wtorek, 2 grudnia 2014

Przybrana matka



Autor: Katarzyna Kołczewska
Tytuł: Kto jak nie ja?
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 480
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7839-610-9






Anna nigdy nie chciała mieć dzieci. Nie lubiła ich. Nie interesowały jej. Okazało się, że los zdecydował za nią. Kiedy w tragicznym wypadku ginie jej siostrzenica z mężem, okazuje się że Anna jest jedyną osobą, która może zająć się trzyletnią osieroconą Olą. Inaczej dziewczynka trafi do domu dziecka. Czy uzależniona od leków i alkoholu, borykająca się z traumą kobieta zdobędzie się na heroizm, stawi czoło słabościom, lękom i demonom przeszłości? Stawką jest szczęście dziecka, a w tej walce wszystkie chwyty – szantaż, manipulacja, przekupstwo – są dozwolone. I czy trzylatka będzie w stanie zaakceptować zupełnie nowe życie, na które nikt jej nie przygotował? Niezwykle poruszająca, do bólu szczera opowieść o trudnej miłości, odpowiedzialności i odnajdywaniu szczęścia tam, gdzie nigdy się go nie szukało.

Są kobiety, które pragną mieć dziecko za wszelką cenę. Są też takie, które nie chcą ich mieć. Jedną z nich była doktor ginekolog Anna Słabkowska, główna bohaterka powieści Katarzyny Kołczewskiej Kto, jak nie ja? Kobieta tuż po 50-tce przebywa na długim bezpłatnym urlopie z powodu swego nałogu – topi smutki, ale one ni groma nie chcą utonąć, zalewa robaka i nie może go zalać, bo on coraz lepiej pływa... A ma w czym, bo przez lata pracy butelkowych dowodów wdzięczności trochę się uzbierało! Do tego dochodzą leki nasenne, uspokajające, przeciwbólowe – całkiem niezły zestaw! A że sama sobie może wypisywać recepty, to korzysta z tego maksymalnie.
Tak naprawdę to dr Słabkowska nie może wymazać z pamięci niektórych wspomnień. Jej życie, jak sama przyznaje, to totalna klapa, rozsypało się w ciągu pół roku: Bez prochów nie zasnę. Bez alkoholu nie dotrwam do wieczora. Nie widuję się z nikim, nie myję się całymi tygodniami i właściwie nie wychodzę z domu[1]. Nazwisko w końcu zobowiązuje! Kobieta traci rachubę czasu, lecz ma na tyle przytomności umysłu, by odbierać co piąty telefon, aby nikt się do niej nie włamał w poszukiwaniu trupa. Jednak rozmowy przez telefon to złość na dzwoniącego, oburzenie, a nawet wściekłość i rzucenie słuchawką. Te emocje potem trzeba było zagłuszyć… koktajlem Mołotowa!

Jednak jeden z tych co piątych telefonów stawia ją na nogi. Dosłownie! Magda, młodsza siostra pani doktor przekazuje jej, że jej córka z mężem mieli wypadek, gdy po nią jechali na święta. W szpitalu okazało się, że Paweł zginął na miejscu, Małgorzata jest w stanie krytycznym, a ich córka 3-letnia Ola jest cała i zdrowa. Ten ogrom nieszczęścia w przeddzień Wigilii spowodował ciężki zawał u Magdy. I dla pani doktor zaczęło się pandemonium! W okresie świąteczno-noworocznym musiała zająć się całą rodziną: rozsypanym kompletnie szwagrem Robertem, zdezorientowaną dziewczynką i  jej bratem Igorem. Opisy tych perypetii to mieszanina tragedii, ale i komizmu słownego.
Decyzją rodziny Ola trafia na jakiś czas do ciotecznej babki, dopóki jej babcia nie wydobrzeje po zawale. Dzięki tej decyzji pani doktor wraca do życia, wskakuje na właściwe tory. Zrozumiała, że chorobę można sobie wyjaśnić. Choroba może się zdarzyć każdemu. Ale nałóg to co innego. Przyznanie się do nałogu to przyznanie się do słabości. Doktor Słabkowska nie mogła być słaba[2]. Zaczęło się piekło i dla pani doktor, i dla dziewczynki. Kobieta, która nigdy nie miała dzieci i nigdy nie chciała ich mieć, z dnia na dzień musi zająć się wychowaniem 3-latki. Idzie jej jak po grudzie. Serce się kraje, czytając opisy "walki" tych dwóch kobiet. Wściekłość na bohaterkę miesza się ze współczuciem. Te opisy bolą. A i mała daje jej ostro popalić swymi histeriami. I nic dziwnego, że Anna Słabkowska wraca do swych nałogów, bo chce mieć święty spokój. Ciągle wydzwania do siostry z pytaniem, kiedy zabiorą wnuczkę, a oni… oni się wymigują na różne sposoby. Nie pomagają lamenty w stylu: Chcę spokoju, powrotu do swojego smutnego, samotnego i przegranego życia! Za to mam codziennie histerie po kilka godzin, sikanie na dywany i do łóżka. Mam rzyganie po jedzeniu, przed jedzeniem, na spacerze i po spacerze. Mam wysypki, kupy, nieprzespane noce i setki trudnych pytań, na przykład, gdzie jest mama![3]. I tak w kółko. A do tego szpital, policja, pogotowie opiekuńcze, sąd rodzinny, psychiatra… Jak dokładnie potoczą się losy Ani i Oli, sami musicie się dowiedzieć.
Powieść Kto, jak nie ja? porusza wiele ważnych i bardzo trudnych życiowo tematów. Problem alkoholizmu, nadużywania leków, opieki nad obcym dzieckiem, opieszałości sądów rodzinnych czy tragedii dzieci w pogotowiu opiekuńczym. Niełatwo się o tym czyta, ale trzeba… trzeba mieć świadomość istnienia tego typu problemów i walki z nimi. Zwłaszcza wątek pogotowia opiekuńczego w Toruniu chwyta za serce, szarpie nim do bólu. Tragedia rodziców każdego z dzieci przekłada się na ich tragedię. To smutne i  bardzo emocjonujące opisy w odbiorze. W ogóle cała książka taka jest, a emocje wywołuje skrajnie różne. Oprócz łez wywołuje także śmiech, bo cięty język doktor Słabkowskiej idzie w ruch. A z drugiej strony te sam język rzuca wulgaryzmami i to może niektórych oburzać. Jednak bez tych wulgaryzmów pewne sceny nie byłyby po prostu wiarygodne.
Mimo trudnego tematu powieść przeczytałam bardzo szybko. Byłam ciekawa, co dalej. Akcja jest spójna i dość wartka, bowiem przy małym dziecku człek nie posiedzi, ciągle coś się dzieje. Opisy są bardzo realne i plastyczne, bo i język prosty, i styl lekki, a do tego żywe dialogi. Zwłaszcza rozmowy z Olą rozczulają. I tu się czepnę – jak na 3-latkę to Ola słabo mówiła (mam porównanie z młodszą bratanicą i córką koleżanki), lecz to może być sprawa indywidualna. Narracja 1-osobowa uwiarygadnia całą historię. Szkoda tylko, iż między 4. a 15. rokiem życia Oli jest przerwa – autorka zrobiła przeskok czasowy. Szkoda, bowiem dwie główne bohaterki są bardzo charakterne i wyraziście nakreślone, zaś czytelnik chciałby dokładnie poznać ich relacje przez cały czas ich wspólnego życia. Pozostałym postaciom z powieści również niczego nie brakuje. Ja miałam nie raz i nie dwa ochotę potrząsnąć Robertem, by w końcu chłop miał własne zdanie i wypełzł spod pantofla żony, a ją kopnąć w cztery literki, by poczuła się do zajęcia własną wnuczką, a nie tylko wykręcała się swoim chorym sercem.  
Ta książka porusza i każe zastanowić się nad życiem. Wstrząsa czytelnikiem, ale i wywołuje delikatny uśmiech zrozumienia, uśmiech przez łzy. Obnaża ludzkie słabości, nałogi i pokazuje siłę do ich pokonania, siłę dojrzałości i miłości.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

 




[1] K. Kołczewska, Kto, jak nie ja?, Warszawa 2013, s. 45.
[2] Ibidem, s. 140.
[3] Ibidem, s. 109.

8 komentarzy:

  1. Lubię sięgać po takie poruszające książki, szczególnie polskich autorów, więc będę mieć na uwadze tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę czytałam i bardzo emocjonalnie ją wspominam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet widziałam fragment Twojej recenzji w książce ;)

      Usuń
  3. Interesująco się zapowiada.
    Szkoda, że mam tak mało czasu, a tak dużo do przeczytania, ale jeżeli biblioteka się zaopatrzy to kto wie.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mnie też czasu brak, a stosik wciąż rośnie!

      Usuń
  4. Wydawałoby się, że podobne tematy były przerabiane zarówno w literaturze i filmie, ale mam wrażenie że ta historia ma jakby głębszy wymiar. Z chęcią przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, tematy i motywy się powtarzają, ale też chodzi o sposób przedstawienia problemu, bohaterów. Naprawdę warto przeczytać!

      Usuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.