czytelnika.
Juliusz Baber – podstarzały, otyły detektyw z wieńcówką, nieco ciapowaty, jeżdżący starym polonezem, trzymający klamkę pod marynarką, mający duże doświadczenie w zawodzie, znający się na ludziach, ale nie na nowinkach technicznych. W sytuacjach kryzysowych detektyw klnie: „O żesz ty kartofel!”. Nie grzeszy w myśleniu subtelnością, ale jego chłopskie rozumowanie prowadziło go dotąd do celu, prostota myślenia, ot co! Bo głowa w zawodzie detektywa to największy atut i kapitał. Co i rusz Barber ma innego pracodawcę. Ale niezmiennie i prawie od początku towarzyszy mu asystent, czyli 15-letni niepozorny Marek, uciekinier z domu. Chłopak jest bardzo inteligentny i oczytany, świetnie dedukuje, dlatego dostał ksywkę Omnibus.
Omnibus robił w tym duecie za encyklopedię i mózg, Barber był kimś w rodzaju motoru napędowego. (s. 113)
Zaciekawiły mnie zagadki pozostawione przez pana Karskiego. Pierwszej nie byłam w stanie rozwiązać, zaś w przypadku drugiej poszłam nieco innym tropem. A były jeszcze kolejne. Muszę przyznać, że pomysłowość autora na zakodowanie kolejnych etapów do odkrycia hasła i odnalezienia skarbu zrobiło na mnie wrażenie. Wpadnięcie na trop raz wydawało się łatwe, innym razem trudne.
Czynny udział w śledztwie zagwarantował mi wszechwiedzący narrator, który wziął mnie za rękę i prowadził przez kolejne etapy poszukiwania skarbów. To MY szukaliśmy, gdyż narrator kilka razy używa pierwszej osoby liczby mnogiej, zwracając się bezpośrednio do czytelnika. Dzięki temu młody czytelnik nie będzie tylko biernym obserwatorem, ale i czynnym uczestnikiem zdarzeń, wszystkich zdarzeń. Czasami trzeba było bowiem lekko cofnąć się w czasie, by towarzyszyć innemu bohaterowi w jego poszukiwaniach, czy to w bibliotece, czy w kafejce internetowej.
Generalnie książka powinna się spodobać młodemu czytelnikowi. Barwność postaci jest zagwarantowana, zagadka skomplikowana, akcja wartka, fabuła ciekawa, język przystępny okraszony humorem, przypisy wyjaśniają różne kwestie i do tego kilka różnych zdjęć i planów zamku kórnickiego.
Ale… autor ma tendencję do nadmiernego przybliżania faktów i opisów miejsc historycznych. Życie Tytusa Działyńskiego, w którego tak zapatrzony był Emanuel Karski, drobiazgowy opis zamku i wystaw w poszczególnych salach, jego historia i architektura to wszystko może nieco przytłoczyć młodzież (a nawet dorosłego) i zamiast być wskazówką czy ciekawostką, staje się miniwykładem. A są jeszcze fragmenty wyjaśniające nazwę Kórnika, opisujące zieloną herbatę itp. Trochę tego za dużo. Jednak podobało mi się to, że autor słowami detektywa podkreśla, jak ważne jest wykształcenie i zdobywanie wiedzy, która nie wiadomo kiedy się przyda. I trochę zazdrościłam bohaterom możliwości oglądania zasobów Biblioteki Kórnickiej.
Testament bibliofila to powieść detektywistyczno-przygodowa, która zabierze każdego czytelnika do zamku i biblioteki w Kórniku, pozwoli mu wziąć udział w skomplikowanym śledztwie i odgadywać hasła prowadzące do odkrycia skarbu. Mnie również zachęciła do odwiedzenia wielkopolskiego Kórnika.
Dzisiaj jesteśmy mądrzejsi niż wczoraj, głupsi niż jutro. (s. 52)

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

6 komentarzy:

  1. Widziałam w gimnazjalnej bibliotece tą książkę, ale nigdy mnie nie ciekawiła..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkoholiczka nie była zainteresowana spadkiem po bibliofilu? A szkoda...

      Usuń
  2. Cieszę się, że dobrze oceniasz tę książkę, gdyż mam ją na swojej półce. Będę ją niebawem czytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż bym ją chciała przeczytać. Napisałaś o niej bardzo zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.