Tytuł:
Testament bibliofila
Ilustracje:
z Zamku
Działyńskich w Kórniku
Wydawnictwo: Ossolineum
Seria: Nasza Biblioteka
Tom:13
Liczba stron: 287
Oprawa: miękka
Data wydania: 2005
Oprawa: miękka
Data wydania: 2005
ISBN: 83-0404700-4
W życiu należy
kierować się zarówno intuicją, jak i rozumem, przede wszystkim, dostrzegać
związki miedzy faktami. (s. 77)
W
dziale przygodówek dla dorosłych znalazłam książkę Arkadiusza Niemirskiego Testament Bibliofila. Już sam tytuł mnie
zaintrygował, a blurb podwyższył poziom zaciekawienia. Gdy zaczęłam czytać,
okazało się, że to przygodówka dla młodzieży, ale czytania nie przerwałam.
Dałam się ponieść przygodzie. Wzięłam udział w śledztwie i razem z bohaterami
szukałam spadku po bibliofilu.
Na
początku kwietnia 2002 roku zmarł w Kórniku Emanuel Karski, 65-letni architekt,
odludek, zapalony bibliofil, interesujący się Tytusem Działyńskim i jego
zbiorami bibliofilskimi, uczony świrus, szaleniec, wariat dużego kalibru. Swoim
dorosłym dzieciom oraz tajemniczej przyjaciółce zostawił spadek. Każdy otrzymał
płytę CD z hasłem, otwierającym akt prawny do pewnego cennego przedmiotu. I jak
słusznie za życia staruszek przewidział, nikomu z całej czwórki nie udało się złamać
hasła. Dlatego po 3 miesiącach od śmierci pana Emanuela spadkobiercy spotykają
się ponownie u mecenasa Czaplińskiego. Każdy z nich otrzymuje kopertę, a potem
mecenas wkłada kasetę do magnetofonu i w gabinecie rozlega się głos
nieboszczyka. Padają słowa:
Obawiam się, że
nie jesteście zdolni rozwiązać prostej łamigłówki, a co dopiero mówić o
intelektualnej zabawie, w jaką was zaangażowałem. Chciałem jednak dać szansę
każdemu… Żeby odgadnąć hasło i zostać jedynym spadkobiercą, trzeba ruszyć
mózgownicą… Intelekt… wiedza, to są odpowiednie wytrychy do mojego skarbca. Nie
ma tu miejsca na los szczęścia. (s. 33)
Poszukiwanie
skarbu ekscentrycznego bibliofila zaczyna się na całego. Wszyscy mają równe
szanse, wszystkie metody dozwolone w myśl hasła: „Kto pierwszy, ten lepszy”.
Ale… trzeba ruszyć szare komórki i zmusić je do pracy, a z tym może być problem,
bo dzieci spadkobiercy są wygodne i próżne. Najstarsza córka Emanuela, Barbara
Karska wynajmuje detektywa i działa z córką Klaudyną. Joanna to nieco
przejrzała modelka, której pomaga nowy narzeczony, Francuz Pierre. Najmłodszy
jest Patryk, tegoroczny maturzysta, który nie ma głowy do nauki, tylko do
lenistwa. Każde z rodzeństwa działa na własną rękę, bo jest skłócone. Jest
jeszcze czwarta sukcesorka, tajemnicza nieznajoma, była kochanica Karskiego.
Trop
prowadzi do zamku w Kórniku i słynnych dzieł sztuki oraz bogatego księgozbioru
Biblioteki Kórnickiej.
Zaczyna się śledztwo pełne nieprzewidzianych zwrotów
akcji, przyprawiających o ciarki lub zawał serca, pełnych sojuszy i zmiany
stron, a nawet humoru, które zapewniają niektóre dialogi i sytuacje. Kilka razy
śledzący nie wiedział, że jest śledzony przez kogoś innego. W końcu skarbu
szukają 4 grupy: Barbara z Klaudyną, Joanna z Pierrem, Patryk, gangsterzy z
obcym akcentem. Tajemnicza przyjaciółka zmarłego pojawia się w powieści nieco
później. I jest jeszcze grupa, której przewodzi Bryzol – grupa wyrostków bez
pracy i kasy, za to chętna do łamania prawa. Jej pojawienie się zawsze
gwarantowało nieprzewidziane wydarzenia. Kto tu gra i przed kim? Kto odnajdzie
skarb? Co będzie skarbem? Nie zdradzę. Ale zakończenie i pomysłowość Karskiego
zaskoczą czytelnika.
Juliusz
Baber – podstarzały, otyły detektyw z wieńcówką, nieco ciapowaty, jeżdżący
starym polonezem, trzymający klamkę pod marynarką, mający duże doświadczenie w
zawodzie, znający się na ludziach, ale nie na nowinkach technicznych. W sytuacjach
kryzysowych detektyw klnie: „O żesz ty kartofel!”. Nie grzeszy w myśleniu
subtelnością, ale jego chłopskie rozumowanie prowadziło go dotąd do celu,
prostota myślenia, ot co! Bo głowa w zawodzie detektywa to największy atut i
kapitał. Co i rusz Barber ma innego pracodawcę. Ale niezmiennie i prawie od
początku towarzyszy mu asystent, czyli 15-letni niepozorny Marek, uciekinier z
domu. Chłopak jest bardzo inteligentny i oczytany, świetnie dedukuje, dlatego
dostał ksywkę Omnibus.
Omnibus robił w
tym duecie za encyklopedię i mózg, Barber był kimś w rodzaju motoru napędowego.
(s. 113)
Zaciekawiły
mnie zagadki pozostawione przez pana Karskiego. Pierwszej nie byłam w stanie
rozwiązać, zaś w przypadku drugiej poszłam nieco innym tropem. A były jeszcze
kolejne. Muszę przyznać, że pomysłowość autora na zakodowanie kolejnych etapów
do odkrycia hasła i odnalezienia skarbu zrobiło na mnie wrażenie. Wpadnięcie na
trop raz wydawało się łatwe, innym razem trudne.
Czynny
udział w śledztwie zagwarantował mi wszechwiedzący narrator, który wziął mnie
za rękę i prowadził przez kolejne etapy poszukiwania skarbów. To MY szukaliśmy,
gdyż narrator kilka razy używa pierwszej osoby liczby mnogiej, zwracając się
bezpośrednio do czytelnika. Dzięki temu młody czytelnik nie będzie tylko
biernym obserwatorem, ale i czynnym uczestnikiem zdarzeń, wszystkich zdarzeń. Czasami
trzeba było bowiem lekko cofnąć się w czasie, by towarzyszyć innemu bohaterowi
w jego poszukiwaniach, czy to w bibliotece, czy w kafejce internetowej.
Generalnie
książka powinna się spodobać młodemu czytelnikowi. Barwność postaci jest
zagwarantowana, zagadka skomplikowana, akcja wartka, fabuła ciekawa, język przystępny
okraszony humorem, przypisy wyjaśniają różne kwestie i do tego kilka różnych zdjęć
i planów zamku kórnickiego.
Ale…
autor ma tendencję do nadmiernego przybliżania faktów i opisów miejsc
historycznych. Życie Tytusa Działyńskiego, w którego tak zapatrzony był Emanuel
Karski, drobiazgowy opis zamku i wystaw w poszczególnych salach, jego historia i
architektura to wszystko może nieco przytłoczyć młodzież (a nawet dorosłego) i
zamiast być wskazówką czy ciekawostką, staje się miniwykładem. A są jeszcze
fragmenty wyjaśniające nazwę Kórnika, opisujące zieloną herbatę itp. Trochę
tego za dużo. Jednak podobało mi się to, że autor słowami detektywa podkreśla,
jak ważne jest wykształcenie i zdobywanie wiedzy, która nie wiadomo kiedy się
przyda. I trochę zazdrościłam bohaterom możliwości oglądania zasobów Biblioteki
Kórnickiej.
Testament
bibliofila
to powieść detektywistyczno-przygodowa, która zabierze każdego czytelnika do
zamku i biblioteki w Kórniku, pozwoli mu wziąć udział w skomplikowanym
śledztwie i odgadywać hasła prowadzące do odkrycia skarbu. Mnie również
zachęciła do odwiedzenia wielkopolskiego Kórnika.
Dzisiaj jesteśmy
mądrzejsi niż wczoraj, głupsi niż jutro. (s. 52)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
ABC
czytania, Pod hasłem, Wyzwanie
biblioteczne, Czytamy
książki historyczne, Motyw
zdrady w literaturze, Fantazyjny
alfabet stronicowy, Dziecinnie
Widziałam w gimnazjalnej bibliotece tą książkę, ale nigdy mnie nie ciekawiła..
OdpowiedzUsuńKsiążkoholiczka nie była zainteresowana spadkiem po bibliofilu? A szkoda...
UsuńCieszę się, że dobrze oceniasz tę książkę, gdyż mam ją na swojej półce. Będę ją niebawem czytać.
OdpowiedzUsuńTo czekam na Twoją recenzję.
UsuńAż bym ją chciała przeczytać. Napisałaś o niej bardzo zachęcająco.
OdpowiedzUsuńW bibliotece poszukaj!
Usuń