Autor: Iwona Banach
Tytuł: Wakacje z truchłami
Wydawnictwo: Lekkie
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Data wydania: 2021
ISBN: 978-83-66630-50-5
Urlop zbliża się w tempie jednostajnie przyspieszonym, więc pora planować wakacyjne wyjazdy. Znalazłam nie lada atrakcję! Prywatny Park Rozrywki w Wiedźmianach. Przede mną Wakacje z truchłami Iwony Banach.
A potem nastąpił armagedon. (s. 6)
Pakosiowa, pasjonatka kryminałów, założyła pierwszy Prywatny Park Zbrodni, zwany Truchliskiem. Na jego terenie doszło do prawdziwej zbrodni. Jest trup. Chwilowo bezimienny. W tym czasie niedaleko odbywa się zlot blogerek. Dwie z nich chcą zbić majątek na stworzonym przez siebie portalu o krwawych morderstwach. Zatrzymują się u babki Małochowej, która z obawy o swoje życie tępi wszelkie zjawiska nadprzyrodzone. W Wiedźmianach wiele się dzieje. Tajemnicza formuła zapewniająca wieczne piękno poszukiwana jest przez wielu. Tu miejskie ambicje zderzają się z wiejską rzeczywistością i mentalnością.
W ogóle idea parku była świetna. (s. 24)
Idee zwykle bywają świetne, lecz ich wdrożenie niekoniecznie. Tak się ma z Truchliskiem. Pakosiowa kombinuje i wciąż wymyśla nowe atrakcje dla turystów żądnych sensacji. Tanim kosztem „wyposażyła” park w zbrodnicze elementy. Znajduje się tu m.in. gilotyna, szubienica, wrak spalonego auta, szmaciany klaun bez głowy, tunel miłości. Trupy też są, a jakże. I to jak żywe! Buda z hot dogami również. No i błoto i krzaki. Wszystko pięknie i… nieładnie dla gatunku napływowo-przepływowego. Z wyglądu raczej śmietnisko, tyle że ogrodzone i z nazwą. Park rozrywki szyty na miarę! Nic, tylko zwiedzać!
My się znamy z internetu. (s. 367)
Iwona Banach krytyki się nie boi. To kolejna powieść autorki, w której bezlitośnie wytyka palcami i piętnuje nasze polskie przywary, pijaństwo, głupotę, pogoń za pieniędzmi i wiecznym pięknem, teorie spiskowe, działalność policji, pogoń za sensacją, social media. Mocno obrywa się instamodelkom, którym Instagram zrobił niezłą papkę z mózgu. Ich głupota śmieszy. Pogoń za dobrym zdjęciem na „odpowiednio” makabrycznym tle, za kolejnym lajkiem, serduszkiem, liczbą followersów przeraża. Instagramerki żyją w social mediach i social mediami, bo życie realne służy im do istnienia w świecie wirtualnym. Facebookologia ma się dobrze, facebookowy altruizm też.
[…] w internecie wszystko jest możliwe, wszystko jest na trochę, na niby, na pokaz i dla lajków. (s. 367)
Inteligencji za grosz nie ma Hamlet, nieszkodliwy idiota. Jest wyznawcą, lub jak kto woli ofiarą, filmików z lifehackami z YouTube’a. To dla niego „wyrocznia”, sposób na (prze)życie i urządzenie mieszkania. Co on na ich podstawie nie stworzył! 120-kilogramowa kołdra obciążeniowa, żyrandol ze szczotek klozetowych, grill hawajski, który stał się bronią masowego rażenia w wersji biologicznej. Niewiele mądrzejszy jest policjant Markowski, który na tropie zagadki kryminalnej zbiera bogate doświadczenie. Rozwiązanie intrygi banalnie proste, ale nie dla wszystkich. Trzeba myśleć.
Normalnie to wy jesteście nienormalni! (s. 133)
Wiedźmiany wiedźmami stoją, formułą, majerankiem, pruderią i alkoholem. Autorka pod woalem wiejskiej mentalności i przesądów ukryła prawdy i to, co zaobserwowała w polskich realiach. Gender to już lekki przeżytek. Padłam ze śmiechu, gdy czytałam o lagunach! W wyobraźni widziałam filmiki instagramerek nadające się do „Rankingu Mazura”! Zdrowego rozsądku na lekarstwo, bo jest on kompletnie niedoceniony. Bohaterowie, zaciągający gwarą lub bełkoczący po spożyciu, prześcigają się w różnych teoriach. Od ich toku myślenia włosy stają dęba, a brzuch i szczęki bolą ze śmiechu. Przez łzy.
Ten kto znajdzie, będzie bogaty… (s. 304)
Jak Wiedźmiany, to i wiedźmy z ich formułą zaklętą w ziołach. Iwona Banach nie byłaby sobą, gdyby nie zaserwowała czytelnikom (modnych od jakiegoś czasu) potraw regionalnych, charakterystycznych dla zagłębia majerankowego. Samych przepisów nie podaje. Wystarczą ich nazwy i wygląd, a od razu dostaje się bólu brzucha. Z przerażenia. Za to można łapać latające wiedźmy, zjeść marianka, zyskać stalkera, wykonywać podstawowe czynności małżeńskie, przestrzegać praw męża, wrzucić oryginalnie pachnący bukiet do pieca albo nakarmić nim byki… Wycieczka nocą na cmentarz to przy tym pikuś. Akcja mknie żywo i czasem trudno nadążyć za bohaterami. Latają po wsi w tę i nazad. Ta powieść to gotowy scenariusz na komedię. Humor sytuacyjny rozwala system.
No cóż, nie dla idiotów jest nie tylko Media Markt. (s. 313)
Uwielbiam, jak Iwona bawi się słowami. Z lekkością i wprawą wymyśla nietuzinkowe nazwy i sformułowania, tworzy (nie)logiczne teorie, przerabia utarte zwroty i slogany, idealnie wplata wulgaryzmy. Umie wejść w pokręcony umysł i wyartykułować jego „produkty”. Bawi się przy tym ludzkimi marzeniami, pragnieniami, planami, zapędami, żądzami. Posługuje się inteligentnym humorem. Jako baczna obserwatorka nawiązuje do rzeczywistych wydarzeń. Nic jej nie umknie, oczywiste prawdy także. Żongluje ironią i sarkazmem. Nie oszczędza nikogo i niczego. I dobrze.
Czy ty sobie wyobrażasz… (s. 303)
Wakacje z truchłami to wakacje z makabrą w tle, nie tylko zbrodnią popełnioną na człowieku, ale i zbrodnią popełnioną na umyśle, i to niejednym! Powieść bawi inteligentnym humorem i nieco przeraża kondycją polskiego społeczeństwa codziennie karmionego papką internetową. Bo w tym wszystkim przebija ostra krytyka bezmyślności, głupoty, nielogicznego myślenia, fantasmagorii, spiskowych teorii. Jest przerażająco i fascynująco.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
Z ciekawości chętnie przeczytałabym tą książkę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Z pewnością dla samej gry słownej warto przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuń