środa, 19 października 2022

Pruski lód

Autor: Adam Węgłowski

Tytuł: Pruski lód

Wydawnictwo: Skarpa Warszawska

Liczba stron: 336

Oprawa: miękka

Data wydania: 2022

ISBN: 978-83-67343-23-7

 

 


Powieść Pruski lód Adama Węgłowskiego otrzymałam do recenzji ze znanej księgarni internetowej. Skusiło mnie miejsce akcji. Czas również nie był bez znaczenia.

Ja nie w interesach jadę, do diaska. (s. 81)

Tuż przed Bożym Narodzeniem 1899 roku z Lyck (Ełk) w Prusach Wschodnich wyruszył pociąg. W podróż do Rastenburga (Kętrzyn) udali się m.in. pastor Kramer, prowadząca przedszkole Marta Schellong, wdowiec Sadowski z kilkuletnią córką Miłką, przemytnicy bracia Roch, marynarz Leon Prus. Każdy z nich skrywa jakąś tajemnicę tak jak pruski lód na jeziorze. Jedni szukają zemsty, inni krzyżackich skarbów, duchów przeszłości, a nawet miłości. Kto będzie ofiarą, a kto katem na mazurskiej ziemi skutej lodem, przykrytej pierzyną śniegu?

To jakieś odludzie! (s. 113)

Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać po tej książce. Mazury, dawne Prusy Wschodnie, to moje miejsce do życia. Wprawdzie akcja zaczyna się w Ełku, lecz pociąg zawiózł mnie w moje okolice. Odwiedziłam w XIX-wieczny Kętrzyn, gościłam w pałacu w Nakomiadach, zajrzałam do zamku w Barcianach, by na końcu powrócić do Ełku. Niezwykła to była podróż dla mnie osobiście, gdyż po raz pierwszy w literaturze spotkałam się z pruską nazwą swojej rodzinnej miejscowości. Serce żywiej zabiło! Po cichu liczyłam na rozbudowanie wątku krzyżackiego, którym pasjonował się jeden z bohaterów. Jednak to, co zafundował mi autor, było również okrutne. Momentami ciarki przechodziły po plecach ze zgrozy, gdy czytałam o księżnej Baden. Z zimna zresztą też dostawałam dreszczy. Mróz na zewnątrz, chłód panujący w pomieszczeniach dawały się we znaki.

Mamy tu zamarznąć? (s. 115)

Kiedyś to były zimy! Ta na przełomie XIX i XX wieku była tak sroga, że berlinką można było przejechać po Jeziorze Ełckim. Mróz skrzypiał pod butami, śnieżyce szalały, a śnieg i powalone drzewa nierzadko komplikowały podróż pociągiem. Wówczas zima zaskakiwała kolejarzy, ot co! Akcja zaczyna się 1 XII. Jak wieść gminna niosła, tego dnia nic się nie udawało, a wszystko przez Sodomę i Gomorę. W tamtych czasach Mazury nie były rajem na Ziemi ani żadnym cudem natury. Były miejscem, w którym szybko i łatwo można było kogoś posłać do piekła. I niejeden tam trafił. Anioł śmierci zbierał swe żniwo. Czy przypadkowa śmierć jednego z mężczyzn naprawdę była przypadkowa?

Co się naprawdę stało? (s. 250)

Tropy bohaterów wiodą przez mazurskie wsie, miasta i puszcze. Zagłębiają się w leśne knieje, przemierzają między pięknymi, niebezpiecznymi jeziorami, zaglądają do zamków krzyżackich i pałaców rozsianych w Prusach Wschodnich. Autor wplótł do fabuły opowieści z egzotycznej podróży na wyspy Pacyfiku, legendy krzyżackie i politykę. Nacjonalistyczna obsesja związana z upamiętnieniem Bismarcka i budowie wież na jego cześć miała się dobrze. Jedna z nich znajduje się w sąsiedniej gminie. Na kartach powieści czuć żądzę władzy, pruski dryl i militaryzm. Czuć przedsmak nazizmu…

Sęk w tym, że pruski lud stanowili też Mazurzy. (s. 176)

Nie tylko tajemnice przyciągają uwagę czytelnika. Kryminał jest także opowieścią o codzienności mieszkańców tych ziem należących do Cesarstwa Niemieckiego. Życie prostych Mazurów ukazano wiarygodnie. To lud, który nie lekceważy zabobonów i wierzy w kłobuka, ale modlitwy odmawia po polsku mimo panującej wokół niemczyzny. Choć postęp cywilizacyjny prze naprzód (fotoplastykon), to wciąż są żywe dawne przesądy (choćby związane z pochówkiem zmarłego) i mazurska tradycja. O wielu rzeczach wiedziałam, jednak nie o wszystkim. Momentami odnosiłam wrażenie, że czytam powieść Pruski lud. Błąd ortograficzny w tytule wiele by nie namieszał.

Chyba ścigał go jakiś pech. (s. 35)

Adam Węgłowski snuje opowieść, stopniowo zaciekawiając czytelnika. Wie więcej od niego, czym go z jednej strony intryguje, a z drugiej drażni. Początkowo trudno zrozumieć powiązania między bohaterami, gdyż autor równolegle wprowadza kilka wątków. Z czasem ich losy się splatają. Akcja staje się dynamiczna, a przy tym wyjątkowo duszna i klimatyczna. Nie sposób odgadnąć zamysł autora co do jej rozwiązania. Jest mroczno i tajemniczo, czasami przerażająco. Od tej pory unikam muślinu. Moją uwagę szczególnie zwróciły kobiety. Marta idąca z duchem czasu, samotna z wyboru Ingeborga Prus, kierująca się żądzą zemsty księżna Baden, „naznaczona” Miłka Sadowska, dziewczynka o niezwykłym talencie, przypadłości, niechcianym spadku po matce…

O czym ty mówisz, dziecko? (s. 39)

Pruski lód to powieść, która moim zdaniem powinni przeczytać w pierwszej kolejności mieszkańcy dawnych Prus Wschodnich ze względu na przeszłość tej ziemi i to, co ją ukształtowało. Intryga kryminalna pełna tajemnic, splątująca losy kilku ludzi, z domieszką legend krzyżackich, duchów i zjawisk paranormalnych, zabobonów i tradycji mazurskich, nasączona niemieckim porządkiem i pruskim drylem, w okolicznościach mazurskiej przyrody i surowej aury, wijąca się między zamkami i pałacami prowadzi na lód. Lód, który choć gruby, w każdej chwili może pęknąć pod wpływem ciężaru, a pruski lud będzie się temu przypatrywał. Stąpanie po kruchym lodzie nabrało innego znaczenia.

Sprawdźcie inne kryminały w księgarni Tania Książka

 Za egzemplarz książki dziękuję księgarni:

 


Książka bierze udział w wyzwaniu: Abecadło z pieca spadło

 

2 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Zaintrygowałaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi całkiem ciekawie, aczkolwiek wolę obecnie inny gatunek literacki.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.