Tytuł:
Wołyń. Bez litości
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 488
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-8083-480-4
W latach ich
dzieciństwa różnorodne kultury przenikały się na każdym kroku. Ukraińcy, zwani
również Rusinami, żyli obok Polaków, Żydów, Niemców i Czechów. Często
uczestniczono wzajemnie we świętach, sam czasem śpiewał dumki czy protestanckie
pieśni, uczył innych polskich kolęd. Nie było dziwne wspólne zbieranie się w
kościołach lub cerkwiach. (s. 25-26)
Tak
wyglądało życie na Wołyniu przed rozpoczęciem II wojny światowej we wspomnienia
Stacha, głównego bohatera powieści historycznej Wołyń. Bez litości Piotra Tymińskiego. A teraz… mołojce Ukrainę z
Lachów oczyszczają.
Wszystko
się zmieniło w Wielki Czwartek 22 kwietnia 1943 r. Rodzina Morowskich w czasie
posiłku została zaatakowana przez grupę Ukraińców. Brutalność i bestialstwo
mrożą krew w żyłach. Dostało się też… taboretowi! Tylko Stach uciekł, tylko on
przeżył. Uciekł na bagna. Następnego dnia w Brzozowych Ostach zgromadzili się mieszkańcy,
którzy przeżyli napaść i uniknęli spalenia w stodole, którzy przeżyli pogrom. Wśród
nich był Stach. Pięć dni później przyłączył się do samoobrony, która zawiązała
się w szkole w Konstantynówce.
Oj, „Czart”, jak
cię tu nie ma, to same dobre wiadomości o tobie, a jak się zjawiasz, to z
kłopotem. (s. 398)
Ten
młody mężczyzna, absolwent lwowskiej szkoły kadetów, ukrywający się na początku
pod pseudonimem „Len”, daje się poznać jako dobry, odważny żołnierz. Dąży do
podporządkowania się legalnym władzom wojskowym. Szybko awansuje, dowodzi coraz
większymi oddziałami, a jego brawurowe akcje przeciwko wrogom Polski przynoszą
mu chwałę. Sam daje w walce bezpośredni przykład swym ludziom i nic dziwnego,
iż żołnierze i ochotnicy chcą służyć pod jego dowództwem, chcą być czartakami,
diabłami. W tym szale wojennym Stachu zachowuje człowieczeństwo – potrafi
docenić piękno przyrody wołyńskiej, wspomina swoją żonę Helenę, ma sumienie i
honor, uświadamia sobie, że życie nie jest mu obojętne...
My musimy żyć,
by walczyć, cywile, a w szczególności dzieci, by budować wolną i niepodległą
Polskę. (s. 151)
Zwykli
ludzie, mężczyźni w różnym wieku, także nastolatkowie przystępowali do
zgrupowań samoobrony, oddziałów partyzanckich, a potem do Armii Krajowej i
Wojska Polskiego, aby móc walczyć w obronie swoich rodzin, sąsiadów, Polaków, w
obronie swego kawałka ziemi. W obronie Polski. Dla nich najważniejsza była
wolność i niepodległość Ojczyzny, spokojne życie. Zdawali sobie sprawę, że w
każdej chwili mogą zginąć. Ale lepiej zginąć w walce z wrogiem, niż być
zamordowanym przez mołojców w czasie napaści na wieś. Do oddziałów polskich
przystępowali też Polacy siłą wciągnięci do niemieckiej policji czy
bolszewickiej armii. Służyły w nich również kobiety i to nie tylko jako
sanitariuszki. Ich odwaga i poświęcenie również zasługuje na uznanie. W każdej
chwili gotowość bojowa oddziału musiała być zachowana.
To walka na
śmierć i życie, oni nie będą mieli dla was litości, a tylko wy jesteście
nadzieją dla tych rodzin. (s. 153)
Bo
trzeba zachować społeczeństwo, choć Ukraińcy nie mieli litości dla Lachów. W
ruch szły widły, siekiery, topory, kosy, noże i zdobyczna broń, a po stronie
polskiej nawet szabla i cegła. Banderowcy nie mieli sumienia, gwałcili kobiety
i dziewczęta, rabowali wszystko, zaś zabijanie traktowali jak dobrą zabawę – bezcześcili
zwłoki traktując je czasami jak kukiełki. To, co wyprawiali z dziećmi, jest
niewyobrażalnym okrucieństwem i czymś nie do pojęcia. Te opisy zapierały dech w
piersi z emocji i niedowierzenia, z przerażenia, że ludzie mogą być tak okrutni
wobec dzieci. Do tego banderowskie mordy ludności cywilnej. Autor na szczęście
nie epatuje na każdej stronie brutalnością i zezwierzęceniem instynktów
mołojców, opisuje życie Stacha i jego oddziału, a przez to działania wojenne na
Wołyniu.
Bez litości.
„Kusy”, dla nich czapa. (s. 298)
Okazanie
litości na wojnie może się okazać śmiertelnym zagrożeniem, dlatego nie mają jej
też polscy żołnierze dla swych wrogów. Różnica między nimi polegała na tym, że
oni wiedzieli, co to honor i równa walka. Rozstrzelanie lub szubienica…
wystarczały, gdyż darowanie życia mordercom po prostu nie wchodziło w grę. W
walkach giną też przyjaciele leśnych, towarzysze broni, ale to żywych mają się
oni bać, nie zaś zmarłych. Jeśli chcą przeżyć, muszą przygotować się na
najgorsze. Muszą też prowadzić ostrożną politykę z Niemcami i sowietami, a czasem
stawać się aktorami w teatrze wojny, wtedy przydawała im się znajomość języków
obcych...
Blask ogni,
przeraźliwe skowyty psów, przeciągłe ryki cierpiących zwierząt domowych i co
jakiś czas rozbrzmiewająca krótka palba – to wszystko razem mroziło krew w
żyłach nie tylko kobietom i dzieciom. (s. 177)
Do
tego śmiertelny kwik koni, wrzaski rannych i przerażonych ludzi, kłębowiska
ciał, huk wystrzałów. Tak wygląda wojna. Opisy akcji, napaści, zasadzek,
potyczek, walk, bitew są tak sugestywne, tak oddziałują na zmysły czytelnika,
że jego wyobraźnia mimowolnie się uruchamia. Obrazy te nie pozostają bez echa w
czytelniku. Każda z nich pozostawia jakiś ślad i zmusza do refleksji. Człowiek
się zastanawia, po co to wszystko było? Po co tyle przelanej krwi? W imię czego?
Kiedy człowiek przekracza granicę człowieczeństwa? Co w nim wyzwala dzikie
instynkty i bestialstwo?
„Niech żyje Samostijna Ukraina! Niech żyje
Taras Bulba!”. (s. 55)
Ukraińcy
zwani mołojcami, banderowcami, striłcami, hajdamakami walczą o odzyskanie
„swojej ziemi”. Swojej w ich mniemaniu, bowiem lud wołyński obejmował w 1943
roku Żydów, Rosjan, Czechów, Polaków i Ukraińców, a cierpieli wszyscy. Nazywani
są oni zwyrodnialcami, bo po sobie pozostawiają piekło. Ich bestialstwo
wstrząsa nawet żołnierzami zaprawionymi w boju, którym przyjdzie stanąć w
śmiertelne szranki. To za nich wstydzą się nieliczni Ukraińcy…
Z
kolei sowieccy partyzanci nie byli ani gorsi, ani lepsi od banderowców, na
pewno byli dwulicowi. Nie mieli litości dla swych przeciwników. Z domów
okolicznej ludności „rekwirowali” wszystko jak leci i pakowali na furmanki
zaprzęgnięte w konie miejscowych chłopów – odzież, pościel, jedzenie, inwentarz
żywy. Wynosili wszystko, co się dało. Opornych zabijali…
Ile już
widzieliśmy takich stodół? Ta wojna to jakiś dopust Boży albo raczej szatański.
Oto, do czego doprowadziliśmy my, naród Goethego i Wagnera. Przecież ci ludzie
niedawno żyli w zgodzie ze swoimi sąsiadami. A to jeszcze nie koniec, mój Boże.
(s. 30)
To
słowa Otto Klugera, dowódcy Niemców, który „ruszył” na ratunek ocalałym
mieszkańcom Brzozowych Ostów. Docenia on to, że w czasie Wielkanocy ugościli ich
sympatyczni i otwarci ludzie, którzy nie uważali ich za swoich sojuszników. Prawo
wojenne nakładało na Niemców zapewnienia bezpieczeństwa ludności cywilnej, lecz
oni tylko swój interes widzieli. Wprawdzie Niemcy spełniają swój chrześcijański
obowiązek i badają sprawę mordu, ale tak naprawdę mają oni własne cele. A w
nich to bardziej Polacy im przeszkadzają niż bolszewicy. Żydów już się z
Wołynia pozbyli…
Niech ludzie
popatrzą trochę na sprawność oddziału. Także „Len”: trenujcie tylko to, co już
chłopcy robią równo. (s. 116)
Sprawność
oddziału i duch bojowy oraz wygrane walki z hajdamakami podnosiły morale
mieszkańców polskich wsi. Patrzenie na „swoich” chłopców gotowych walczyć w ich
obronie wyciskała łzy wzruszenia. W podzięce miejscowi dzielili się z nimi
żywnością, dawali im schronienie, dostarczali informacji, po prostu pomagali
jak mogli. I cieszyli się z tego! A zadaniem polskich żołnierzy była między
innymi obrona bezbronnych. To oni szafowali swoim życiem. Wielu zostało
rannych, wielu poległo. Obraz walczących Polaków ukazany przez autora według
mnie jest nieco przerysowany, nieco wyidealizowany. W ciągu siedmiu miesięcy
akcji opisanej na stronach książki Polacy od początku pokazani są jako ci
sprytniejsi, odważniejsi, waleczniejsi, przewidujący, planujący, bardziej
szaleni w swej walce i przygotowani na różne przeciwności losu. Ale to moje wrażenie.
Dziadku,
ojczyzna wzywa! (s. 219)
Autor
szczególnie podkreśla rolę patriotyzmu w powieści. Polacy chcą iść walczyć w
obronie Polski, w obronie swojego skrawka ziemi i swoich bliskich. Wiedzą, że
mogą zginąć, ale Ojczyzna jest dla nich cenniejsza od własnego życia. Nawet
kilkunastoletni chłopcy garnęli się do wojska. Ich znajomość topografii terenu
czy sąsiadów przydawała się żołnierzom. Od samoobrony przez partyzantkę i Armię
Krajową do Wojska Polskiego. Każdy ochotnik, a ci nie tylko byli Polakami,
składał przysięgę. Jako żołnierz każdy chciał mieć nie tylko broń, ale przede
wszystkim biało-czerwoną opaskę i orzełka oraz mundur. To wzmacniało
patriotyzm, podkreślało polskość i bardzo motywowało do walki. Do tego pieśni
religijne śpiewane podczas modlitw czy apelów. Morale budował i wzmacniał dobry
dowódca, a tym „Czart” był na pewno. Umiał zagrzać swoich chłopców do walki,
umiał ich poprowadzić do boju, choć czasem jego plany były wręcz szalone.
Żelazna
dyscyplina to podstawa przetrwania w lesie. […] Dotyczy to wszystkiego, zarówno
walki, jak i odpoczynku. Nie możemy sobie pozwolić nawet na chwilę
rozluźnienia, żeby przez jakieś głupstwo nie dać się namierzyć. (s. 199)
Rygor,
dyscyplina, a nawet tresura w czasie dłuższego wypoczynku są najważniejsze.
Rozkazy dowódcy służą czemuś, a podkomendny nie musi wiedzieć czemu.
Podstawowym obowiązkiem partyzanta jest dbanie o higienę – kąpanie, pranie, strzyżenie,
budowanie latryn. Oczywiście w miarę możliwości. Opisany został ciekawy sposób
na pozbycie się wszy z ubrań w czasie pobytu w lesie. Warto zwrócić uwagę na oddział
Stacha, w którym obowiązuje surowy dryl wojskowy – codzienna gimnastyka,
modlitwa poranna i śpiewanie pieśni religijnej, apel. To wyróżnia jego oddział
wśród innych. W dużym obozie inni biorą z niego przykład, uczą się, szkolą. W obozie
dodatkowo każdy wypełnia swoje obowiązki obozowe, gdyż ten obóz funkcjonował
jak małe miasteczko.
Pamięć ludzka
jest zawodna, a w wolnej Polsce takie dokumenty będą świadectwem historii. (s.
83)
Nie
jestem historykiem ani wielką pasjonatką historii, ale lubię czytać powieści
historyczne. Piotr Tymiński właśnie taką powieść napisał. Książka Wołyń. Bez litości oparta jest na
autentycznych wydarzeniach (o bestialstwie mołojców wiem z wiarygodnego źródła).
Przytoczony w powieści został rozkaz nr 2 Komendanta Okręgu Wołyń AK z dnia 22
kwietnia 1943 roku. Walki na Wołyniu, składanie przysięgi, spisanie listy partyzantów
ze ślubowania oddziału wraz z ich danymi osobowymi i pseudonimami to prawda
historyczna, którą autor „dostosował” do potrzeb powieści. A może to raczej prawdopodobne
losy Staszka Morowskiego osadzone zostały na tle historii.
Jesteśmy tylko
ludźmi i aż ludźmi, Heniu. (s. 390)
Losy
ludzi warunkuje wojna, a raczej ci, którzy nią dowodzą. Każdy z bohaterów kogoś
stracił, każdy przeżył traumę. Przerażenie i żal mieszają się z litością i
złością. Czytelnik widzi okrucieństwa, słyszy odgłosy wojny, czuje swąd
spalenizny, dotyka rannych i zamordowanych. Przeżywa wszystko, jakby przeniósł
się w czasie i brał udział w walkach lub tam żył. Dlatego ostrzegam, że to
książka dla czytelników o mocnych nerwach i tych, którzy choć trochę wiedzą o
akcjach UPA, o historii Wołynia, o okrucieństwach mołojców, z których obcinanie
uszu było najłagodniejszą formą. Przyznam się, że łzy mi pociekły dwukrotnie…
Uważam, że każdy
ma prawo żyć bez względu na to, jaki tu będzie kraj. (191)
Ukrainiec
Wasyl Czupurnyk słusznie zauważył, że na Wołyniu wszyscy są od wieków i że nie wszystkich
zaślepił nacjonalizm. Bo najważniejsze jest codzienne życie, przywiązanie do
ziemi i tradycji, do rodziny. Przyroda jest dla ludu wołyńskiego bardzo ważna i
nie zwraca uwagi na zawieruchę wojenną. Latem 1943 roku pszenica wybujała,
ziemniaki obrodziły. Pory roku wyznaczają prace polowe i w obejściu. Pojawiają się
bocianie gniazdo i kraczący kruk, a ich symbolika jest bardzo wymowna dla
bohaterów. Tak samo wymowne jest zakończenie powieści, które mimo wszystko daje
nadzieję na lepsze jutro. Trochę mam żal i czuję niedosyt, że autor zakończył
powieść, gdy walki wciąż trwają, bo oczekiwałam bardziej konkretnego
zakończenia. Opis kilku miesięcy walk na Wołyniu wzbudził mój czytelniczy
apetyt, by poznać dalsze losy Stacha, jego oddziału oraz Polaków, a nie wiem,
czy będzie kontynuacja.
Hurra! W pered.
Byty Lachiw! (s. 162)
Mimo
trudnego tematu i okropnych opisów książka napisana jest przystępnym językiem i
dobrze się ją czyta. Jest dynamicznie, spójnie i płynnie, a przez to bardziej
wiarygodnie, choć kilka poważnych błędów znalazłam. W powieści pojawiają się ukraińskie
cytaty, lecz nie ma ich tłumaczeń, co będzie trudne dla czytelników, którzy nie
znają choćby języka rosyjskiego. Jest też kilka obcych wyrazów, które mogą
sprawić trudność (np.: lizjera, podwody, nagant), ale generalnie ich znaczenie
da się wywnioskować z treści. Pomijam nazwy pistoletów, karabinów, stopni
wojskowych czy typów oddziałów, bo tutaj to nie ma większego znaczenia dla treści.
W powieści pada wiele nazw wsi, przysiółków, kolonii, jednak dla czytelnika są
to tylko puste nazwy, gdyż nie wie on, gdzie one dokładnie leżą. Przydałaby się
mapa Wołynia, by czytelnik mógł się dobrze zaaklimatyzować na wołyńskiej ziemi i
poruszać się po niej w czasie walk o Polskę.
Bóg nas,
Ukraińców, za ten grzech śmiertelny pokara, oj pokara. Wybaczcie, ludzie. (s.
17)
Wołyń. Bez litości to książka
niezwykła – brutalna i dająca nadzieję, przerażająca i wzruszająca, opisująca
walkę o przetrwanie Stanisława Morowskiego na tle historycznych wydarzeń, zagłady
ludności polskiej na Wołyniu. Miesza ona w sobie brutalność z empatią, kreację świata
przedstawionego z historycznością, prawdopodobieństwo z faktami historycznymi, piękno
przyrody ze zgliszczami wsi i pomordowanymi mieszkańcami, planowanie akcji z
podejmowaniem szybkich decyzji, leśną ciszę z odgłosami walki, walkę z
ratowaniem życia i pogrzebem, życie ze śmiercią, wojskowy polski dryl z
rozpasaniem sowieckim, wspomnienia o ukochanej z okrucieństwem mołojców. A w
tym wszystkim, w tych nieludzkich czasach przyjaźń i miłość znajdują dla siebie
miejsce... I chyba to jest najważniejsze.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Zdecydowanie idealna pozycja dla mojego narzeczonego!!:)
OdpowiedzUsuńTo wiesz, co masz robić! :)
Usuń