Tytuł:
Zezia i Giler
Ilustracje:
Marek Bogumił
Wydawnictwo: Pascal
Liczba stron: 120
Oprawa: twarda
Data wydania: 2012
Oprawa: twarda
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7642-089-9
„Zezia
i Giler” to debiut literacki Agnieszki Chylińskiej, oparty na jej własnych
wspomnieniach. To opowiedziane w sposób dziecięcy historie o marzeniach i
problemach, szkole i wakacjach. Głównymi bohaterami książki są: ośmioletnia
Zezia i jej pięcioletni braciszek Czarek zwany Gilerem, rodzice oraz mniej lub
bardziej spokrewnione z rodziną Zezików postacie. Z książki dowiemy się, jaki
jest najlepszy na świecie sposób na obieranie ziemniaków, jak sprawić, by w
szufladzie rycerze walczyli ze smokami oraz kto to jest IDŹSTĄD. Każdy z
rozdziałów posiada ważne przesłanie i walory edukacyjne. Dostępny także
audiobook czytany przez... samą Agnieszkę Chylińską.
Kiedy
się dowiedziałam, że Agnieszka Chylińska napisała książkę dla dzieci Zezia i Giler, to bardzo chciałam ją
przeczytać z ciekawości i zawodowego punktu widzenia. W moich bibliotekach tej
pozycji nie mieli, ale udało mi się ją dostać w bibliotece w Gdańsku. Między
zabiegami poznawałam historię Zezi i jej bliższych oraz dalszych krewnych i znajomych.
Zezia,
a tak naprawdę Zuzia Zezik, ma 8 lat i zaczęła nosić okulary. Gdy brat zobaczył
ją w szkiełkach po raz pierwszy, powiedział: "Zezia" i tak już
zostało. Z kolei 5-letni Czarek ma kłopoty z chustką do nosa i katarem, dlatego
został nazwany Gilerem. Pierwsze rozdziały przedstawiają całą rodzinę, kotkę
Idźstąd, sąsiadów, koleżankę Zezi. To opisy. I są one oczywiste, gdy kogoś
lepiej chcemy przedstawić. Jednak na tym się nie skończyło… Wszystkie rozdziały
to opisy! A jak wiadomo opis jako forma wypowiedzi jest statyczny. To właśnie
przede wszystkim spowodowało, że w tej książce dla dzieci brak typowej,
dynamicznej akcji! A szkoda, wielka szkoda…!
Przyznam
szczerze, że się trochę nudziłam właśnie z powodu źle dobranej formy wypowiedzi
i braku fabuły, braku akcji. Nie wiem, jak odbierają tę książkę dzieci i nie
będę mogła tego przetestować na swoich uczniach w trakcie zajęć czytelniczych.
Ja jestem zawiedziona. A może nie powinnam być, skoro na tylnej okładce opinie
znanych celebrytów zachwalają książkę pod niebiosa?
Co
mnie jeszcze raziło? Zapis… czasami tylko jeden akapit był na stronie, choć
czcionka i interlinia odpowiednie dla dziecka. Kompletny brak dialogów, od
czasu do czasu tylko w cudzysłowach pojawiały się przytoczone wypowiedzi z
różnych sytuacji. Narracja niby 3-osobowa, choć świat przedstawiany jest z
punktu widzenia 8-latki. Składnia momentami też kulała. Trochę jakby
stylizowana na dziecięcą. A z drugiej strony zdania były… zbyt wielokrotnie
złożone, a nawet źle rozpoczynane (No
więc…). Niezbyt bogate słownictwo
autorki, wiele powtórzeń, a Zezia Zezię Zezią poganiała... Dziwne zakończenie,
a właściwie jego brak. Po prostu skończył się kolejny rozdział i skończyła się
książka. Tak mogło by się stać po każdym rozdziale. Nic by się nie straciło.
A
co mi się podobało? Na pierwszym miejscu ilustracje Marka Bogumiła. Czarno-białe,
klasyczne w linii, bez udziwnień i dobrze dopasowane do treści. Nazwy własne
bohaterów: Babcia Jasnowłosa, Babcia Ciemnowłosa, Wujek Rolnik, Pani Artystka,
Straszny Pan, Czarna Pani, Pan Trampek, Pani Tyka, Pani Modelka. Poczucie
humoru autorki, choć był ono bardzo przytłoczone formą wypowiedzi i tyko z
rzadka się przebijało. Jeden cytat pozwolę sobie przytoczyć: Miała też ulubiony moment, gdy wszyscy w
kościele śpiewali: „święty, święty, święty Pan Bóg zastępów”. Potem trzeba było
zaśpiewać „chwała na wysokości”. Zezia zawsze zastanawiała się , na jakiej
wysokości znajduje się ta chwała, i wymyśliła, że chwała będzie na wysokości
tylu metrów, ile lat będzie mieć Zezia. I kiedy wszyscy w kościele głośno
śpiewali: „chwała na wysokości”, to Zezia szybciutko dodawała po cichu: „ośmiu metrów…”[1].
Niektóre pomysły na zabawy, bowiem każde
zadanie, zwłaszcza takie, które się
Zezi szczególnie dłużyło, można było zamienić w zabawę[2].
I tak czyszczenie sztućców to walka rycerzy z rozbójnikami w obronie
księżniczek i ich córek, zaś obieranie ziemniaków to zabawa w fryzjera w
koszarach.
Co
mnie zaskoczyło? Na mikołajki dzieci ustawiają buty na parapecie (u mnie koło
łóżka). I to, że 8-latka obiera wielka gar ziemniaków na obiad i myje
kaloryfery szczotką na druciku! Na podstawie opisów Zezi dałabym bohaterce co
najmniej 10 lat, tak więc i postacie nie są do końca dobrze stworzone.
Zezia i Giler według mnie to
spostrzeżenia małej dziewczynki zamknięte w opisach poświęconych różnym tematom
(Łikend, Nocne Łałaki, Święta, Wakacje itd.). Rozdziały ułożone zostały
tematycznie w dowolnej kolejności, tak więc jakiegoś planu, konstrukcji w
powieści brak, pomysłu na książkę tak naprawdę też. Czytajcie na własną
odpowiedzialność. Wiele czasu Wam to nie zajmie. Ja do tej pory nie wiem, jaki
był zamysł Agnieszki Chylińskiej na tę powieść, co piosenkarka chciała w niej przekazać...
I zdziwiłam się, że Agnieszka Hetnał (redaktor naczelna Wydawnictwa Pascal) nie
dopracowała rękopisu.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
:/ Szkoda, że książka taka niedopracowana :/ Chciałam przeczytać, a teraz sama nie wiem...
OdpowiedzUsuńSą i pochlebne recenzje w sieci. Sama powinnaś wyrobić sobie opinię o tej książce.
UsuńJa od samego początku byłam scpetycznie nastawiona to książki Chylińskiej. Jakoś nie mogę tego ogarnąć.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię :)
UsuńPodzielam pogląd awioli. Nigdy nie ciągnęło mnie do tej ksiazki, jakoś podświadomie czułam, że nie znajdę w niej tego, czego oczekuję od literatury...
UsuńDobra intuicja!
UsuńSkoro ciebie nie zachwyciła, to ja jednak spasuje.
OdpowiedzUsuńJak chcesz.
UsuńA ja dobrze wspominam "Zezię i Gilera". Książeczka spodobała się zarówno mi, jak i 6-letniemu bratu.
OdpowiedzUsuń:) Różne są opinie. Jestem bardzo ciekawa, jakby moi uczniowie zareagowali na tę pozycję...
UsuńNazwisko autorki i zwykła ciekawość oczywiście i mnie pokusiły do wspólnego czytania z 6 -letnim synem jej najnowszej książki dla dzieci "Labirynt Lukrecji".
OdpowiedzUsuńTotalnie psychodeliczna , szarobura, monotonna , przygnębiająca ....a jednak przyciągająca z ciekawości , czy coś pozytywnego, kolorowego emocjonalnie pojawi się w całej historii , w życiu dorastającej Lukrecji.
Dosłownie kilka ostatnich stron książki wywołało we mnie pozytywne emocje , lecz ku mojemu zaskoczeniu , ogromnemu z resztą , 6 letni Maciek słuchał jej z otwartą buzią.
Czasem przerażony , współczuły , zamyślony .
Własnymi emocjami, oczyma dziecka znalazł dla siebie w tej osobliwej opowieści wiele dobrego, wyciągnął wnioski i podsumował i myślę,że czegoś się nauczył.
Także mieszane mam emocje po tej lekturze , ale chyba warto było.
Na pewno jest to zupełnie inny rodzaj literatury dla dzieci i dużo więcej głupawych bajek wala się na półkach w księgarniach, bibliotekach i naszych domach.
pozdrawiam .
Każdy patrzy na książkę swoim oczami, swoimi emocjami. Dobrze, że Maciek znalazł w książce coś dla siebie... I ja pozdrawiam :)
Usuń