niedziela, 28 czerwca 2015

Dziedziczka wojowniczka



Autor: Catherine Coulter
Tytuł: Dziedziczka Valcourt
Tłumaczenie: Dorota Jankowska-Lamcha
Wydawnictwo: BIS
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7551-254-0




Od koleżanki pożyczyłam książkę Catherine Coulter Dziedziczka Valcourt, bowiem akcja rozgrywa się w średniowieczu, a dokładnie w 1278 roku. Jest zamek, jest rycerz, aczkolwiek niejeden, jest rudowłosa dziedziczka, a wszyscy oni żyją pod rządami angielskiego króla Edwarda I.
W maju umiera hrabia Valcourt, ukochany ojciec Merry, a ona wie, co ją czeka. Jej matka, ksieni Helena z klasztoru Meizerling, nazywana czarownicą, chce wydać ją za mąż za Jasona z Brenan, któremu źle z oczu patrzy. Dziewczyna ucieka z zamku w przebraniu. W tym samym czasie do swej rodzinnej posiadłości wraca z królewskiej służby po kilku latach nieobecności lord Garron z Kersey. Po śmierci brata ma zostać hrabią Wareharm. Po drodze ratuje jakiegoś bitnego chłopca. Gdy przybywa do swego domu, zastaje bardzo zniszczony zamek i nielicznych poddanych bliskich śmierci głodowej. Okazało się, że kilka dni wcześniej był tu Czarny Demon, a że nie znalazł srebrnych monet, to zniszczył wszystko, zabił wielu mieszkańców. Wrzeszczał, że to retrybucja, sprawiedliwy odwet, kara za złodziejstwo.
Lord niewiele rozumiał z zaistniałej sytuacji, ale jako nowy pan jeszcze tego samego wieczoru podjął pierwsze decyzje. Gdy następnego dnia ruszył ze swoimi ludźmi na polowanie, ów bitny chłopak, który się wślizgnął za nim do zamku, okazał się być rudowłosą dziewczyną. Merry poprosiła w zaufaniu Miggins o pomoc. Wkrótce powstała bajeczka o nieślubnej córce zmarłego księdza, a prawdziwa tożsamość dziewczyny została zatajona. Sęk w tym, że:
Nikt długo nie ukryje tego, kim naprawdę jest (s. 74)

Wszyscy zebrani mieszkańcy zamku zgodzili się milczeć, a w zamian za milczenie Merry obiecała im pomóc przywrócić zamek do świetności. Zdolności organizacyjne młodej kobiety, umiejętności prowadzenia zamku, szacunek dla ludzi, zjednywanie ludzi i przywiązywanie ich do siebie, ciężka praca i listy do zrobienia działają cuda. Wywierają również duże wrażenie na Garronie, a ten na każdym kroku próbuje Merry przyłapać na kłamstwie o jej pochodzeniu. Nie jest to proste, bowiem ta pomysłowa dziewczyna ma sprawny umysł! W dodatku jest wykształcona.
Wiedza jest najważniejsza i dlatego mądrze jest trzymać ją dla siebie. (s. 156)
A nad zamkiem wciąż wisi niebezpieczeństwo ze strony Czarnego Demona. Okazuje się, że ma on niecne zamiary, dba tylko o własne interesy i zawarł umowę z czarownicą, matką Merry. Dalsze losy bohaterów tej średniowiecznej opowieści są pełne zagadek, misternych planów i podchodów, z domieszką magii. Zakończenie jest szczęśliwe, aczkolwiek z lekka mnie zaskoczyło, pozytywnie.
W tę powieść historyczną autorka wplotła wątek romansowy Merry i Garrona. Między młodymi stopniowo rodzi się uczucie, kiełkuje powoli, ale za to temperament i dusza wojowniczki sprawia, że między nimi iskrzy. Merry ma cięty język, mówi wprost, wie co to riposta, dlatego dialogi z jej udziałem dostarczają rozrywki. Jej decyzje też bywają zaskakujące, bo ona umie postawić na swoim. Dosłownie i w przenośni! Rude włosy świadczą o jej ognistym temperamencie. Trochę bladziej przy niej wypada odważny Garron. Potrafi się bić, zwyciężać, walczyć o siebie i swoich ludzi, podejmować trudne decyzje, ale brakuje mi w nim pewnej stanowczości, pewności. Sprawy się nieco komplikują, kiedy okazuje się, że Merry jest dziedziczką Valcourt. Ale…
Prawda nie odwraca żadnej uwagi. (s. 92)
Postacie drugoplanowe są dobrze zarysowane. Każdemu powinna spodobać się zwłaszcza Miggins, której spostrzegawczość, zmysł obserwacji i cięty język działają dla dobra ogółu lub ku jego uciesze. Ta stara kobieta z 4 zębami zna się na ludziach. A słysząc jej wspomnienia z młodości o całowaniu jej pod kolanami po seksie przez przystojnego lubego, wywoła szeroki uśmiech na twarzy bądź niedowierzanie.
Autorka stworzyła typową średniowieczną opowieść, może tylko z lekko nietypową bohaterką czarownicą. Ten wątek w drugiej części powieści jest o wiele bardziej rozwinięty. Przyznam, że trochę mi ta magia nie pasowała do wydarzeń – wywoływała lekkie niedowierzenie; powodowała, że odnosiłam wrażenia, jakbym czytała jakąś fantastykę lub baśń. Ale w ostatecznym rozrachunku ten wątek został dobrze rozwiązany.
Życie w średniowieczu nie należało do łatwych. Trudy odbudowy zamku zostały realnie przedstawione, ale bez zbędnych szczegółów. Poddani z desek robią stoły i ławy, zbijają łoża, wypełniają sienniki, sprzątają, naprawiają sprzęty. Inne rzeczy potrzebne na co dzień są zakupione lub otrzymane w darze. Merry zna sposób na pozbycie się brzydkiego zapachu z sali jadalnej. Jej znajomość ziół bardzo się przydaje także w higienie osobistej i leczeniu chorych. Autorka nie unika też tematów typu wychodek czy uciechy cielesne, o których wszyscy gawędzili i żartowali, także na dworze króla (kilka scen rozgrywa się także na zamku w Londynie). Kobiety były chętne do rozkoszy pod warunkiem, że mężczyzna nie był fujarą!
Są informacje o sposobach podróżowania, obrony, ubiorach, posiłkach, pracy kanclerza królewskiego, daninach, lochach, rozstrzyganiu różnych spraw, ale mimo wszystko czułam jakiś niedosyt. Za mało mi było tych informacji. Ale mimo wszystko były i ciekawostki historyczne. Czerwone oczy wiosna nazywane były wiosennymi łzami. Już w średniowieczu potrafiono na alergię przygotować jakiś specyfik. Z kolei wiek ludzi poznawało się po włosach lub świeżości oddechu.
Akcja toczy się sama w różnym tempie, w zależności od wydarzeń. Czasem brakowało mi dynamiki, ale wynagradzali to bohaterowie z otoczenia Garrona i ich słownictwo. Wprawdzie nie ma w powieści stylizacji językowej, gdzieniegdzie pojawiają się tylko pojedyncze archaizmy, ale za to dużo jest… świętych. Bohaterowie często przywołują ich w różnych okolicznościach, w zależności od sytuacji, a nie spotkałam się z tym w innych powieściach historycznych. A święci potrafią rozbawić i ubawić. I tak bohaterowie dziękują w różnych okolicznościach: niech będą dzięki zepsutym zębom Flavina, wytrzeszczonym oczom świętego Cladoura, gotowanym kościom świętego Cuthberta, połamanym zębom świętego Leonarda. Na pomoc wzywają w taki sposób: o potężny święty Albertynie! Przeklinają sobie w ten sposób: na spiczasty podbródek świętego Alberta, na wszystkie połamane palce świętej Agnieszki, na czyraki świętego Floriana.
Życie jest tak nieoczekiwaną mieszaniną rzecz świętych i ziemskich, że człowiek może się tylko dziwić. (s. 356)
Dziedziczka Valcourt to powieść historyczna nie przytłaczająca nazbyt historią, skupiająca się bardziej na codziennym życiu ludzi różnych stanów w tamtych czasach i związanych z tym problemami, zagadkami, z wątkiem romansowym i z lekka czarami. Dobrze się czyta, ale nie spodziewajcie się rewelacji. Po prostu miła lektura z akcją z XIII wieku.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

10 komentarzy:

  1. Nie przepadam za czytaniem powieści historycznych, dlatego jednak nie skuszę się na powyższą pozycję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem :) Ale może kiedyś przekonasz się do książek historycznych!

      Usuń
    2. W życiu!!! Jedyny wyjątek robię (ale to naprawdę sporadyczny) dla romansów historycznych typu harlequin, gdzie jest tyle historii co kot napłakał :)

      Usuń
    3. Nie zarzekaj się tak bardzo, bo los lubi płatać figle. Doskonale o tym wiem! :)

      Usuń
  2. Juz po Twoim opisie spodobała mi się bunczuczna postać Merry :) Zreszta cały zarys fabuły jakoś bardzo przypadł mi do gustu. A przekleństwa brzmią faktycznie jakoś tak zabawnie, komicznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że nie przytłacza mnogością faktów historycznych, co niestety często się zdarza w tego typu powieściach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to ma być beletrystyka, a nie podręcznik do historii.

      Usuń
  4. Nie do końca moje gusta, ale mojej mamie polecę ;)

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.